Znajdujemy się w samym centrum katastrofy

rozmowa z Alexem Serrano

Uprawiamy sztukę, ale nie myślimy o kontekście, i nie nam oceniać, czy to jest polityczne. Rzeczywiście nasza grupa, istniejąca od 2006 roku, realizuje współczesne spektakle, podejmujące aktualne tematy. Tak jest też z "Katastrofą". Żyjemy w ciekawych, ale niespokojnych czasach - i kataklizmy, i kryzys ekonomiczny. Mamy więc poczucie, że znaleźliśmy się w centrum katastrofy.

Z Alexem Serrano, liderem grupy Señor Serrano, prezentującej na festiwalu spektakl „Katastrofa” rozmawia Marta Kuźmiak.

Marta Kuźmiak: Lubicie jeść żelowe misie?

Alex Serrano: Rok temu, gdy zaczynaliśmy próby, rzeczywiście jedzenie miśków sprawiało nam przyjemność. Ale po zjedzeniu dwóch kilogramów żelków, wierz mi, zaczynasz czuć się źle i jesz je tylko dlatego, że musisz.

M.K.: Który kolor smakuje najlepiej?

A.S.: Ja najbardziej lubię te żółte, mają cytrynowy smak. Chociaż teraz zaczniesz doszukiwać się w żółtym kolorze jakiejś metafory, więc lepiej powiem, że każdy kolor jest dobry.

M.K.: Skąd pomysł? Dlaczego miśki?

A.S.: Około rok temu nasza grupa została zaproszona do Francji. Pracowaliśmy tam, gdy akurat w Aquile, we Włoszech miało miejsce trzęsienie ziemi? Postanowiliśmy o tym opowiedzieć i szukaliśmy scenicznego ekwiwalentu dla trzęsienia ziemi. Zaczęliśmy prace z aktorami, jednak mieliśmy wrażenie, że historia zmierza niebezpiecznie w kierunku parodii. Pomyśleliśmy o modelach, o figurkach, które pozwolą nam spojrzeć na sytuację trzęsienia ziemi z dystansu, z dużej perspektywy. Tę odległość udało się osiągnąć poprzez zastosowanie kamer. Ustawienie ich w pozycji satelity, pozwalającej zobaczyć zjawisko całościowo, a nie tylko poprzez wybrany szczegół, okazało się najbliższe naszemu myśleniu o katastrofie. Pozwalało zobaczyć ogrom i proporcje tragedii.

M.K.: A dlaczego miśki, a nie tradycyjne lalki? Bo łatwiej, taniej?

A.S.: Jesteśmy aktorami, ale nie lalkarzami. Nie mamy nic wspólnego z teatrem lalkowym. 

M.K.: Dobrze, że to podkreśliłeś. Teraz przynajmniej mamy pewność, że jesteście artystami, a nie chemikami.

A.S.: Nie, nie z chemią też nie mieliśmy nic wspólnego przed rozpoczęciem pracy nad spektaklem.

M.K.: Czy któraś z tych chemicznych substancji, których używacie w spektaklu, jest rzeczywiście niebezpieczna? Nie dla miśków, ale dla ludzi. Czy jest niebezpieczna dla was w trakcie realizacji?

A.S.: Kiedy zaczynaliśmy próby nasze podejście do tych chemikaliów było bardzo luźne, mieliśmy podczas tych eksperymentów mnóstwo frajdy, stwierdziliśmy, że to są proste rzeczy i możemy je spokojnie sami wykonywać. Jednak po dwóch tygodniach całe nasze ręce były kompletnie poparzone, dlatego pomoc fachowców okazała się konieczna. Większość działań, które wykonujemy podczas spektaklu raczej nikomu nie może zaszkodzić, jeśli jesteśmy ostrożni. Używamy przecież niewielkich ilości tych substancji. Ale już czarne wieże na dachu są rzeczywiście bardzo niebezpieczne.

M.K.: Czy „Katastrofa” to sztuka polityczna? Macie ochotę poprzez swoje działania wpływać na ludzi, zmieniać ich?

A.S.: Tak sądzisz? Nie zastanawiałem się nad tym. Uprawiamy sztukę, ale nie myślimy o kontekście, i nie nam oceniać, czy to jest polityczne. Rzeczywiście nasza grupa, istniejąca od 2006 roku, realizuje współczesne spektakle, podejmujące aktualne tematy. Tak jest też z „Katastrofą”. Żyjemy w ciekawych, ale niespokojnych czasach – i kataklizmy, i kryzys ekonomiczny. Mamy więc poczucie, że znaleźliśmy się w centrum katastrofy. I to jest niepokojące.

M.K.: A dodatkowo bardzo ciekawe z artystycznego punktu widzenia.  

A.S.: Prawda?

Marta Kuźmiak
Materiały Organizatora
30 maja 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia