Życie nad talerzem owsianki przerywają tajemniczy goście

"Urodziny Stanleya", Teatr Miejski w Gdyni

Zgodnie z dobrym recenzenckim obyczajem, powinnam napisać, o czym jest spektakl. Ba, i tu pojawia się problem. Pozornie jest to realistyczna, prościutka sztuka.

Akcja "Urodzin Stanleya" Harolda Pintera dzieje się w małym pensjonacie nad morzem, w którym przebywają podstarzała Meg, właścicielka pensjonatu, Peter - jej mąż, i jedyny lokator Stanley, bezrobotny pianista. Muzyk jest zaniedbany, nieogolony i znerwicowany. Nie wychodzi z domu. Ukrywa się, boi? Ale kogo, czego? Jest też ładniutka, pełna kokieterii sąsiadka Lulu.

Sielankowe życie nad talerzem owsianki przerywa pojawienie się dwóch tajemniczych mężczyzn, Żyda Goldberga i Irlandczyka McCanna, którzy burząc leniwy rytm domu - wprowadzają atmosferę zagrożenia. Napięcie rośnie, a kiedy już, już zdaje się nam, że wiemy o co chodzi, nasze domysły sypią się jak domki z kart. Nie potrafimy przewidzieć, jak potoczą się wydarzenia, a postaci pozostają do końca tajemnicą i to jest u Pintera najwspanialsze. Zagadki, zaskakujące zwroty akcji - sama rozkosz.

A do tego rewelacyjna muzyka Michała Lorenca - budująca nastrój, poruszająca do głębi. Muzyka, która urzeka lekkością, ale jest też drapieżna, potęgująca chwile napięcia i grozy. Nie dominuje, dopowiada - jest w tle.

Znakomitą scenografię zaprojektował Paweł Dobrzycki. Zbudował na scenie jasny, w pastelowych barwach pensjonat, lekko zaniedbany (ślady mchu, wilgoci na ścianie). Zabudował proscenium, a mała scena Tearu Miejskiego jakby stała się większa. Jego scenografia to rozkosz dla zmęczonych oczu. Taka przestrzeń stwarzała znakomite miejsce gry dla aktorów. I właśnie, aktorzy... Reżyser Barbara Sass udowodniła, że Teatr Miejski ma zespół, który potrafi udźwignąć najtrudniejsze sztuki.

Kto nie widział Małgorzaty Talarczyk w roli podstarzałej Meg z kitkami, niech żałuje. Meg matkuje Stanleyowi, trochę z nim flirtuje, naiwna, wierzy w każde kłamstwo. Stroi minoderyjne minki, ssie cukierki, kaprysi. Jak motyl - mimo słusznej tuszy - wdzięcznie tańczy w bajkowej sukni na urodzinach Stanleya.

Meg to ciekawa rola, choć nie chwyta za gardło, zabrakło złamania postaci, nutki tragizmu.
Jej przeciwieństwem jest Peter (Eugeniusz K. Kujawski). Niewiele mówi, czyta gazetę, je owsiankę, ale gdy pojawia się na scenie, wypełnia ją całą. Ma w sobie ten rzadki dar - sceniczną prawdę.
W Lulu wcieliła się młoda, utalentowana aktorka Katarzyna Bieniek - pełna temperamentu, zmienna jak kameleon. Jej Lulu nie jest tak naiwna, jak udaje, bawi nas, ale i... porusza.

I wreszcie Piotr Michalski jako Stanley. Tytułowa postać, choć, wbrew pozorom, nie główna. Tu bohaterami są wszyscy. Piotr Michalski miał trudne zadanie, bowiem tak do końca nie wiemy, kim jest Stanley i czego się lęka, przed czym ucieka. Początkowo kapryśny, lekko cyniczny, snuje wymyślone opowieści. Świetny jest, gdy odważnie przeciwstawia się Goldbergowi (Grzegorz Wolf) i McCannowi (Rafał Kowal). Na koniec wzruszający i budzący współczucie...

Szum morza, krzyk mew, czarny humor, opowieść o przemocy, katach i ofiarach. To sztuka, którą warto zobaczyć, choć może Barbara Sass z nadmiernym pietyzmem podeszła do tekstu i powinna dokonać pewnych skrótów. I jeszcze jedno - psychiczne okrucieństwo, jakie oglądamy na scenie, nie wdeptuje nas w fotel. Świat każdego dnia przynosi bardziej drastyczne opowieści. Więc spokojnie wybierzmy się do teatru w świat pełen tajemnic. Dla każdego będzie to inna opowieść.
Pinter, świadomie bawiąc się z widzami, miesza fałsz z prawdą.

"Urodziny Stanleya", reż. Barbara Sass. Teatr Miejski w Gdyni. Premiera - 7 lutego.

Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
9 lutego 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...