Życie jest (tele)nowelą

"Daily Soup" - reż. Małgorzata Bogajewska - Teatr Narodowy w Warszawie

„Daily soup” to codzienność wielopokoleniowej rodziny. Oglądamy małżeństwo z niemałym już stażem (Janusz Gajos i Halina Skoczyńska). Iskrzy między nimi od złośliwości, wypominają sobie przywary, które po latach wspólnego życia urastają do problemów, z którymi coraz trudniej żyć. Jej egzystencja to łzawe seriale, on odreagowuje oglądaniem głośnych filmów akcji. Jednoczy ich troska o córkę, ale i o nią potrafią się pokłócić.

Bardziej nadopiekuńczy wydaje się, wbrew stereotypowi, ojciec. Opieki wymaga też babcia (przeurocza, zabawna, ale i refleksyjna Danuta Szaflarska). Ale tu już między małżonkami takiej zgodności nie ma. W końcu teściowa to nie mama, a starsza osoba potrafi być równie uciążliwa jak małe dziecko.

Po premierze filmu „Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej kilka lat temu, Danuta Szaflarska zyskała drugą aktorską młodość. Przypomniała sobie o niej publiczność. Znów obsadzali ją reżyserzy. Dość przypomnieć „Między nami dobrze jest" Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Urocza staruszka, która mimo wieku nie daje sobie w kaszę dmuchać, zawsze chwyta za serce. Każdy chciałby się tak zestarzeć. W „Daily soup" gra postać zawieszoną między teraźniejszością a przeszłością. Pod koniec życia wracają do niej wspomnienia, o których chciałaby zapomnieć.

„Daily soup" to przede wszystkim zabawny tekst, z nutką nostalgii. Siostry Muskały mają świetny słuch na dialogi. Z małżeńskich rozmów wyciągnęły to, co zdarza się w wielu domach. Dialogi brzmią dziwnie znajomo. Zabrakło mi jednak wyjścia ponad te obserwacje. Od teatru oczekuję czegoś więcej niż sprawnie napisanej i poprowadzonej sztuki o tym, co dość dobrze znam.

Brakowało mi też rozbudowania roli córki. Młoda (choć już dorosła) dziewczyna snuje się po scenie nie wiedząc, co zrobić ze swoim życiem. Szuka ratunku w wegetarianizmie, wybiera się na oczyszczenie organizmu. Wydaje się być tylko mało znaczącym dodatkiem do pary głównych bohaterów. Ale jako jedyna próbuje nawiązać bliższy kontakt z babcią. Może na ten wątek warto było położyć większy nacisk.

„Daily soup" to spektakl do bólu tradycyjny. Nie znajdziemy tu reżyserskich fajerwerków. Nawet mieszkanie przedstawione jest realistycznie. Z łezką w oku patrzyłem na stary odkurzacz marki Zelmer. Taki, jaki pamiętam z dzieciństwa. Aktorzy udają, że nalewają tytułową zupę, której tak naprawdę nie ma. Współczesny teatr zna już inne środki, by pokazać rodzinę przy stole.

Ale z drugiej strony czy to źle? Nie jest to mój typ teatru i choć może nie rozbawił mnie do łez, to jednak śmiałem się dość często. I może w tym tkwi jego siła. Z Gogolowskiego hasła: „Z samych siebie się śmiejecie". Nawet jeśli nie dowiadujemy się z tego śmiechu niczego więcej o nas samych.

Z przyjemnością patrzyłem też na rolę Danuty Szaflarskiej. Jej obecność na scenie zawsze gwarantuje miło spędzony czas w teatrze. I to dla niej warto wybrać się na ten spektakl.

Marcin Wasyluk
miernik Teatru
19 grudnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia