Życie nie z tej ziemi

"Solaris" - reż. Elżbieta Depta - Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie

„W połowie roku 1959 zaczynał mijać termin oddawania maszynopisów, a Lem jeszcze do żadnego się nie zabrał. (...) Na żadną z tych powieści nie miał tak naprawdę pomysłu. Umowa wydawnicza, która w końcu zaowocowała powstaniem „Solaris", dotyczyła na przykład powieści pod roboczym tytułem „Kosmiczna misja", której bohaterem ma być „zwiadowca wysłany na misję kosmiczną przez pełną podejrzliwości i obaw Centralę (...)

Lem (...) nie miał poczucia, że tworzy arcydzieło. Przeciwnie, dręczyła go obawa, że wychodzi mu powieść o niczym. Pierwotny pomysł z nieufną Centralą, zdążył już „pożeglować sraczem" - został po nim dziwny ślad w postaci tajemniczego Moddara, który dostarczył głównego bohatera na stację, a potem znika z powieści i już nigdy więcej się nie pojawia. W finale - pisanym rok później - bohater wprawdzie wysyła Centrali jakiś swój raport, ale już wtedy Lem wiedział, że wyszła mu książka zupełnie o czym innym.
O czym - tego po napisaniu tych pierwszych stu dwudziestu stron sam jeszcze nie wie. W tym momencie prawdopodobnie jeszcze jest przed napisaniem rozdziału „Mały apokryf", w którym akcja powieści zamiera, a główny bohater i narrator w jednej osobie - psycholog Kris Kelvin, wysłany na stację Solaris przez Centralę całkiem słusznie zaniepokojoną brakiem łączności - zaczyna nam streszczać historię prób zrozumienia tej planety przez ziemskich naukowców (...).

Najważniejszy w jego powieści ciągle wydawał mu się ocean. Zapewne autor był przekonany, że w finale powinna wyjaśnić się jego Zagadka (...).

Ocean zamieszkujący Solaris jest więc fascynujacym pomysłem, ale tak naprawdę w powieści najciekawsze jest co innego. Gdy naukowcy próbują skontaktować się z oceanem, ocean próbuje się skontaktować z nimi. Więcej od ludzi wie o neutrinach, cząstkach elementarnych teoretycznie przepowiadanych od lat trzydziestych XX wieku, ale po raz pierwszy zaobserwowanych w roku 1956 (podkreślam tę datę, by pokazać, jak bardzo na bieżąco z nauką był Lem).

Życie nie z tej ziemi

Neutrina wszystko przenikają, nawet lepiej od promieni rentgenowskich – bo praktrycznie nie zostawiają śladów. Nawet dziś naukowcy mają problem z ich detekcją. Ocean, dzięki swojej wrodzonej umiejętności rejestracji neutrin, potrafi czytać w myślach astronautów, a także materializować im „Twory F", jak to nazwał jeden z badaczy doktor Sartorius.

Twory F to po prostu materializacje najbardziej skrywanych fantazji z podświadomości. Dla głównego bohatera powieści taką fantazją jest Harey - kobieta, którą skrzywdził kiedyś w związku i która popełniła przez niego samobójstwo.
Kelvin wciąż żyje w cieniu tego wspomnienia i zapewne nie ma w życiu takiego dnia, w którym nie marzyłby o tym, żeby cofnąć skutki tamtego błędu.

Pozostałym astronautom zwidują się zapewne materializacje ich fantazji seksualnych, choć nie jest to powiedziane wprost. Możemy się tylko tego domyślać z aluzji jednego z nich (Snauta) oraz z osieroconego tworu F, który po sobie zostawił Gibarian, przyjaciel Kelvina. Jest to ogromna naga Murzynka o „słoniowatych kłębach", podobna do „owych steatopygicznych rzeźb z epoki kamienia łupanego, jakie widuje się czasem w muzeach areologicznych".

Latem 1959 Lem jeszcze najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że pomysł na powieść już ma: planeta, na jakiej człowiek dostaje drugą szansę na naprawienie błędów dręczących go od dziesięcioleci.
Wojciech Orliński, „Lem. Życie nie z tej ziemi", Wołowiec 2017, ss. 204-207.

Wojciech Orliński
Materiał Teatru
12 października 2017
Portrety
Elżbieta Depta

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia