Zakończyły się Spotkania Teatralne

spektakle imponujące rozmachem i różnorodnością

Podobno przed premierą "Brygady szlifierza Karhana"; Teatr Nowy w Łodzi zamówił 300 kilogramów żeliwnych nakrętek, jednego z najbardziej zaskakujących rekwizytów w tym przedstawieniu.

A i tak musi zapasy uzupełniać, bo spadające na scenę śruby po każdym spektaklu publiczność skrzętnie zbiera na pamiątkę. Nie nakrętki wszakże stanowią o tym, że w moim prywatnym rankingu wystawiona w niedzielę, 17.05. "Brygada szlifierza Karhana"; okazała się jednym z najciekawszych przedstawień XX Gliwickich Spotkań Teatralnych.

Szkoda tylko, że tytuł znany historykom teatru, współczesnemu widzowie niewielu już mówi, frekwencja na spektaklu była więc taka sobie. Tymczasem zespół łódzkich realizatorów, pod wodzą reżysera Remigiusza Brzyka, przeszedł sam siebie adaptując widowisko do przestrzeni Ruin Teatru Miejskiego. Przez dobę pracowano tu w pocie czoła, ale rezultat był wspaniały. Wydawało się, że łódzkie przedstawienie zostało wręcz w Ruinach zrealizowane, tak sensownie wykorzystany był każdy detal wypalonego wnętrza. Sam zaś spektakl pokazuje, czym w teatrze jest pojęcie interpretacji. Tekst Vaška Kani to sztandarowy przykład literatury socrealistycznej, doprawdy trudny dziś do strawienia po kilkunastu minutach. Gdy jednak przed sześćdziesięciu laty "Brygadę..."; zrealizował w Łodzi Kazimierz Dejmek, wielu grających w niej aktorów, a i widzów także, zaangażowanych było w tę realizację naprawdę szczerze.

Remigiusz Brzyk, przy współpracy dramaturga Tomasza Śpiewaka, swój spektakl buduje z kilku warstw: fragmentów sztuki Kani, granych przez współczesnych aktorów, archiwalnych zapisów spektaklu Dejmka oraz starych kronik filmowych. Te, pozornie nieprzystające do siebie jakości, łączy zaś nowoczesnymi środkami inscenizacyjnymi, nadając całości "marszowy" rytm muzyczny, a zgrzytający realizm zamieniając na metaforę (pani sekretarz partii to skrzyżowanie wytwornej damy z wróżką, wyścig pracy przypomina figury breakdance etc).

Powstało widowisko wyjątkowo mądre i zaskakujące formalnie. Brzyk i jego aktorzy nie oszczędzają tekstu Kani, ukazują schematyczność postaci i propagandowe przesłanie intrygi. Ale nie szydzą z pokolenia ojców i dziadków ludzi, dla których każda minuta pracy rzeczywiście oznaczała ileś tam nowych silników samochodowych czy maszyn włókienniczych i autentycznie wierzących w to, że pracują dla dobra kraju i rodaków. Udało się nawet coś więcej - na kanwie tekstu o socjalistycznym wyścigu pracy, łódzki spektakl pokazuje, że i nasze czasy... tak bardzo nie różnią się od tamtych. Przynajmniej, gdy idzie o uprzedmiotowienie człowieka w zakładzie pracy czy grę propagandową polityków.

Tegoroczne Gliwickie Spotkania Teatralne imponowały nie tylko rozmachem, ale i różnorodnością oferty. Dla niektórych widzów było tej oferty nawet za dużo na raz (zdarzały się dni, w których były aż trzy ciekawe imprezy). Nie zawsze sprawdzało się założenie, że miłośnicy teatru alternatywnego na pewno nie zechcą zobaczyć tradycyjnej do bólu inscenizacji "Słonecznych chłopców", w której co prawda tekst mocno kulawy, ale za to kreacje Zbigniewa Zapasiewicza i Franciszka Pieczki, godne pokazywania w szkołach aktorskich. Oczywiście narzekanie na bogaty repertuar nie jest niczym innym jak tylko malkontenctwem, ale może by tak wydłużyć czas trwania gliwickiego przeglądu...?
Gdy idzie o wzruszenia, palmę pierwszeństwa publiczność przyznałaby zapewne wystawionemu w sobotę "zdarzeniu teatralno-ulicznemu", czyli spektaklowi "Lament na placu Konstytucji" w wykonaniu warszawskiego Teatru Polonia, szczególnie zaś Barbarze Wrzesińskiej. Skromne, kameralne, ale bardzo bliskie rzeczywistości wyznania trzech pokoleń kobiet prezentowane były w Gliwicach w dwóch plenerach. Jeśli istnieje magia miejsca, to zaiskrzyła ona na skwerze przy Zamku Piastowskim. W deszczu tkwiło tu kilkuset widzów, chłonących każde słowo spektaklu, zbudowanego jak nieoczekiwane wyznania przypadkowego przechodnia.

Z  "Lamentem" konkurować mógłby jednak i sobotni "Czas matek" Teatru Ósmego Dnia, choć to widowisko inne pod każdym względem - metafora buntu przeciw wojnom, zabierającym rodzicom ich dzieci, rozpięta na wielkich widowiskowych płaszczyznach.

Obydwa spektakle, tak różne formalnie, łączyła ta sama temperatura emocjonalna, nazywana górnolotnie porozumieniem z widownią.

To tylko kilka przykładów z ponad 20 atrakcji oferowanych w tym roku w Gliwicach. Następne Spotkania Teatralne dopiero za rok, ale w tym mieście co chwilę dzieje się w kulturze coś ciekawego, więc nie wpadajmy w przygnębienie.
(ah)

Henryka Wach-Malicka
Dziennik Zachodni
20 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia