Zasługujemy na najlepsze

13. Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje

Koniec z taryfą ulgową. Koniec z domysłami, co by było, gdyby w tym mieście pojawiły się naprawdę najlepsze i najtrudniejsze spektakle ostatnich lat. Koniec wciskania, że tak naprawdę świetnie znamy się na rzeczy, ale z uprzejmości dla nieco mniej wyrobionego widza wypada też zaprosić kilka prostszych przedstawień. Zasługujemy na to, co najlepsze

W tym roku wszystkie zaproszone z zewnątrz spektakle są bezkompromisowe, wymagające i zwyczajnie piękne. Ten program to kawał dobrej organizatorskiej roboty. Nie wiem jak Wy, ale ja ściskam w ręku karnet i nie zawaham się go użyć.

Jednym z najważniejszych przedstawień zeszłego roku był duszny, przerażający i pod każdym względem wycieńczający zarówno dla widza, jak i dla całej ekipy aktorskiej „Marat/ Sade” Mai Kleczewskiej. Zaproszony na Interpretacje „Babel” zrealizowany w bydgoskim Teatrze Polskim jest następnym krokiem Kleczewskiej na drodze wyznaczonej przez spektakl o kierowanym przez Sade’a teatrze szaleńców.

W „Bablu” reżyserka rozdrapała słowa Jelinek, by dotrzeć do istoty relacji, z której uczyniono rdzeń naszej kultury – do związku pomiędzy synem-odkupicielem i opłakującą go matką. Kleczewska na wszelkie sposoby odbiera malowniczość tej kompozycji. Dzisiejsza Pieta ogląda swojego syna w kostnicy, wysłuchuje z jego ust wulgarne oskarżenia, sama się nad nim na przemian znęca i pochyla z troską, bo pragnie, by i on mógł uczestniczyć w castingu na Zbawcę unurzanego w obrzydliwości śmierci zamienionej w spektakl. Bo jak dowodzą ostatnie sceny spektaklu, od widowiskowego konania na krzyżu wcale niedaleko do baletu corridy.

Wedle mitu Jowisz uwiódł Alkmenę pod postacią jej męża Amfitriona. Ten mit stał się tematem komedii Plauta, a ona z kolei podstawową inspiracją do dramatu Kleista wyreżyserowanego przez Klemma w krakowskim Teatrze Starym. „Amfitrion” Plauta to wręcz podręcznikowa ilustracja wszystkich obowiązujących autora konwencji – przebieranka jest podwójna, bo także sługę Amfitriona los obdarzył żoną, na którą chrapkę ma inny nieśmiertelny – Merkury. Słowem – dwóch aktorów, cztery role, dwie oszukane żony same do oszustwa chętne, dwóch rogaczy i kupa śmiechu.

Wbrew teatralnej tradycji u Klemma przebieranki nie ma. Jowisza i Amfitriona oraz Merkurego i Sozjasza nie grają ci sami aktorzy. Może więc chętne do zdrady żony wierzą, że bogowie są ich mężami, bo chcą w to wierzyć tak, jak w wiszący nad sceną frazes powielany w sentymentalnych piosenkach, mądrych pracach o nieciągłości tożsamości i głupich sercowych poradach: It’s not you, it’s me.

W rankingu najbardziej przygnębiających dramatów świata „Sprzedawcy gumek” są niebezpiecznie blisko podium, ale także niebezpiecznie blisko trofeum dla przedstawienia najlepiej opisującego podstawowe lęki najbardziej przewrotnymi metaforami.

Szmuel odziedziczył po ojcu dziesięć tysięcy opakowań „wyśmienitych nowych kondomów produkcji australijskiej” i cukrzycę. Cały wysiłek jego tęgiego umysłu koncentruje się na tym, by owe kondomy z zyskiem spieniężyć nim i jego dopadnie cukrzyca, tak jak dopadła jego ojca, zanim zdążył ów pierwszorzędny towar sprzedać lub z radością zużyć. Johanan ma 60 tysięcy w banku, a Bela podupadającą aptekę. I każde z nich kurczowo się trzyma tych swoich małych niszczejących własności. Każde do upadłego negocjuje warunki, na których drugiemu miałoby udostępnić choćby ich najdrobniejszą cząstkę i każde wreszcie spotyka los, którego bało się najbardziej i na który najbardziej sobie zasłużyło – żałosna i naznaczona rozpaczą samotność.

Ze zrozumiałych przyczyn bardzo też jestem ciekawa, jakie przyjęcie spotka w Katowicach „Łyska z pokładu Idy” w reżyserii Rychcika. Wygląda na to, że ta edycja Interpretacji naprawdę będzie przełomowa.

Pola Sobaś-Mikołajczyk
Ultramaryna
29 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia