Żal za teatrem

Okiem Jerzego Stuhra

- Żal wielkości i wrażliwości, które niegdyś towarzyszyły pojęciu sztuki scenicznej. Mówiliśmy nie tak dawno o zakończonym w Sopocie festiwalu radiowo-telewizyjnym "Dwa Teatry", ale przecież nagrody aktorskie, które są tam wręczane, to jest właśnie prawdziwy i namacalny hołd złożony klasycznemu aktorstwu teatralnemu, odbieranemu na dodatek za pośrednictwem innych mediów, czyli radia i telewizji

Od czasu do czasu narzeka Pan nawspółczesnych aktorów. Nawet na tych, którzy wychodzą "spod Pańskiej ręki". To pochodna narzekań na obecny teatr, odmienny od tego, do którego przywykliśmy. Ale może trzeba patrzeć w przód, a nie w tył?

- Zapewne tak, ale żal wielkości i wrażliwości, które niegdyś towarzyszyły pojęciu sztuki scenicznej. Mówiliśmy nie tak dawno o zakończonym w Sopocie festiwalu radiowo-telewizyjnym "Dwa Teatry", ale przecież nagrody aktorskie, które są tam wręczane, to jest właśnie prawdziwy i namacalny hołd złożony klasycznemu aktorstwu teatralnemu, odbieranemu na dodatek za pośrednictwem innych mediów, czyli radia i telewizji. Mówiąc o tym, spójrzmy bardziej na teatr telewizji, bo teoretycznie przynajmniej bywa w warsztacie aktorskim bardziej "podobny" do prawdziwego teatru.

To prawda, że to są nagrody za całokształt, a więc wiadomo, że laureaci są artystami o sporym dorobku. Ale w tym roku Hanka Polony i pan Ignacy Gogolewski, w zeszłym roku Anna Seniuk i ja, rok wcześniej Jurek Trela - każde z nas miało w swoim życiu szansę, by kilkadziesiąt razy wystąpić w telewizji i to w prawdziwym spektaklu teatralnym.

Bo nie był to "teatr faktu", tylko wielka klasyka! Czechow, Turgieniew, Szekspir i tylu innych... my w tym graliśmy! Te nagrody są więc także ukłonem w stronę dawnego wielkiego teatru telewizji, a przez to, że niemal wszyscy jesteśmy z Krakowa i z krakowskich teatrów, to jest to specjalny ukłon w stronę tego teatru telewizji, który istniał właśnie w Krakowie przez kilkadziesiąt lat!

A więc chwała festiwalowi za to, że o tym pamięta i chce, aby obecna widownia też o tym pamiętała.

Ale jest to również jakby "pogrobowiec tamtego teatru". Możemy tak powiedzieć, bo już nie gramy takiego teatru, już nie patrzymy na klasykę w ten sposób. A nasi uczniowie już nawet nie potrafią tak grać.

Bo w gruncie rzeczy młodzi aktorzy to się zaledwie przyuczają do telenowel i tak naprawdę taka forma jest dla niektórych z nich tzw. szczytem artystycznych marzeń.

A tam, w telenoweli gra się "żyćko", a my graliśmy potężne problemy wielkich bohaterów. To jest różnica niemal nie do ogarnięcia. I nie wystarczy ripostować, że żaden scenarzysta nawet najbardziej popularnej telenoweli nie potrzebuje natychmiast stawać się Augustem Strindbergiem, by zainteresowała się nim telewizyjna widownia! Wystarczy mu, aby "być sobą", cokolwiek by to znaczyło.

Ale też nie chodzi o to, by poczuć się "usprawiedliwionym". Albo powiedzieć, że "takie czasy" i pozostawić wszystko swojemu biegowi.

Dlatego to wszystko, co mówię od czasu do czasu na ten temat i to, gdy żałuję i czego żałuję, to jest tylko konstatacja. Tak po prostu jest. A dlaczego? Może zmieniło się zainteresowanie klasyką, a może nikt od aktorów nie wymaga dawnej wyrazistości?

Bo, gdyby trzeba się było pocieszyć lub spojrzeć optymistycznie, to argumenty artystyczne by się znalazły. Na tym samym sopockim festiwalu można było zobaczyć znakomitą inscenizację "Moralności Pani Dulskiej", w reżyserii Marcina Wrony.

Przedstawienie zostało dostrzeżone, a odtwórczyni głównej roli otrzymała nagrodę. Prawdziwie nowatorskie założenie inscenizacyjne, które świadomie wyrwało dramat z jego czasów, by je zuniwersalizować - ustawiło postaci, pokazało aktorstwo wyraziste i prawdziwe.

A przecież wykonawcy byli młodzi, część z nich, wraz z Hanką, z Hesią, ze Zbyszkiem i przede wszystkim z Panią Dulska, w znakomitym wykonaniu Magdaleny Cieleckiej, to byli nasi, krakowscy absolwenci. A więc nie jest tak źle.

O czym to jednak świadczy? Może i o tym, że aktorstwo "prawdziwe", a więc wrażliwe na klasykę, wyraziste wymaga sprzyjającej aury. To reżyser musi zapragnąć takiego aktorstwa, to całość inscenizacji musi stworzyć aktorom szansę na wykorzystanie ich klasycznego warsztatu, to wszystko więc musi być działaniem wspólnym. Nie jest przypadkiem, że teatr jest działaniem zespołowym.

Maria Malatyńska
Polska Gazeta Krakowska
13 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...