Zdobywanie szczytów

rozmowa z Markiem Kościółkiem

Maszewo - miasto w woj. zachodniopomorskim, w powiecie goleniowskim, 3231 mieszkańców. Zabytki: kościół parafialny pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, Baszta Francuska, mury obronne, Ratusz. Kluby sportowe: piłka nożna - Ludowy Klub Sportowy "Masovia", kolarstwo - Uczniowski Klub Sportowy "Ratusz". Ludziom interesującym się teatrem kojarzy się przede wszystkim z jednym hasłem: Teatr Krzyk. O teatrze (i nie tylko) opowiada założyciel i lider grupy - Marek Kościółek

Jak doszło do tego, że zająłeś się teatrem?

Przez spotkanie z ludźmi, którzy myśleli i odczuwali podobnie jak ja. Naturalność, daleko idąca niezależność, to cechy, które nas połączyły. Nic nie wiedzieliśmy o Grotowskim, Kantorze, mało znaliśmy się na teatrze, ale te pierwsze inicjacje teatralne stworzyły z nas zespół, którego funkcjonowanie było istotne w naszym dalszym odbiorze świata. Teatr Brama, bo o nim mówię, stał się azylem, energią i żywiołem, który otworzył proces trwający do dzisiaj.

Ale chyba uległ zmianom...

Musiał, bo zmieniały się okoliczności, miejsca, obrazy. To powoduje, że poszukujesz innej drogi, innego napięcia na granicy swojego zetknięcia z drugim człowiekiem. W takim zespole musi być ciągła żywotność, a ta z kolei rodzi niepokój o siebie i ludzi, z którymi przyszło ci pracować. Ta tkanka jest bardzo delikatna, ale również niesamowicie naelektryzowana wzajemnymi relacjami.

Konsekwencją tych poszukiwań była własna grupa?

Na pewno była wywołana wielką potrzebą stworzenia czegoś od środka, takim autorskim rock end rollem własnych decyzji, które były konsekwencją mojej konstrukcji jako człowieka. Do tego doszedł przypadek – że właśnie Maszewo – i jakoś ruszyło. Bez charakterystycznej dla mnie niepokorności względem świata i pewnej niezgody na jego tworzony najczęściej przez wszelką władzę porządek, pewnie byłoby trudniej. I tak w ciągu kilku lat wytworzyła się grupa ludzi, z którą współpracuję do dzisiaj. Tych relacji, których zrozumieć nie sposób, nie można równać z czymkolwiek i nie da się ich na cokolwiek zamienić. Pomimo tego, że nasza przyszłość jest wciąż niepewna.

Ale sam tę niepewność wybierasz.

A czy pewne jest życie wielu dzieciaków z biednych prowincji naszego kraju? Czy pewna i jasna jest np. polityka gazowa naszego kraju z Rosją, czy pewna jest eksploracja pokolenia, które wchodzi w dorosłość i czas najważniejszych dla siebie wyborów?

Dotykasz tematów waszych spektakli.

Tak, bo to nasz łącznik z rzeczywistością i wypowiadanie się w imieniu tych, którzy tego sami nie potrafią dokonać. Teatr, któremu przewodzę, jest po stronie niepewności zwykłego człowieka. Bo my z takiej przestrzeni pochodzimy. Nie jesteśmy odrealnieni, jak np. niektórzy dziennikarze z Warszawy, którzy co miesiąc inkasują po kilkadziesiąt tysięcy złotych i wmawiają wszystkim, że obchodzi ich los Kowalskiego z Maszewa. To hipokryzja wylewająca się na nasze życie przez koncerny medialne i inne tego typu zjawiska. Prawdziwa niepewność w jakimś stopniu nie pozwala zasnąć, trzeba być czujnym.

Przez tę niepewność mamy nie walczyć o własny rozwój, kariery itp. ?

Mamy choćby po to, by próbować dzielić się tym, co uda nam się zdobyć. Danuta Kuroń, którą gościliśmy w tym roku w Maszewie, przypomniała pewną sytuację. W dniu wyboru na ministra Jacek Kuroń powiedział jej, że od teraz będziemy w samochodzie codziennie się kopać po kostkach, byśmy nie zapomnieli kim jesteśmy. Ludziom odbija od dobrobytu. Chowają się w tych swoich pancerzach i mają w dupie świat, gdzie naczelną zasadą jest przetrwanie. Dlatego tak ważne jest w tym wszystkim słowo „pomagać”, które zamienione na słowo „dzielić” robi kolosalną różnicę. Danuta Kuroń z Uniwersytetem Powszechnym i Ewa Rose Alster z Pracownią Alternatywnego Wychowania to stanowczo za mało. Tworzenie zintegrowanych działań nastawionych na dzielenie się dobrami, to jest nasz obowiązek.

I teatr ma też w tym dziele uczestniczyć?

Jeśli ma siłę oddziaływania, a ma, to tak. Przecież ja nie będę się masturbował nad rzeczami, które mnie w ogóle nie dotyczą, ale nad takimi, które mnie i ludzi, z którymi się wypowiadam, pochłaniają. Teatr, który tworzymy nie jest do podobania się, ale do wypowiadania się tu i teraz.

Brzmi jak współczesna idée fixe.

Może, ale to jest pewien proces, do którego trzeba również zapraszać innych. Nie jesteśmy samotną wyspą. W Maszewie udało się przy naszym sporym udziale wytworzyć lokalnych liderów. To powoduje większe zaangażowanie ludzi w sprawy lokalne. Miasto zaczyna oddychać mocniej, bo współpraca następuje nie tylko podczas organizowanych przez nas dwóch festiwali teatralnych, ale przez inne inicjatywy, które nastawione są na edukacje, kulturę, sport czy turystykę.

Ale z mieszkańcami nie było tak pięknie na samym początku?

Nie było, ale to normalne. Jeśli gromadzisz wokół siebie ludzi i proponujesz im odważne wypowiadanie się, pomijając świadomie estetykę teatralną, a tak było przy naszych pierwszych spektaklach, które zrealizowaliśmy, to wzbudzisz lęk nie tylko w mieszkańcach Maszewa, ale i u swoich kolegów po fachu. Dopiero lata pracy pokazują ile było w tym prawdy, a ile zgrywu.

Mówisz lata pracy. To kim wy jesteście dzisiaj? Zamkniętą grupą, czy otwartym ciałem na stole operacyjnym? 

Tym i tym. Nie da się tego zaszeregować. Robisz wywiad ze mną w momencie, kiedy zadaliśmy sobie bardzo poważnie pytanie: co dalej? Pierwszym dużym znakiem zapytania była prawie miesięczna wyprawa po Bałkanach i Albanii. To był rodzaj nowego otwarcia w naszej teatralnej drodze, ale również okres sporych niepokojów o siebie. Dlatego nasz kolejny spektakl nazwaliśmy eksPLoracją. Mój zespół jest w momencie najważniejszych wyborów, bo to wybory ludzi dwudziestoparoletnich. To nie jest już zabawa nastoletnich niepokornych, ale poważne decyzje dorosłych ludzi.

I co dalej?

Musisz ich zapytać.

Ale pytam ciebie.

Nie odpowiem za nich, bo tego nie jestem w stanie zrobić, tym bardziej, że nasze relacje są bardzo przyjacielskie, a nie autorytarne.

Ale o planach możesz powiedzieć.

Plany są, jak w każdym podobnie prowadzonym zespole. Najważniejszym ogniwem będą działania zmierzające do stworzenia niezależnego ośrodka. Nie czas i miejsce, by opowiadać o jego celach i założeniach. Powiem tylko tyle, że to nasz bardzo autorski projekt skierowany na działania m.in. w obszarze sztuki, edukacji, sportu i spraw społecznych. Celowo użyłem słowa niezależny, gdyż jeśli nie uda się wytworzyć przy tym pełnej niezależności, to damy sobie spokój.

Mówisz ciągle o tej niezależności. To jak określić wasz teatr – alternatywny, niezależny? Jak?

Może błądzący, jak ostatnio sformułował Włodzimierz Staniewski. Nie wiem. Nazwa alternatywny już chyba nie ma racji bytu, bo i wobec czego? To już zawodowy teatr bywa bardziej alternatywny od niektórych głupawych niezależnych propozycji naśladujących zawodowców. Niezależny? Niezależność, to postawa wewnętrzna wobec życia, a nie nazwa. Studencki? 80% członków mojego teatru, to studenci, ale różnych uczelni. Poza tym my nie działamy przy żądnym z uniwersytetów. Profesor Lech Śliwonik mówi, że teatr studencki umarł po 89 roku i ma rację. Dzisiaj studenci nie mają czasu na teatr, gdzie mogłaby wyrazić się niezgoda na zastaną rzeczywistość. Czasu brakuje, bo kształci się na dwóch kierunkach, pracuje po godzinach, albo żłopie się piwsko w śmierdzących od nikotyny pubach i dyskutuje się o przyszłości ? oczywiście dotyczącej przede wszystkim odpowiedzi na pytania: ile i za ile?

Nie lubisz piwa?

Wolę mocniejsze trunki. (śmiech)

Występujecie w bardzo wielu miejscach w Polsce, średnio po kilka, kilkanaście razy w miesiącu. Oprócz tego prowadzicie warsztaty teatralne. Organizujecie festiwale teatralne i wymiany międzynarodowe. Zdarza ci się być jurorem na festiwalach. Czy teatr nie zajmuje w Twoim życiu za dużo miejsca? Masz czas jeszcze na inne pasje niż te teatralne?

To jest ciągły ruch i życie na walizkach. Taka nasza podróż i dzielenie się swoją pasją, bo traktujemy naszą poważną przygodę z teatrem przede wszystkim jako spotkanie z drugim człowiekiem. To nas napędza, dodaje sił i wyzwala energię. Taki ciągły niepokój bycia, który bardzo mi odpowiada, a który wymaga cholernego poświęcenia. Oczywiście w tym wszystkim łatwo zgłupieć, dlatego bardzo ważne są własne tzw. odpały, czyli wariactwa inne niż teatr. Dla mnie jest to np. sport, o którym mogę rozmawiać tak samo długo, jak o teatrze. Dla innego muzyka itp., itd. Trzeba coś sobie znaleźć.

Czujesz się w tym wszystkim spełniony?

A co to jest spełnienie? Nie wiem. Żyjemy w dobie wielu informacji i mnóstwa obrazów, które mogą nas kształtować. Ważne, by się temu nie poddać, bo wtedy dopiero zwariujemy. Jeśli można mówić o spełnieniu, to ja je czuję wówczas, gdy razem z zespołem udaje nam się czegoś dokonać, jakiegoś małego kroku do tego, by się z kimś podzielić sobą. Dlatego tak bardzo lubimy kilkudniowe warsztaty z młodzieżą. To najlepszy sposób na wymianę bez ściem, ale z pełnym poświęceniem i oddaniem. Nie lubię minimalizmu.

Nie czujesz się zmęczony? Nie chciałbyś tego zawiesić, zostawić na pół roku, żeby odpocząć, nabrać dystansu do tego wszystkiego?

Odpowiem tak: wspomniałem o wyprawie, którą odbyliśmy w tym roku. Jestem pewien, że jednego dnia nie zapomnimy nigdy. Wybraliśmy się na najwyższy szczyt Macedonii. Niby nic trudnego, a jednak. Zdecydowaliśmy, że nie pójdziemy szlakiem, ale skrótem. Ten skrót okazał się bardzo trudną i niebezpieczną przeprawą wspinaczkową. Wymagał od nas większej koncentracji i większego skupienia na pozostałych członkach wyprawy. Kiedy wchodziliśmy na górę, to widzieliśmy szczyt, kiedy do niego dochodziliśmy, to okazywało się, że to nie był szczyt góry, tylko jeden z jej niższych szczytów. Frustracja w nas rosła coraz bardziej, gdyż wzięliśmy za mało wody, a upał był niemiłosierny. Na tych złudnych szczytach łapaliśmy się kilkakrotnie. Jakaś przeklęta góra. Myśleliśmy, że ona nigdy się nie skończy. Pod jej szczytem nie mieliśmy już wody, do tego doszło cholerne zmęczenie i wspólne bardzo nerwowe zastanawianie się co robimy dalej? A trzeba jeszcze zejść. Zdecydowaliśmy, że wejdziemy. Weszliśmy i na szczycie był śnieg, o którym nie mięliśmy pojęcia. Czasami żeby zrozumieć podstawowe i ważne dla nas rzeczy w życiu, trzeba zrobić sobie własną wyprawę do miejsc, których obrazy mogą nas bardzo wzmocnić.

To może wzmocniłbyś się gdybyś dostał propozycję zagrania roli lub wyreżyserowania spektaklu w teatrze zawodowym? Przyjąłbyś takie wyzwanie?

Myślę, że to rzeczywiście byłoby wyzwanie, ale nie wiem, czy dla mnie, czy dla zespołu, z którym przyszłoby mi pracować ? kto by szybciej odpuścił? (śmiech). Mówiąc bardziej realnie ? nie wchodzę do pracy nad czymś ważnym z ludźmi, z którymi nic nie czuję. A praca nad spektaklem jest czymś ważnym.

Gdyby przyszło ci wybierać jeszcze raz, znów postawiłbyś na teatr?

Postawiłbym na piłkę nożną.

Dlaczego?

Bo jako kapitan doprowadziłbym reprezentację do mistrzostwa Europy w 2012. I spełniłbym marzenia wielu ludzi w Polsce, wówczas moglibyśmy przez kolejne lata żyć kolejnym mitem. Bo my w mitach jesteśmy dobrzy.

Żartujesz?

Ja? Skądże, jestem poważnym człowiekiem. (śmiech)

* Marek Kościółek – twórca i reżyser maszewskiego Teatru Krzyk, prezes stowarzyszenia teatralnego, absolwent Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach. Politolog (mgr Uniwersytetu Szczecińskiego), absolwent Zespołu Szkół Morskich w Świnoujściu, animator, pedagog (Wyższa Szkoła Pedagogiczna TWP), twórca niezależny, był przez dekadę członkiem goleniowskiego Teatru Brama. Jest pomysłodawcą Ogólnopolskiej Biesiady Teatralnej „Wejrzenia” oraz Ogólnopolskich Spotkań Młodego Teatru „Krzykowisko” w Maszewie. Inicjator międzynarodowych wymian młodzieży Polski, Niemiec i Ukrainy „Odkorzenianie”. Współtwórca autorskich warsztatów teatralnych. Współpracuje m.in. z Pracownią Alternatywnego Wychowania w Łodzi, Tomasem Richardsem, Ośrodkiem Teatralnym „Kana”, Teatrem Brama oraz Teatrem Węgajty. Jest również studentem ostatniego roku niestacjonarnych studiów Wiedzy o Teatrze na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.

Ryszard Abraham
Teatrakcje
8 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia