Zawsze aktorstwo

Jan Nowicki gościł w krakowskiej Cafe Caroline

Przez dwie godziny wspaniale bawił swymi opowieściami Jan Nowicki słuchaczy goszcząc w krakowskiej Cafe Caroline wraz ze swą żoną Małgorzatą Potocką, twórczynią niegdyś baletu, a obecnie warszawskiego Teatru Sabat.

Zwierzenia 71-letniego aktora będącego wciąż w znakomitej formie, także fizycznej, acz z delikatnym brzuszkiem, co skomentował uwagą "każdy ptaszek musi mieć swój daszek" - przeplatało wiele zabawnych przekomarzań. - Ja nienawidzę kłamać - mówił mąż. - Kłamie zawsze - ripostowała żona. 

- Moja miłość do Jana jest ślepa, widzę tylko to, co mam widzieć... - twierdziła żona.

- Jezu, co ona gada... - reagował mąż.

Dominowała aura czułości i wzajemnego uznania, jak na młode małżeństwo przystało, zresztą pierwsze tego aktora, który jeszcze na początku 2008 roku mówił: - Może nie jestem stworzony do tego cholernego szczęścia osobistego...? 

- Myślę, że Jan dojrzał do tego, żeby trochę sobie zmienić życie i spróbować, jak to jest mieć żonę - mówiła słynna tancerka i choreografka, nie kryjąc, że kiedyś ("jak się kochałam w Nowickim") jeździła do Starego Teatru na "Biesy" i "Nastazję Filipowną". - Dzisiaj moja mądrość polega na tym, że doskonale wiem, z kim się związałam i co mi wolno - stwierdziła. 

- I czego nie wolno - dopowiedział mąż. 

Ale też szarmancko wyznawał: - Kobiety zawsze wybierają mężczyzn, nawet jeśli się mężczyznom wydaje, że oni to robią, oznacza to tylko, że kobieta jest tak rasowa, iż czyni to niepostrzeżenie. 

Pojawił się też w trakcie spotkania Wielki Szu, czyli postać, w którą Jan Nowicki wciela się od paru miesięcy na scenie Teatru Sabat, w spektaklu, do którego sam napisał 12 piosenek. Jedną z nich zaśpiewał w duecie z samym sobą podczas odtwarzania ładnego teledysku.

"Wielki Szu" to była też firma odzieżowa, stworzona przez Jana Nowickiego, już w nowych realiach ekonomicznych, na której stracił wszystkie pieniądze... - Gdy kiedyś wygłosiłem monolog w Łodzi wśród biznesmenów, jak działa moja firma, to wszyscy leżeli pod stołami ze śmiechu - opowiadał. 

Oczywiście były i wynurzenia aktora na temat zawodu, o którym zawsze mówił z przekąsem: "Nie jestem w ogóle aktorem, który koniecznie musi grać" (1972 r.), "Wielka byle jaka rzecz: aktorstwo", "Zawód, który splugawia" (2004 r.) i bezkompromisowe opinie o serialach, w których gra "jakaś aktorska mierzwa, to są szkodnicy, którzy nasz zawód sprowadzili na manowce". O telewizji, która zdemoralizowała widzów, bo w niej "prawdula stała się istotą aktorstwa". 

Niby aktor nie może istnieć bez reżysera. - W ciągu tylu lat pracy w teatrze, w filmie, w telewizji rzadko mi się udawało przyłapać reżysera na reżyserii. Bardzo rzadko mi się zdarzyło spotkać reżysera, który by mi pomógł, mnie wykreował, który by wychodził mnie naprzeciw... Zatem głównie w filmie, bardzo dużo wykonywałem pracy za reżyserów - mówił.

Padł przykład Wojciecha Hasa, jako reżysera kreatywnego, tyle że ten w ciągu pół roku pracy przy "Sanatorium Pod Klepsydrą" ani razu aktora nie pochwalił, "a przecież aktor to jest delikatne dziecko, szuka akceptacji...". - On mnie kochał negacją, tak też można... To mnie się Gosiu zdarza często w stosunku do ciebie - puentował aktor wywołując rzecz jasna kolejną kaskadę śmiechu.

- Najważniejsze, że kochasz - usłyszał natychmiast.

Uroda spotkań z Janem Nowickim sprawiająca, że na sali dominują panie, od lat ma swe źródło - oprócz męskiej urody aktora - w jego przekonaniu, że prawda, taka całkowita, bywa banalnie nudna, zatem lepiej, gdy się "kreuje rzeczywistość". A to Nowicki czyni z wdziękiem i dużym poczuciem humoru. Rzucając np. bon mot: - Możemy także o seksie mówić, dlatego że przestało mnie to interesować.

Przełamuje to, rzecz jasna, nutą liryczną. Ta przewijała się w opowieści o jego miejscach: Krakowie, z którego wyprowadzić się nie można, acz, w którym coraz rzadziej bywa; Warszawie, bo tam "Małgosia wytańczyła sobie dom"; w nim to na drugim piętrze ma aktor swój pokój z widokiem na dachy żoliborskich domów, i wreszcie Kowalu, gdzie ma swe zwierzęta i gdzie się urodził. - Na stare lata zamiast mieć jedno swe miejsce pogubiłem się, nie wiem, gdzie jestem... Daje to pewnego kopa, ale jest i męczące. 

Refleksje o przemijaniu, o śmierci - tak obecne w wielu wypowiedziach i tekstach Jana Nowickiego, choćby w wydanej niedawno książce "Droga do domu", podpisanej wraz z Rafałem Wojasińskim - były obecne tego wieczoru również. To wszak temat, który stał się motywem filmu Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór", z Janem Nowickim w roli głównej, który na poły rolą, na poły prywatnie zjawia się w domu Aktora Weterana w Skolimowie.

- Gdyby nie Gosia, daję słowo honoru, na chyżym koniu bym pojechał do Skolimowa... Jakąś młodą emerytkę bym sobie znalazł... - deklarował przewrotnie bohater wieczoru. 

Pojawili się naturalnie i Piotr Skrzynecki, i Czechow (aktor bardzo ceni tytułową rolę w "Płatonowie"), i Dostojewski (Nowicki przez lata chciał wystawić jego "Łagodną"), i Bóg ("Każdy dzień na dobrą sprawę jest walką o to, by w niego wierzyć; to ciężka praca. A żeby wierzyć w życie pozagrobowe - jeszcze cięższa"). 

Przywołana też została podczas spotkania dawna opinia Kazimierza Kutza - "Janek jest nieśmiały, nawet wstydliwy", co aktor komentował: - Nie mam tego, jak udowodnić, ale to jest prawda. Kiedy jestem przed wami, jak siedzę wyżej to z desperacji robię wszystko, żeby być odważny i otwarty, ale tak naprawdę tak nie jest. Nie lubię premier, nie lubię się pokazywać, nie lubię być obiektem zainteresowania, ale jak już tutaj jestem, to muszę zrobić wszystko, żebyście nie posnęli, żeby coś zaiskrzyło, coś się stało... To nie ma nic wspólnego z odwagą, to jest raczej przypisane do mojej profesji... 

- Aktorem się nigdy nie przestaje być - dodał w innym miejscu spotkania i każdą jego minutą to zaświadczał, co jako gospodarz tego wieczoru mogę poświadczyć w pełni.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
11 maja 2010
Portrety
Jan Nowicki

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...