Zło trochę złagodzone

"Straszne dzieci" - reż. Tomasz Czarnecki - Teatr Muzyczny w Gdyni

Twórczość niemieckiego psychiatry i pisarza Heinricha Hoffmanna przeżywa zadziwiający renesans. Nie był on literatem, lecz... psychiatrą. Kiedy w roku 1844 szukał książki z obrazkami jako prezentu gwiazdkowego dla swojego trzyletniego syna Carla, nie znalazł nic, co wydawało mu się odpowiednie.

Postanowił więc napisać i zilustrować taką książkę sam. Podobno tekst powstał w ciągu jednej nocy. Książka ukazała się w 1845 roku, a polskie tłumaczenie czytelnicy dostali na początku XX wieku pod tytułem "Staś Straszydło. Złota różdżka, czyli bajki dla niegrzecznych dzieci. Czytajcie dzieci, uczcie się, jak to niegrzecznym bywa źle".

Dziś po teksty Hoffmanna chętnie sięgają teatry niemieckie, ale także w Polsce budzą one zainteresowanie. W sierpniu studenci Akademii Teatralnej w Warszawie zrobili zabawny kabaretowy horror (lalkowy) na podstawie tragikomicznych wierszyków Hoffmanna. Zaś w sobotę w gdyńskim Teatrze Muzycznym odbyła się premiera spektaklu "Straszne dzieci", w reżyserii Tomasza Czarneckiego i według jego scenariusza. Za kanwę posłużyły opowiastki Hoffmanna.

Na scenie oglądamy teatr żywego planu i lalkowy. Szczególnie zapada w pamięci teatr cieni.

Przezabawna jest marionetka - cud urody w czerwonej sukience, do której zaleca się Józio - wyrośnięty bohater w marynarskim mundurku. Spodobał mi się pomysł rozgrywania akcji na kilku planach. Podobać mogło się też to, że śpiewane historyjki przerywane są zabawnymi wierszykami, jak ten: "Na podwórzu jest kałuża, a z kałuży się wynurza hipopotam powiadacie? Nie, to tata po wypłacie", czy "Utonęła ciocia w stawie, już tam leży sześć lat prawie. Uważajcie moi złoci, żeby się nie napić cioci". Takich to rymowanek nie wiadomo kiedy i od kogo uczą się dzieci.

Tymczasem na scenie rozrabiają niegrzeczne maluchy. Mały Julek wciąż wsadza palec do buzi, więc wyskakuje krawiec i obcina mu paluszki. Z Kasi, która pod nieobecność mamy bawiła się zapałkami, zostaje jedynie garść popiołu. Michaś, który nie chce jeść zupy, chudnie, chudnie… i w końcu umiera. Okrucieństwo zostaje jednak złagodzone, bowiem to lalce krawiec obcina palce, to lalka niknie w oczach i umiera. Każda z mrocznych umoralniających opowieści jest odrębną piosenką.

Od dawna pedagodzy i psychologowie toczą spór, czy takie wierszyki są wychowawcze, czy też antywychowacze. Tomasz Czarnecki, reżyser przedstawienia, uznał, że pokazując przemoc rodziców wobec dzieci, czas rozpocząć wielką dyskusję z dorosłą widownią. Zadął w surmy bojowe i... przegrał. Smrodek dydaktyczny skutecznie zniechęca widzów do przedstawienia. Spektakl zrealizowany jest zbyt serio (mimo zabawnych wierszyków, piosenek i uroczych lalek). Sceny w żywym planie dłużą się i nudzą.

Dobrze jednak, że Teatr Muzyczny eksperymentuje, szuka, a że czasem zdarzy się potknięcie... bywa. Tomasz Czarnecki, absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku) jest zaledwie rok po studiach, ale już udowodnił, że ma ciekawe pomysły i jest znakomitym lalkarzem. Myślę, że o tym młodym utalentowanym człowieku jeszcze usłyszymy.

Wiele dobrego należy powiedzieć o scenografii Michała Dziekana i Marii Żynel. Świetne są lalki o buziach jak z komiksu, zarówno te wielkie, jak i małe: Jędruś Gap, Pawełek Wiercipięta, Nieposłuszna Lilii i inne. Głównym animatorem jest oczywiście Tomasz Czarnecki. Ponadto w spektaklu wystąpili: Alicja Piotrowska i Aleksy Perski.

Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
28 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...