Żart trumienny

Żart prosto z Małego Ilustrowanego Karawanu. Bowiem autor minidramatów - Henri-Pierre Cami redagował powyższe pismo, sponsorowane przez paryskie zakłady pogrzebowe. Co zaowocowało spektaklem w iście czarnej nucie bohemy francuskiej, która wyśmiewa się ze wszystkiego, co żywe. Bo właśnie o życiu jest C'est la vie!
Scenę nocą - foyer Teatru Dramatycznego opanowały zjawy, o bladych twarzach, ubrane, jak kondukt żałobny, w czarnych pelerynach i melonikach. Zaopatrzone w specyficzny wachlarz wcieleń, a wszystko to z przymrużeniem oka, głównie malowane słowem, autorstwa Cami, ale też wzbogacone ciekawą scenografią. To spektakl oparty na paradoksach, prostych gagach, zaskakujących pointach. To życie w krzywym zwierciadle, biznes, miłość, parada oszustów, szyderców, ludzi bezmyślnych i mądrych. W tym spektaklu każdy uśmiecha się do życia, ale też do śmierci. Spędzamy dwie godziny przy lekkim, choć czarnym humorze, tematy szybko się zmieniają, nie poczujemy znużenia. Mogą nas jedynie boleć policzki od śmiechu. Dużo mamy piosenek, niewątpliwym atutem jest muzyka grana na żywo. Sztuka utrzymana w tonie kabaretowym, z komicznymi zapowiedziami kolejnych scen, jak np. robi to Rafał Olszewski przed skeczem ze Skarbem Emigranta. Nie ma w tym spektaklu subtelności, wszystko narysowane jest grubą kreską, ma się wrażenie pewnej obrazkowości i stop-klatek np. przy Nocy Poślubnej z Arletą Godziszewską na czele. Aktorka o charakterystycznej urodzie świetnie ją wykorzystuje, dając popis wykrzywień i grymasów jako dziewica. Artyści, choć przyprószeni kurzem i w ciemnej scenografii, grają z energią i na mocnych akcentach, co czasem wydaje się niepotrzebne, bo publiczność i tak załapie lapsusy, przeinaczenia i pastisz. To razi w skeczu Depurator, który zresztą i tak jest, jak z innego spektaklu, czy o Wilhelmie Tellu, co bardzo powoli się rozkręca, by w końcu w pijanym zamroczeniu przestrzelić głowę syna. Ale mamy też brylanciki, jak np. Prawo pierwszej nocy - i tutaj jako Babcia ze Szkocji świetny Krzysztof Ławniczak, plus zadziorna piosenka, całego zespołu, czy Zielony Kapturek z Agnieszką Możejko, którego meandry osobowości wyjaśnia końcowe stwierdzenie sfrustrowanego wilka: "Gdzie są te naiwne dziewczynki, które tak łatwo można było schrupać?" "C'est la vie!", to ironiczny, pełen paradoksów i absurdu, choć lekki i prosty spektakl. Dlatego trochę dziwić może końcowy song, w stylu Piwnicy pod Baranami, zupełnie wyabstrahowany - pojawia się w formie przestrogi? Słyszymy, że nie powinniśmy być pewni jutra, że to nasze życie, krótkie, że "do tej trumny swojej, nie trawiony niepokojem, wbijasz hak" widzu drogi. Czy to potrzebne? Może nie, ale mnie się podoba, bo zespół Dramatycznego coraz lepiej śpiewa i jednak coś zostaje z tej świetnej zabawy. Uśmiechamy się do życia...Czego francuski humorysta Cami zrobić już nie może. Teatr Dramatyczny im. A Węgierki w Białymstoku Henri - Pierre Cami "C'est la vie!" przekład: Arnold Mostowicz reżyseria: Piotr Dąbrowski scenariusz: Piotr Dąbrowski muzyka: Jerzy Chruściński teksty piosenek: Andrzej Jacobson asystent reżysera: Julia Wacławik - Dąbrowska Obsada: Agnieszka Możejko, Krzysztof Ławniczak, Piotr Półtorak, Arleta Godziszewska, Marek Tyszkiewicz , Rafał Olszewski Akompaniament: Romuald Kozakiewicz, Robert Minta, Marek Niewiński, Leszek Szymczukiewicz
Agnieszka Michałowska
Dziennik Teatralny Białystok
4 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia