Zgodnie z duchem dzieła Galuppiego i Goldoniego

"Filozof wiejski" - Warszawska Opera Kameralna

O tym, że tradycja jest siłą kultury i że dopiero na niej można budować sztukę, nawet tę najbardziej współczesną i awangardową, teatry wyraźnie zapomniały. A może po prostu o tym nie wiedzą, zwłaszcza jeśli szefem teatru jest człowiek z pokolenia, które wychowało się już na tzw. nowym teatrze, całkowicie odcinającym się od tradycji.

Na szczęście są jeszcze takie, które nie poddały się tej patologicznej modzie, stanowiącej przecież nie naturalną konsekwencję rozwoju cywilizacyjnego i przemian z nim związanych, lecz wynikającej z politycznego scenariusza. Teatrem, który obronił się przed nawałą tzw. nowoczesności i podkreśla ważność tradycji w ciągłości swojej historii, jest Warszawska Opera Kameralna, a najnowsza premiera opery Baldassarre\'a Galuppiego "Filozof wiejski" potwierdza ten fakt. 

Dla "nowego teatru" i jego akolitów tradycja oznacza konserwatyzm pojmowany opacznie jako "ideologia" wstecznictwa nieprowadząca do rozwoju sztuki - ani intelektualnie, ani formalnie. Tak więc "nowy teatr" mający niby ambicje znajdować się w wiodącym nurcie intelektualnym dzisiejszej kultury i w ogóle dzisiejszego świata, traktuje tradycję jako przeszkodę. Odrzucając tradycję, odrzuca zarazem wartości i modele zachowań, które ona przechowuje. W to miejsce najczęściej wprowadza antywartości, tzw. nowy język artystyczny będący zwyczajnym bełkotem bazującym na wulgaryzmie i obscenach.

Ten nowy język "artystyczny" ma osadzenie w liberalnej ideologii hołdującej rozmaitym nurtom postmodernistycznym, nihilistycznym, a więc takim, które odrzucają świat wartości wywodzący się z cywilizacji chrześcijańskiej i narzucają nam wizję świata bez Boga. Te politycznie poprawne nurty mają silne oparcie w mediach. Wystarczy przyjrzeć się, które utwory literackie, jakie przedstawienia teatralne, filmy, malarstwo itd. są dziś promowane. Ileż to pieniędzy wydaje się na tego typu promocje, by tylko przebić się z ową "poprawnościową" ideologią do świadomości społecznej i uformować "nową" mentalność odbiorcy współczesnej kultury.

Jednym z najbardziej widocznych miejsc owej niszczącej sztukę presji mody jest teatr. Dotyczy to nie tylko teatrów dramatycznych, ale i muzycznych, wszak do reżyserowania oper zapraszane są najczęściej osoby o rozreklamowanych nazwiskach, realizujący spektakle zyskujące rozgłos nie dzięki walorom artystycznym i zawartości intelektualnej przedstawienia, a z powodu scen nieobyczajnych, obrazoburczych, skandalizujących itp. Że nie wspomnę już reżyserskiej pychy, gdy taki "artysta" wypowiada się publicznie w mediach, mówiąc, iż zupełnie nie zna się na muzyce, wręcz nie lubi opery. Zatem co to ma być? Taka oryginalna postawa? Szczerość do bólu? Trudno zatem się dziwić, że w efekcie takiej postawy reżysera nie słyszymy śpiewaków ustawionych gdzieś po kątach sceny, by nie zasłaniali widoku scenografii i koziołków fikanych przez wykonawców. Śpiewacy i muzyka stanowią w takich wypadkach jedynie dodatek do "pomysłowości" reżysera.

Jitka Stokalska, której dziełem jest reżyseria "Filozofa wiejskiego", nie dała się zastraszyć tej patologicznej modzie i odważnie broni wartości artystycznych trwale - jak widać - osadzonych w tradycji teatralnej. Jej przedstawienie jest urocze, pełne humoru i zabawy - zarówno w warstwie muzycznej, jak i w libretcie. Wszystkie występujące tu postaci są charakterystyczne, każda ma wyraziście podkreślony własny charakter. Ta różnorodność wyrasta z muzyki Baldassarre\'a Galuppiego i tekstu Carla Goldoniego.

Dwaj osiemnastowieczni znakomici twórcy swojej epoki tworzyli doskonały włoski tandem artystyczny. "Wiejski filozof" pokazuje, jak świetnie artystycznie rozumieli się ci dwaj panowie. Zakochany w Wenecji Galuppi skomponował "Wiejskiego filozofa" w 1754 roku. Opera już ponad 250 lat grana jest na scenach operowych świata i cieszy się powodzeniem. To lekka, zabawna komedia dająca pole do popisu wykonawcom i wymagająca od nich zdolności aktorskich.

W warstwie fabularnej rzecz się dzieje na wsi i chodzi o to, że ojciec, bogaty mieszczanin Don Tritemio (doskonały Andrzej Klimczak), wybrał na męża dla swojej córki Eugenii (świetna Justyna Reczeniedi) majętnego jegomościa, Narda (Tomasz Garbarczyk), nazywanego wiejskim filozofem, którego ona nie chce, bo jest zakochana ze wzajemnością w szlachcicu Rinaldzie (Mateusz Myrlak). To wątek główny, ale są też poboczne, np. związane z rezolutną pokojówką (świetna, pełna wdzięku Marzanna Rudnicka), grubaśnym notariuszem (już w samym wyglądzie zabawny Krzysztof Kur) czy Leną, siostrzenicą Narda (Aleksandra Biskot). Libretto Carla Goldoniego ma wiele cech komedii dell\'arte, której był mistrzem. I właśnie trochę na komedię dell\'arte stylizuje swój spektakl Jitka Stokalska. Stąd sporo krótkich scen, zabawy słowne, recytatywy, znaczące pauzy itd. Aż szkoda, że libretto nie jest śpiewane po polsku, wówczas byłaby lepsza komunikacja z widownią.

Śpiewacy znakomicie łączą talenty wokalne z umiejętnościami stricte aktorskimi. Wprawdzie nie wszyscy w równym stopniu. Część młodych wykonawców nie ma jeszcze tej swobody scenicznej, która jest tak urzekająca u artystów ze sporym doświadczeniem zawodowym. Wspaniały, o intrygującej barwie sopran Justyny Reczeniedi świetnie harmonizuje z aktorskimi, stonowanymi środkami wyrazu. Doskonały bas Andrzeja Klimczaka wzbogacony umiejętnościami aktorskimi daje wyrazisty portret charakterystyczny Don Tritemia. Ale najbardziej zabawny jest Rinaldo w wykonaniu Mateusza Myrlaka. Śpiewak ma cudowną vis comica. Postać swego bohatera Myrlak rysuje wyrazistym, aczkolwiek dyskretnym czy to uniesieniem brwi, czy lekkim grymasem, czy przechyleniem głowy, czy też charakterystycznym ustawieniem stóp. A wszystko jest szalenie zabawne i prześmieszne. Do tego uczesanie na tzw. kaczy kuper dopełnia wizerunku postaci. Prócz śpiewaków występują na scenie dwaj mimowie

- Jerzy Klonowski i Andrzej Pankowski, wykonując rozmaite zadania (zabawna scena z chusteczkami i płaczącą Eugenią).

W skromnej przestrzeni sceny dobrym pomysłem jest scenografia składająca się jedynie z zastawek, które w zależności od miejsca akcji zmieniają postać. Stronę muzyczną spektaklu sprawnie prowadzi Tadeusz Karolak. Jitka Stokalska wyreżyserowała "Wiejskiego filozofa" z dużym poczuciem humoru, ale też z dużą kulturą, zachowując umiar, wszystkie elementy łagodnie łącząc ze sobą.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
6 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia