Zdechło i gada

Cóż, trzeba to wreszcie głośno powiedzieć: nawet i Beckett się zestarzał.
Ja wiem, że tym jednym zdaniem zrobiłem sobie z Antoniego Libery, Wielkiego Strażnika Pieczęci i Głównego Beckettologa Europy, śmiertelnego wroga. Ale nic nie poradzę. Wolę zginąć z ręki Libery, niż przyznać, że mnie jednoaktówki Becketta w jego spektaklu cokolwiek obchodzą. Wręcz nudzą mnie absolutnie i nieodwołalnie. Bo cóż, że są o śmierci, a raczej o umieraniu, jak wiele utworów Największego Dramaturga. Żeby mogły być o prawdziwej śmierci, najpierw muszą być o prawdziwym życiu. Bo ktoś to musi nam opowiadać i zająć nas tym opowiadaniem. A postaci, które to winne czynić, same są martwe na amen. Stoją, chodzą, siedzą, mówią, ruszają ustami, ale nic, nic, pustka, nuda, puste słowa, puste gesty. Żadnego konkretu, wyłącznie aluzje do tego, że kogoś nie ma albo zaraz nie będzie. A z samych aluzji nie da się jeszcze zbudować niczego interesującego dłużej niż pięć minut. Duże sztuki Becketta - o tak, te nadal diablo żyją, bo coś się dzieje między postaciami, prawdziwe żywe dramaty. W tych jednoaktówkach oprócz gadulstwa nie ma nic pożywnego. I cóż, że Libera obsadził Antoniego Liberę oraz dwóch znanych literacko-teatralnych kolegów, Bronisława Maja i Józefa OpaJskiego, w rolach aktorów? Robią, co mogą, ale mogą niewiele, bo to wszystko po nic. I niestety, całkiem obojętne, czy na ich miejscu byliby jacykolwiek profesjonalni artyści. Ich obecność tam jest wyłącznie okolicznością towarzyską. Ale czy to wystarczy, żeby towarzystwo miało powód pójścia do teatru? 'Urodził się i to go zgubiło' - reż. Antoni Libera - Teatr im. Słowackiego w Krakowie.
Tadeusz Nyczek
Przekrój 47/06
28 listopada 2006

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia