Zazdrość o twarzy Maura

"Othello. And when I love thee not, chaos is back again" - reż. Maciej Sobociński - Agencja Artystyczna Scena I

Po ponad dekadzie od przyjazdu do Krakowa udało mi się nadrobić jeden z kilku spektakli, na które wybierałam się „od wieków". Othella z Teatru Bagatela na pewno najlepiej zobaczyć na scenie. Ponieważ koronawirus zamknął wszystkich w domach i pozbawił argumentu o nazwie „nie mam czasu" – spektakl obejrzałam na komputerze. Ostatecznie stwierdziłam, że nie był to zły pomysł.

Rękę Macieja Sobocińskiego poznałam jeszcze w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, oglądając Beatrix Cenci. Spektakl był genialny, więc poza pewnością, że Urszula Grabowska, Marcin Sianko i Kamila Klimczak pokażą świetny poziom aktorstwa, miałam jeszcze większe wymagania względem Othella. Zarejestrowany spektakl rozgrywał się holu Sceny przy ul. Sarego. Aby scena symbolizowała bogate weneckie wnętrza, nie trzeba było wiele. Wykorzystano istniejące przejścia, ustawiono elegancką, przezroczystą umywalkę, postawiono stoły, które suwały po podłodze, podwyższały się i obniżały; zamontowano także ścianę z drzwiami z pleksi. Dodatkowym elementem budującym klimat była reżyseria światła – od oświetlającego całą przestrzeń do punktowego, niemal krwawego, wskazującego konkretną scenę. Uwspółcześnione stroje dodały uniwersalności dzieła, bez wskazania konkretnego czasu akcji.

Spektakl rozpoczyna sekwencja, która wraca co jakiś czas – to powracające wspomnienia rozmawiającego z żoną (Urszula Grabowska) Othella (Marcel Wiercichowski) dźwigającego jej zwłoki, zaraz przed zabójstwem (głos z off-u). Można odnieść wrażenie, że rozgrywające się wydarzenia z dramatu są niejako reminiscencjami Maura, studium jego szaleństwa, a z drugiej strony – rozwoju intrygi doprowadzającej do tragedii. Miłość Othella i Desdemony w spektaklu jest zarówno skutkiem, jak i przyczyną nieszczęść, które na nią spadły – skutkiem nieposłuszeństwa, jakim był związek z ukochanym, nieakceptowanym przez ojca dziewczyny z powodu pochodzenia; i przyczyną intrygi, którą zawiązał Iago (Marcin Sianko) z Rodrigiem (Juliusz Krzysztof Warunek). I przyczyną mroku, który przysłonił umysł Othella...

Maciej Sobociński nie zdecydował się na wykorzystanie tekstu Szekspira w całości, jednak widz, nawet nie czytawszy dramatu, jest dobrze zorientowany w akcji. Jest ona zdominowana przez emanujących testosteronem facetów, choć to postać Desdemony jest punktem wszystkich napięć. Urszula Grabowska wykreowała kobietę stworzoną z ognia i wody – pełną seksapilu, nieświadomie rozkochującą w sobie mężczyzn, a może właśnie igrającą z płomykami męskich serc, a jednocześnie łagodną i bezwzględnie wierną mężowi. Othello, pomimo swego pochodzenia, szybko dostosował się do panujących obyczajów weneckich. Jego sukcesy w walkach utorowały mu drogę na salony, na których go pokochano, choć jego „ucywilizowanie" i „europejskość" świetnie oddaje zamiłowanie do chodzenia bez butów. Pomimo jego sławy, związek z Desdemoną nie został przyjęty najlepiej. W wyniku intrygi szczere, prostoduszne i kochające serce męża zostało zatrute zazdrością. Świetnie tę postać wykreował Marcel Wiercichowski. Posępny, mrukliwy, honorowy Maur zbudowany z samego testosteronu, czerpiący z medytacji, równie tajemniczej, co tatuaże pokrywające jego ciało. Jednym słowem: człowiek tajemnica. Zupełnie inny jest Iago – Marcin Sanko stworzył „śliską", niemal diaboliczną postać fałszywego przyjaciela, targanego namiętnościami, brutalnego męża, gotowego posłać swą kochającą żonę Emilię (Kamila Klimczak) na samo dno piekła, by osiągnąć cel. Z kolei kobieta jest jego całkowitym przeciwieństwem: nieco naiwna, bezkrytycznie kochająca męża, łagodna, przy tym bardzo świadoma swojej kobiecości, ale będąca tłem dla Desdemony. Ten pentagram kluczowych charakterów zamyka Cassio (Michał Kościuk): całkowicie wmanewrowany w intrygę żołnierz, pozbawiony instynktu samozachowawczego.

Spektakl obejrzałam w dwóch częściach, na przestrzeni trzech tygodni – okres, na jaki udostępniono spektakl trochę mnie rozleniwił. Taka przerwa w teatrze jest praktycznie niemożliwa... Byłam jednak pod tak dużym wrażeniem spektaklu, że zbytnio mi ona nie przeszkodziła w odbiorze widowiska, chociaż musiałam „trochę się cofnąć". Po obejrzeniu niektórych rejestracji spektakli pomyślałam, że to nie jest proste: stworzyć widowisko, które dobrze się ogląda także na mały ekranie. To zasługa nie tylko znakomitej adaptacji Macieja Sobocińskiego, ale także ekipy, która nagłośniła, utrwaliła i zmontowała udostępniony dla widzów spektakl. Spektakl o siedmiu grzechach głównych i twarzy Maura.

Spektakl udostępniono w dniach 28.03-27.04.2020 r.

Maria Piękoś-Konopnicka
Dziennik Teatralny Kraków
19 maja 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia