Żenić się, nie żenić - oto jest pytanie

"Ożenek" - reż. Grigorij Lifanov - Teatr Studyjny w Łodzi

Kolejnym przedstawieniem dyplomowym studentów wydziału aktorskiego łódzkiej "filmówki" jest "Ożenek" Mikołaja Gogola w reżyserii Grigorija Lifanova. Młodzi aktorzy mieli okazję zaprezentować talenty komediowe oraz umiejętność odnalezienia się w specyficznym, biało-niebieskim świecie zbudowanym z flizeliny tłumiącej uczucia i tęsknoty, których istnienie bohaterowie starają się wypierać ze świadomości. Potrzeba wiele wysiłku, by osiągnąć upragniony cel, a jest nim oczywiście ożenek z panną, która zapewni kandydatowi spokojne życie i spełnienie marzeń

Marzenia jak wiadomo kandydaci do ręki Agafii (Joanna Osyda) mają różne - jeden rozmyśla o murowanym domu, drugiemu zależy na żonie, która będzie pozwalała mu do woli pociągać z butelki i zajmie się tym, czemu „zmęczony” mąż nie będzie już w stanie poświęcać uwagi, jeszcze inny chętnie godzinami opowiadałby o swoich wyimaginowanych podróżach. Najważniejsze jest jednak ukierunkowanie na cel widoczne zarówno w postępowaniu postaci jak i w działaniu aktorów, którzy starali się zrobić wszystko, by zaprezentować swój warsztat wydobywając z tekstu rosyjskiego klasyka gorzkie przesłanie. Świat zbudowany przez Annę Tomczyńską (autorka scenografii i kostiumów) to rzeczywistość wykreowana przy pomocy białej flizeliny lub cienkiej maty izolacyjnej, na którą naniesione zostały niebieskie motywy kwiatowe. Zbudowane w ten sposób kostiumy oraz elementy scenograficzne przywołują jednoznaczne skojarzenie ze strojami ludowymi oraz estetyką tradycyjnych wiejskich domostw. Kobiety noszą bluzki o bufiastych ramionach, flizelinowe spódnice oraz narzutki-pelerynki, mężczyźni natomiast wyróżniają się krojem okryć wierzchnich, lecz niezwykle ważnym, charakteryzującym bohaterów elementem jest nakrycie głowy - tu znaczenie ma zarówno długość jak i rodzaj kapelusza, świadczy bowiem o przyporządkowaniu do określonego środowiska. Pietyzm, z jakim wykonano stroje to jeden z elementów budujących strukturę scenicznego świata funkcjonującego na pograniczu realizmu (tu kluczowe było umiłowanie szczegółu widoczne w konstruowaniu kostiumów) i onirycznej wizji, która stała się naszym udziałem, a którą zapowiada już początkowa scena spektaklu.

Na pierwszym planie widzimy Podkolesina (Daniel Misiewicz), który przykrywając się kołdrą śpi w najlepsze, wtulony w skórę jakiegoś szlachetnego zwierzęcia. Od czasu do czasu robi sobie przerwę uzupełniając płyny, jakie - najprawdopodobniej pod wpływem nocnego szaleństwa - ulotniły się z organizmu. Podobnie wygląda zachowanie służącego Stiepana (Łukasz Chmielowski), którego pokój znajduje się wysoko ponad sceną, na jednym z bocznych balkonów (widzowie patrzą przede wszystkim na zwisające z góry nogi). Chwilę później dane nam jest zobaczyć, co dzieje się w głowie Podkolesina podczas snu - klapka w podłodze rozchyla się, po czym na scenie staje jego alter ego, którym we śnie zabawiają się trzy demoniczne panny młode o specyficznych, nienaturalnych sylwetkach (grane przez mężczyzn). Tuż obok widzimy kontrastową wizję - pogrążoną w namiętnym tangu parę, która nie zauważa niczego wokół. Płomienne uczucie zostało zderzone z małżeństwem; bohater stara się uciec przez zmorami w welonach. Kiedy Podkolesin się budzi wciąż jest przerażony, w dalszym ciągu nie wie także jakiego dokonać wyboru, jak pokierować swoim życiem. Na drugim planie, w głębi sceny widzimy stojące plecami do widzów kobiety (aktorki tkwią w bezruchu kilkadziesiąt minut), których sylwetki zdają się być wycięte z białych, zwisających z góry pasów papieru (także pokrytych niebieskimi motywami kwiatowymi, jak niemalże każdy element scenicznego świata), które w pewnym momencie uniosą się ku górze. W papierowe laleczki tchnięte zostanie życie, dzięki czemu możemy stać się świadkami ich nienaturalnych pląsów, mechanicznych ruchów złożonych z wystudiowanych póz i min - wirują po scenie niczym marionetki z nakręcanych pozytywek. One także będą traktowały nowopoznanych mężczyzn jak przepustkę do lepszego życia. Oczywiście każdy z bohaterów srogo się rozczaruje, a podświetlone na niebiesko, nieustannie przypominające o swej obecności usytuowane naprzeciw widowni okno stanie się przekleństwem narzeczonej i ostatnią deską ratunku zdesperowanego młodzieńca.

Spektakl Lifanova jest doskonałym przykładem efektownego przedstawienia zrealizowanego niezwykle małym nakładem finansowym. Kluczowe okazały się rozwiązania scenograficzne oraz rytm, z którego ani na chwilę nie wypadli aktorzy utrzymując niezmiennie dynamiczne tempo akcji. Reżyser wydobył z tekstu humor i ironię oraz doskonale poprowadził aktorów, którzy tworzyli sprawnie działający mechanizm. Na szczególne wyróżnienia zasługuje grająca Fiokłę Julia Rybakowska, której udało się stworzyć niezwykle wyrazisty portret starej, wyzutej niemalże z wszelkich ludzkich odruchów, handlującej ludzkim towarem swatki, która z równym powodzeniem i niesłabnącym entuzjazmem sprzedawałaby włoszczyznę na straganie. Urzekał także Łukasz Chmielowski w roli kupca Starikowa, propagatora ludowej mądrości, który dzięki znajomości licznych przysłów i powiedzonek znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Potrafił skomentować niemalże każdą z zaistniałych sytuacji mentorskim tonem wygłaszając wyuczone na pamięć maksymy (w rodzaju: „Gdy antychryst nawiedzi, gnaj do spowiedzi”, „Grosz do grosza, a będzie kokosza”, „Kobieta uparta złamanego szeląga nie warta”). Miną pokerzysty i dystansem górował nad pozostałymi mężczyznami, choć nie należał do istot o skomplikowanej umysłowości. Kreujący rolę Starikowa aktor grał także służącego Stiepana - różnorodność obu postaci dowodzi zręczności młodego artysty, którego częste metamorfozy wymagały sprawności warsztatowej. Natomiast Piotr Witkowski wydobył z Koczkariowa perfidię i przewrotność „przyjaciela”, który z bezinteresownej zawiści popycha Podkolesina (Daniel Misiewicz) w kierunku małżeństwa, by ten był równie nieszczęśliwy jak on. Zespół doskonale poradził sobie także z improwizacją, jaką był zmuszony zastosować w przerwie przedstawienia (to zadanie przypadło w udziale grającej Duniaszę Dorocie Kuduk i pochrapującemu w kącie Pantelejewowi w osobie Konrada Michalaka), ponieważ publiczność z powodu przepełnienia nie opuściła widowni. Zmiany scenografii dokonywane na oczach widzów niejako wpisane zostały w strukturę przedstawienia.

W wystawianym na deskach Teatru Studyjnego „Ożenku” nie zabrakło także gorzkiej puenty, charakterystycznego rysu utworów rosyjskiego dramatopisarza. Przedstawienie jest drugim (obok „Czajki” Czechowa) dyplomem tegorocznych absolwentów PWSFTv i T opartym o tekst klasyki rosyjskiej. Miejmy nadzieję, że kolejny spektakl przygotowany przez łódzkich studentów będzie równie udany.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
10 stycznia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...