Zimowe okno transferowe

Nadobnisie i koczkodany - opieka: Adam Nawojczyk - Teatr PWST w Krakowie

Wchodzę, patrzę - kamienieję. Oczy zamykam w nadziei, że widmo pierzchnie. Otwieram i - jeszcze twardszy jestem. Brożek? Naprawdę? Na scenie PWST - Brożek?

Wzrok wytężam przeraźliwie. Nie chce być inaczej: on! Jak malowany - na podeście między sceną a wejściowymi drzwiami rozgrzewkę robi, rozciąga mięśnie! Tak, niewątpliwie Brożek, jeno nie wiem który, bo nie dość, że dwóch ich w Wiśle Kraków gra, to na dokładkę - bliźniacy! Który zatem? Piotr - lewy obrońca? Czy Paweł - środkowy napastnik?... Uspokajam się z wolna. 

Piotr - nie. Owszem, Wisła chce sprzedać Brożka, lecz nie Piotra. Więc - Paweł? Tak. I co? Już go sprzedali? Cichcem z Wisły do FC PWST przeszedł? Możliwe to? Owszem, rektor Ewa Kutryś - aktualny trener FC PWST, przez fachowców sir Aleksem Fergusonem Małopolski zwana - zaskakuje decyzjami transferowymi, lecz bez cudów Panie Jezu! Skądże by wzięła pieniądze na Pawła Brożka?! Zatem?... Nie wiem, co myśleć. Transfer niby niemożliwy - a tu proszę! Paweł Brożek w wyreżyserowanych przez Adama Nawojczyka "Nadobnisiach i Koczkodanach" Witkacego gra! Przysięgam! Nie kłamię!...

Nie kłamię, albo i kłamię. Jak jest! Po prostu - bawię się foremkami, całkiem jak Nawojczyk. Ja - foremkami stylu pisania, on - foremkami stylu gry scenicznej. Taka ze mnie papuga! Od twarzy studenta Rafała Szumery (Tarkwiniusz Zalota-Pępkowicz) wychodząc - z daleka i w metafizycznym świetle bardzo do oblicza kupionego Brożka podobnej - w grubą grotechę poszedłem w prologu. Teraz, nieokiełznany erotyzm tańczących warg studentki Pauliny Puślednik (Zofia z Abencerage\'ów Kremlińska) wspominając, spokojnie mógłbym pójść w liryzm pieprzny. A dalej, ze studenta na studenta przeskakując - byłbym stylistycznie taki, jak oni, gdy grają.

Twardy bądź miękki, śmieszny i monumentalny, gimnastyczny, katatoniczny, malowniczy, skromny, wyrazisty, mętny, cichy, głośny, śpiewny, skandujący, słowem - do wyboru, do koloru. Ot, Janus, do entej potęgi podniesiony. Mógłbym pójść w iście cyrkową żonglerkę, bo w tych "Nadobnisiach i Koczkodanach" Nawojczyka bardziej, o wiele bardziej, niż filozoficzne czeluście Witkacego - możliwości młodych aktorów interesują. I to jest dobry wybór. Najlepszy.

Nie chce Nawojczyk zanadto interpretować napisanych obrazków genialnego czuba z Krupówek, nie chce serwować światu kolejnego wstrząsającego odczytania czarnych cywilizacyjnych przepowiedni, w "Nadobnisiach i Koczkodanach" zamkniętych, nie chce też naprawiać ludzkości, zmierzającej ku duchowej zagładzie itp., itd. Nie. On bierze młodych: Puślednik, Szumerę, Aleksandrę Cizancourt, Julię Wyszyńską, Małgorzatę Moskalewicz, Mirona Jagniewskiego, Andrzeja Platę, Marcina Lewandowskiego i Daniela Dobosza, bierze ich i rzecze: spójrzcie, są tacy, jacy są, i mogą tyle, na razie tyle.

No i są. Przez godzinę i dwadzieścia minut, cokolwiek groteskowymi, kolorowymi fatałaszkami odziani, na scenie prawie pustej, na podeście pod wciąż zapalającymi się i gasnącymi lampami prostokątnymi, w dziwacznym tekście Witkacego, gdzie ontologiczne partie z oślinionym erotyzmem, narkotycznym bajaniem i wicami rodem z jarmarcznej budy wciąż się mieszają - studenci są, starają się być wszechstronni, jak najintensywniej miękcy, rozgimnastykowani w ciałach, głosach, twarzach, nastrojach, temperamentach.

Rzecz jasna - różnie z tym bywa. Generalnie - nie ma tragedii, nawet najmniejszej. Wszyscy jakoś sobie radzą z nagłymi przejściami od grotechy, przez realizm do ciszy bardzo lirycznej. Ba, nawet łzę potrafią uronić tak delikatnie, że nawet ja mięknę. Jakoś się nie gubią na karkołomnych ścieżynach Witkacego, gdzie powagę od rechotu, wygłup od szczerości dzieli tylko włos. Inaczej mówiąc, w tych "Nadobnisiach i Koczkodanach", które Bóg raczy wiedzieć, o czym są - bawią się nieźle, przy okazji bawiąc nas. Trochę, lecz jednak.

Więc by zabawę pociągnąć, powiem: szanowna magnificencjo, jeśli już nabyłaś Pawła Brożka, to obsadź go w cieniu! Jest w formie tak lichej, że może grać co najwyżej w stadzie Mandelbaumów. Szumera - o niebo lepszy! Jeśli zaś o mnie chodzi, kupuję: spokojną lekkość Platy (Pandeusz Klawistański) i tańczące jak Leo Messi z piłką wargi Puślednik. A zwłaszcza Wyszyńską (Nina) kupuję. W całości.

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
8 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia