Zapowiedź festiwalu

13. Festiwal Teatralny TEATROMANIA w Bytomiu

Symbolem tegorocznej Teatromanii jest ni to kierunkowskaz, ni to stechnicyzowany człeko-potworek Grzegorza Laszuka. Kompletnie zdezorientowany, wyciągający zakończone wtyczkami czułki w tysiącach kierunków naraz i szeroko rozdziawiający wszystkie pięć otworów na wyrastających mu z korpusu centralnych systemach

Doświadczeniem, z którym najczęściej każą nam się skonfrontować performerzy podczas tej edycji festiwalu, jest wyobcowanie i nasza bezradność wobec niego. Już pierwszy spektakl festiwalu, „O niewiedzy w praktyce, czyli rowerem do Portugalii” to dziennik podróży reżysera Piotra Cieplaka, który podczas rowerowej wyprawy poznał Europę, której na co dzień nie dostrzegamy – nieopstrykaną fleszami tysięcy amatorskich fotografów, niedrukowaną w folderach z kredowego papieru, za to zabawną, chwilami senną i lekko monotonną, ale też ze swoją monotonią pogodzoną. Cudownie komponującą się z medytacyjnym rytmem niespiesznie kręcących się szprych i dowcipnie puentującą tekst muzyką zespołu SzaZa. Może to i ostatnie podrygi naszej belle epoque przed kolejnymi falami kryzysu i zamieszek, lecz wciąż tli się nadzieja, że nie ma takiej zawieruchy, która byłaby w stanie zaburzyć statykę tego pejzażu.

Zaraz po tym sielskim obrazku obuchem w głowę uderzy nas obcość koszmarna i mordercza, której dotknął bohater „Godziny 18” Siergiej Magnitski. Był niespełna 40-letnim prawnikiem aresztowanym i osadzonym bez skazującego wyroku. Z racji zawodu Magnitski podczas swojej więziennej gehenny usiłował korzystać ze swoich praw i boleśnie się przekonał, że w rosyjskim więzieniu prawo nie jest gwarantem niczego. Ciężko chory przez potwornie długą godzinę umierał w męczarniach, ale personel więzienia uniemożliwił udzielenie mu pomocy. Z tym drastycznym tematem zmierzył się Teatr.doc – świetny rosyjski zespół, który odcisnął najgłębsze piętno na współczesnym teatrze politycznym i sprawił, że określenie „teatr publicystyczny” przestało być obelgą.

Naturalnie doświadczenie skrajnej obcości nie musi być aż do tego stopnia drastyczne. Tytułowy bohater spektaklu „John Moran w Tajlandii” jest jednym z najwybitniejszych amerykańskich kompozytorów, szerokiej publiczności znanym z uwielbienia, jakie do jego muzyki żywi Philip Glass. Zagubiony gdzieś pomiędzy Berlinem a Bangkokiem z nieważną wizą w ręku obija się niczym dziecko we mgle o dźwięki, pejzaże i przestrzenie, zwłaszcza, że coraz bardziej rwie się ostatnia nitka łącząca go z rzeczywistością – dziewczyna, której John całą tę szaleńczą podróż referuje, coraz mocniej popada w nałóg.

Skoro tyle traumy i lęku może się wiązać z obcością z bliska, co powiedzieć o tej w oddali, zwłaszcza gdy jest niedostępna, niejasna i nieprzenikniona. Forma spektaklu „Czerwony królik, biały królik” wzięła się z prozaicznego powodu. Jego autor – Nassim Soleimanpour – nie mógł wyjechać z Iranu. Dlatego stworzył spektakl, w którym w jego „zastępstwie” może wystąpić ktoś z publiczności. To opowieść o życiu w coraz bardziej wyobcowanym kraju, w którym możliwe stają się coraz pokraczniejsze formy zła. Jego metaforą jest eksperyment, jaki podobno przeprowadzono na stadku królików – gdy jeden z nich wdrapywał się po marchewkę, pozostałe zwierzęta oblewano lodowatą wodą. Efekt badania przeszedł najgorsze wyobrażenia socjologów, a przecież ci i wcześniej nie mieli złudzeń co do psychologii tłumów.

Na pociechę organizatorzy Teatromanii przekonują, że obcość można też odrobinę oswoić. Wisienką na torcie tegorocznego festiwalu będzie spektakl „Pansori Brecht Sacheon-Ga”, w którym tekst „Dobrego człowieka z Seczuanu” Bertolda Brechta śpiewany jest jako pansori – tradycyjna koreańska pieśń epicka. Aby choć trochę przygotować publiczność na piękno i specyfikę tej konwencji, tuż przed spektaklem odbędzie się poświęcona jej prezentacja. Obcość wcale nie musi być nieprzenikalna.

Pola Sobaś-Mikołajczyk
Ultramaryna
3 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...