Zróbmy przerwę! Potrzebna jest przerwa

"Kwadrat" - reż. Ewa Kaim - Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie

„Czekamy na sygnał... Czekamy, czekamy..." – słowa z piosenki Brygady Kryzys powtarzane są w „Kwadracie" kilkukrotnie. Wiara w mityczną Centralę, która ocali, dotyka nie tylko bohaterów, bo przecież wszyscy jesteśmy „na jednej fali", żyjąc w zawieszeniu, niepewności, zmianie. A czas upływa. Czy to nie przesadna naiwność, że wciąż ufamy, że ktoś nas uratuje?

„Kwadrat" to manifest tego, jak jest. Scenariusz spektaklu powstał w 2019 roku i przez 4 lata dotknęły nas wydarzenia, których nikt nie mógł przewidzieć: okres pandemii i szczelnego zamknięcia, wojna pomiędzy Rosją a Ukrainą, kolejne kryzysy humanitarne i polityczne, łamanie praw człowieka. Siła „Kwadratu" tkwi w szczerym podsumowaniu, że nie jest z nami dobrze, że zgubiliśmy się po drodze. Wspólnie doprowadziliśmy się do granic, a teraz czekamy na rozwiązanie nawarstwionych problemów - czekamy i czekamy.

Na konkretne odpowiedzi czekają też dwaj bohaterowie, w których popisowo wcielili się Łukasz Szczepanowski i Stanisław Linowski. Wspólnie tworzą oni Everymana współczesności. Aktorzy ubrani są w białe kombinezony - uniformy, odbierające tożsamość i odbijające każde światło. Sprawia to, że postacie stają się bardziej płótnem do opowiadanej historii niż ludźmi z krwi i kości. Ci dwaj mężczyźni są jednymi z wielu, są nami.

Minimalizm „Kwadratu" widoczny jest nie tylko w kostiumach, ale także w dekoracjach, na które składają się metalowe poręcze scalone w sześcian. Ascetyczna forma, zamykająca bohaterów jeszcze bardziej wzmaga ich zatrzaśnięcie, przypomina pułapkę, w której można dostać jedynie ataków paniki. Spójność scenografii (Mirek Kaczmarek) z opowiadaną historią widaćw tym, jak aktorzy odnajdują się w przestrzeni. Szczepanowski i Linowski zarówno żyją w sześcianie, jak i przesiąkają nim; sprawiają, że on pulsuje, gra, jest blokadą i kolejnym bohaterem. Postacie dramatycznie obijają się o poręcze, rozciągają się na nich, w chwilach rozpaczy uderzają w metalowe elementy; wykorzystują też przedmioty wokół np. butle z wodą stają się bębnami.

Mimo że bohaterowie nie mają nic na własność, wytworzyli w sobie mikroświat emocji, opisywanych za pomocą piosenek m.in. Manaamu, Kultu, LaoChe czy Raz, Dwa, Trzy. Aktorzy interpretują hity polskiej muzyki wraz z zespołem (pianino - Łukasz Bzowski, gitara basowa - Grzegorz Bąk, perkusja - Michał Peiker, skrzypce - Jan Mleczko i Krystyna Wasik, altówka - Małgorzata Szczepanowska, wiolonczela - Zuzanna Siepietowska). Świetna muzyka na żywo wraz z uzupełniającymi się głosami Szczepanowskiego i Linowskiego tworzą razem prawdę i nadają magii opowiadanej historii. Choć na początku myślałam, że w „Kwadracie" oprócz piosenek, onomatopeicznych dźwięków i pojedynczych wyrazów, brakuje dialogów, to teraz uważam, że jesteśmy w takim momencie, że nie warto się już silić na nowe, kolejne słowa - wszystko zostało powiedziane i przetworzone. Wystarczy po to sięgnąć i twórcy robią to znakomicie.

Dzięki muzyce przechodzimy przez różne stany emocjonalne: samotność, miłość czy zagubienie. Interpretacja piosenek przez aktorów jest doskonała, bo tak inna od oryginałów i pasująca do opowieści – bohaterowie raz wyszeptują czy wykrzykują tekst, raz recytują jak poezję, a jeszcze w innym momencie – zwalniają i przyspieszają, gdy historia tego wymaga. Zespół muzyczny wprowadza naturalność i szczerość, nadaje „Kwadratowi" charakteru.

Duet Szczepanowski – Linowski to niezwykłe umiejętności wokalno-aktorskie. Aktorzy są zgrani, zsynchronizowani i są dla siebie partnerami, którzy uzupełniają swoje słowa i gesty. Stworzony przez nich sceniczny świat to nieustanne przepływanie pomiędzy mamrotaniami a siłą i witalnością, desperacją a melancholią. Dwaj mężczyźni biegają po metalowym sześcianie; są uwięzieni, przytłoczeni życiem, odizolowani i samotni. Czekaja, czekają. Nawet, kiedy powtarzają za Brygadą Kryzys: „Czekamy, czekamy", to patrzą na niewidzialny zegarek na ręce. Jednak, mimo odmierzanego czasu, niewiele się zmienia. Za to multiplikują się wojny, ofiary, totalitaryzmy i maszerujący żołnierze – takie obrazy-urywki wyświetlane są podczas spektaklu i w ten sposób podkreślają, że świat to coraz bardziej puszka bez powietrza.

Na scenie oprócz dramatyzmu pojawiają się momenty komiczne, jak wtedy, gdy Stanisław Linowski śpiewa i autorsko interpretuje „Niczego nie żałuję" Edith Piaf, a na twarzy Łukasza Szczepanowskiego maluje się szczere i zabawne zdziwienie. Ci dwaj mężczyźni stale się przedrzeźniają, zaczepiają, odbijają swoje ruchy. Ich mimika, rytmiczność, zgranie widoczne jest na każdym kroku, też wtedy, gdy próbują ustalić powtarzalny scenariusz ruchów i gestów. Bohaterowie stale ćwiczą skłony, zgięcia rąk, słowa, ale nie udaje się im osiągnąć perfekcji, bo to nieprawdziwe. To kolejna poza, maska, wyuczony cykl życia. Dlatego widzimy atak paniki bohatera granego przez Łukasza Szczepanowskiego. Podczas jednej z prób, krzyczy: „Zróbmy przerwę! Potrzebuję przerwy!" i doznaje zwierzęcego lęku, jego ciało przestaje do niego należeć; dotyka go bezradność.

W opowieści przedstawianej w „Kwadracie" ważne jest również światło (Mirek Kaczmarek): punktowe, przygwożdżające, śledzące i odbijające się na białych kostiumach bohaterów. Jedną z najlepszych, a zarazem wzruszających, jest końcowa scena, gdy na wyprostowanej sylwetce Łukasza Szczepanowskiego pulsuje silne światło, jakby nadawano na niej sygnał SOS.

Wciąż czekamy, wciąż czekamy.

Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Kraków
5 maja 2023
Portrety
Ewa Kaim

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia