Zamknięcie rozdziału

zakończenie sezonu w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie

Dwoma spektaklami komedii Szekspira "Wiele hałasu o nic" w reżyserii Tadeusza Bradeckiego Teatr im. J. Osterwy zakończył sezon artystyczny 2010/2011. Sezon szczególny, bowiem - jak się okazało w drugiej jego części - ostatni pod artystyczną dyrekcją Krzysztofa Babickiego. Zmiana na tym stanowisku, decydującym wszak o wszelkich kwestiach artystycznych - zespole, repertuarze, zapraszanych reżyserach, etc. - uzasadnia, jak sądzę, stwierdzenie, że oto zamknął się pewien rozdział w historii lubelskiego teatru

Oczywiście nie miejsce tu na podsumowywanie całej kadencji Babickiego, choć owych jedenaście sezonów z pewnością na to zasługuje i być może warto będzie do tego tematu powrócić. Wszelako godzi się przypomnieć, choćby w kilku zaledwie zdaniach, najważniejsze wyznaczniki owego okresu. Ocena poziomu artystycznego poszczególnych spektakli to oczywiście kwestia indywidualna; każdy z widzów ma tu z pewnością własną opinię. Ale faktem obiektywnym jest przemyślana i konsekwentna polityka repertuarowa, harmonijnie łącząca wielką klasykę, polską i światową, z dramaturgią współczesną, nierzadko prapremierową, a nawet pisaną specjalnie dla lubelskiego teatru. Niewątpliwą zasługą Babickiego jest również zbudowanie bardzo dobrego zespołu, potrafiącego sprostać owej repertuarowej różnorodności. I wreszcie - co jest wskaźnikiem najbardziej konkretnym - podniesienie frekwencji na spektaklach z niespełna 40 do ponad 90 procent.

Wróćmy jednak do zakończonego właśnie sezonu. Teatr Osterwy, zgodnie z utrwaloną tradycją, zaprezentował w nim cztery premiery. Dwie z nich zrealizował Krzysztof Babicki i jeśli uznamy je za pożegnanie z lubelską sceną, to trzeba przyznać, że było to pożegnanie godne. Pierwsza z owych realizacji to "Zbrodnia i kara" według powieści Dostojewskiego. Babicki wielokrotnie powtarzał, że teatr musi opowiadać historie. Jeśli tego nie czyni - jest to niewybaczalne. I lubelska "Zbrodnia i kara" opowiada historię, jest spektaklem doskonale czytelnym również dla tych widzów, którzy nie znają powieści. Ale przecież nie opowieść o morderstwie i śledztwie jest tu najistotniejsza. Dla reżysera ważniejsze od czynów były motywacje bohaterów, a nawet szerzej: cała ich sfera psychologiczna. Inaczej mówiąc - pokazał, co robią, ale postawił przy tym pytanie, dlaczego to czynią. Jakie czynniki determinują ich postępowanie? Unikając przy tym prostych, oczywistych odpowiedzi. Te każdy z widzów musi odnaleźć sam. Co wcale nie musi być łatwe, bowiem poszczególne role są całkowicie świadomie skonstruowane tak, by wydobyć i zaakcentować ich złożoność. To z pewnością było wielkim wyzwaniem dla wykonawców; wyzwaniem, z którym - trzeba to wyraźnie powiedzieć - cały zespół poradził sobie znakomicie. A Szymon Sędrowski (Porfiry), Mikołaj Roznerski (Raskolnikow) i Agata Moszumańska (Sonia) stworzyli kreacje wręcz wybitne. I tylko można żałować, że po "Biesach", "Idiocie" oraz "Zbrodni i karze" Krzysztof Babicki nie zrealizuje w Lublinie "Braci Karamazow". Szkoda.

"Zbrodnia i kara" to spektakl niewątpliwie ważny, ale jeszcze ważniejsza wydaje mi się druga realizacja Babickiego - "Zamknęły się oczy Ziemi" - sztuka napisana przez Pawła Huelle specjalnie dla Teatru Osterwy. O tym dramacie mówiło się (i być może mówi nadal) hasłowo: "sztuka o betankach". I rzeczywiście - wydarzenia w kazimierskim klasztorze były tu punktem wyjścia, ale zarówno sama sztuka, jak i jej realizacja sięgają znacznie głębiej. Nie ograniczają się do opowiedzenia historii betanek, która sama w sobie nadaje się bardziej do tabloidu niż na scenę, ani nawet do pokazania sumy indywidualnych dramatów zakonnic, wnikając wręcz w sferę metafizyki. Obaj twórcy - pisarz i reżyser - odważnie (bo do tego w dzisiejszej Polsce trzeba odwagi) pokazują wynaturzenia, do jakich dochodzi w polskim Kościele. I nie ograniczają się do prostych, behawiorystycznych uzasadnień, ale umieszczają całą tę historię w kontekście psychologicznym z jednej strony, a wręcz historiozoficznym z drugiej. Już tylko to wystarczyłoby do wystawienia spektaklowi bardzo wysokiej oceny. Ale jest coś jeszcze. Dla mnie "Zamknęły się oczy Ziemi" to swego rodzaju rozwinięcie i dopełnienie "Diabelskiego nasienia" Brešana, realizacji z pierwszego sezonu dyrekcji Krzysztofa Babickiego. Można rzec, że swoje lubelskie lata zamyka reżyser w pewnej klamrze, którą stanowią dwa nadzwyczaj ważkie spektakle.

Dwie pozostałe premiery minionego właśnie sezonu miały nieco mniejszy ciężar gatunkowy, co jednak nie znaczy, że nie warto było ich zobaczyć. Tadeusz Bradecki w "Wiele hałasu o nic" dowiódł, że sztuki Szekspira można pokazywać w sposób współczesny, nie "gwałcąc" ich przy tym, co - niestety - nie jest zjawiskiem rzadkim. A Agata Moszumańska (Beatrycze) i Szymon Sędrowski (Benedyk) pokazują, jak wygląda sceniczny duet doskonały. Wreszcie na koniec sezonu wspólnie - artyści i widzowie - pobawiliśmy się teatrem na "Komedii teatralnej" Ahlforsa. I była to dobra zabawa. No, chyba, że ktoś jest zdeklarowanym ponurakiem albo zwyczajnie nie lubi teatru…

A po wakacjach - nowy sezon. Jaki będzie? Zapewne niełatwy. Zespół Teatru Osterwy opuści - oprócz Krzysztofa Babickiego - pięcioro aktorów, i to tych, którzy grywali przeważnie głównie role. Konieczne będą zastępstwa, a być może niektóre sztuki będą musiały zejść z afisza. Trudno mi bowiem wyobrazić sobie "Zbrodnię i karę" bez Sędrowskiego i Roznerskiego, czy "Zamknęły się oczy Ziemi" bez przejmującej Moniki Babickiej. Ale może się mylę; może ich następcy - jeśli tacy będą - okażą się równie dobrzy? Jedno jest pewne: od września otworzy się nowy rozdział historii Teatru Osterwy. Oby był równie ciekawy, jak ten właśnie zamknięty.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
8 lipca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia