Złudne stany emocjonalne

"Courtney Love" - reż. Monika Strzępka - Teatr Polski we Wrocławiu

Scena na Świebodzkim pełni ostatnio funkcję sceny muzycznej. Rozbrzmiewa tam muzyka dwóch zespołów: Nirvany i Hole. Jeden z bohaterów, Everett True, określa ich utwory jako „złudne stany emocjonalne, trwające 3 minuty i 37 sekund". Tego właśnie doświadczamy w teatrze przez 3 godziny i 37 minut. Pośród pyłu, dymu papierosowego i sterty pościeli miotają się wyznawcy nurtu grunge, którzy z jednej strony śpiewają o buncie, pragną sławy i szalonej zabawy, z drugiej jednak cicho proszą o akceptację, bezpieczeństwo i miłość.

Katarzyna Strączek w roli Courtney Love zawładnęła przestrzenią sceny. Udało jej się zagrać niesamowicie destruktywną postać i utrzymać niszczycielską atmosferę wokół przez cały czas trwania spektaklu. Była bezczelna, porywcza, rozpieszczona. W stroju lolitki, z mocnym rozmazanym makijażem i koroną na głowie stanęła przed publicznością i dała naprawdę dobry koncert. To niezwykłe, jak doskonale udało jej się wyuczyć pewnej maniery, którą oryginalnie posiada wokalistka Hole. Była tak irytująco pewna siebie! Miała do tego pełne prawo.

Jej historia, jak w rzeczywistości, została w tej sztuce przysłonięta legendą Nirvany. I tak przez większą część spektaklu obserwujemy zmagania głównej bohaterki z Kurtem Cobainem (Marcin Pempuś), wrażliwym marzycielem, który nie może odnaleźć się w życiu i w komercyjnym świecie show biznesu. Razem walczą o kontrakt, wygłupiają się na próbach, przeklinają rzeczywistość i biorą narkotyki. Oszukują siebie nawzajem, że sobie radzą. Ich toksyczna relacja, ukazana przez Strzępkę i Demirskiego, opiera się na wielu biograficznych szczegółach i przedstawiona jest bez oceniania czy doszukiwania się czyjejkolwiek winy. Twórcy podeszli do historii z dużym dystansem i stworzyli dramat-groteskę, w którym żałosne, komiczne sytuacje początkowo wzbudzają śmiech, ale później – jeszcze większą litość.

Na przykład obok zrozpaczonej Courtney, która właśnie ratuje życie Kurta, stoi jeden z psycho-fanów, który korzystając z tego, że jego idol właśnie stracił przytomność, robi jego partnerce bezzasadne wyrzuty (które znamy z mediów), a gdy ten się budzi, po prostu prosi go o autograf. Następną tragi-komiczną sceną jest wizja: co by było, gdyby Kurt i Courtney poszli na odwyk i dożyli razem późnej starości? Z Seattle akcja przenosi się nieoczekiwanie do Rybnika, gdzie Axl Rose wykrzykuje beznamiętnie typowe, koncertowe formułki zabawiające tłum i po cichu pyta kolegów z zespołu gdzie w ogóle grają. Na jakimś festiwalu ludzie biegają wśród mgły. Nie mogą znaleźć poszczególnych scen, spóźniają się na koncerty, stoją w kolejkach po jedzenie i do toi-toiów. Mają na nogach kalosze - atrybut festiwalowiczów i mokną w deszczu tylko po to, żeby przez chwilę poskakać pod sceną przy dźwiękach z głośników. W tym samym czasie Everett True zastanawia się co to jest muzyka, Kurt wraca do siebie w ramionach Courtney, a pośród całego tego bałaganu na rowerku jedzie mała Frances Bean Cobain, która powtarza „mamo, nie pij więcej" i „chcę być całe życie pierwsza". Michał Opaliński z dwoma kucykami na czubku głowy, który odgrywa tę rolę, wydaje się śmieszny, ale to tylko kolejny absurd, który tworzy dziwne napięcie. Tak samo działa na widza historia Tracy, byłej dziewczyny Kurta, która szaleje z zazdrości. Nie może pogodzić się z tym, że straciła jego i możliwość prowadzenia ciekawego życia u jego boku. Powoli zaczyna tracić moralne zasady. To chyba kolejny dowcip reżyserki, że ta sama aktorka gra na końcu... Amy Winehouse.

„Courtney Love" to dobry spektakl, przede wszystkim ze względu na muzykę. Trudno uwierzyć, że aktorzy uczyli się grać na instrumentach dopiero na potrzeby tejże sztuki. Piorunujące wrażenie robi prawdziwie rockowa scena niszczenia gitary elektrycznej. Skutkiem autodestrukcyjnych zapędów bohaterów jest ciągła ekspresyjność, pewien rodzaj artystycznego szału. Ich wzburzone, zuchwałe zachowania odbiera się równocześnie krytycznie i ze współczuciem. To taka dawka buntu, po której odechciewa się „być gwiazdą rocka".

Gabriela Kwarta
Dziennik Teatralny Wrocław
22 stycznia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia