Krakowskie teatry kolejny rok w kryzysie

"W obronie krakowskiego teatru" - polemika

Kraków teatrem stoi. A raczej stał. Przez całe dekady repertuar scen krakowskich, przede wszystkim Starego Teatru, wyznaczał poziom scen w Polsce. W Krakowie pracowali najwięksi reżyserzy, tutaj powstawały arcydzieła, rodziły się talenty znakomitości. Dzisiaj Kraków wielcy artyści omijają szerokim łukiem - pisze Łukasz Maciejewski w Polsce Gazecie Krakowskiej.

I nic dziwnego, bo krakowskim teatrom brakuje wyrazistego charakteru, prowokacji, ironii, oddechu i wyrafinowania. Szczególnie dotkliwie ta diagnoza brzmi wobec aktualnego, pospolitego ruszenia teatralnego środowiska pod hasłem "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem". W Krakowie to stwierdzenie powinno brzmieć: "Produkt jest wybrakowany , widz zgłasza reklamację." Kryzys w teatrach krakowskich trwa.

To nie jest dobry czas dla krakowskiego teatru. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy nie zarejestrowałem ani jednego sukcesu, o którym mówiłoby się w Polsce. Do Krakowa już się nie jeździ do teatru. Kilka przyzwoitych przedstawień nie zmienia smutnego obrazu całości.

STARY TEATR - ARTYSTYCZNA IMPOTENCJA

Najbardziej znana scena Krakowa. Tutaj powstawały naj ważniejsze przedstawienia XX wieku. W "Starym" udawało się łączyć eksperymentalne poszukiwania nowego języka teatralnego z przywiązaniem do literackiej klasyki. Na rangę miejsca zapracowało kilka pokoleń reżyserów ze Swinarskim, Jarockim, Wajdą, Lupą i Grzegorzewskim na czele, oraz wybitni aktorzy: m.in. Trela, Polony, Dymna, Olszewska, Radziwiłowicz, Globisz, Frycz, Stuhr, Nowak. I chociaż "Stary" od lat zmaga się z artystyczną impotencją, wciąż jest najważniejszym punktem odniesienia dla pozostałych scen.

Ostatnie sezony nie przyniosły objawień. Cenieni albo chociaż modni reżyserzy nie pracują już w "Starym", a znakomici aktorzy tej sceny od miesięcy tkwią naprzymu-sowym urlopie. Ostatnim wybitnym spektaklem było "Factory 2" Krystiana Lupy z 2008 roku!

Nowe premiery można spisać na straty. Jedyny jaśniejszy punk stanowiła "Mewa" w reżyserii Pawła Miśkiewicza, poza tym dominowała apatia i fatalny gust. Mikołaj Grabowski zrobił z "Pana Tadeusza" prymitywną śpiewogrę, Michał Borczuch nie miał pomysłu na "Branda" wg Ibsena, a koszmarny "Kordian" Szymona Kaczmarka to jeden z najgorszych spektakli roku w Krakowie. Może fatalną passę przerwie Iwan Wyrypajew pracujący w "Starym" nad "Iluzjami"?

SŁOWACKI - KLASYKA

Strażnik teatralnej tradycji. Ma być przede wszystkim serio, tradycyjnie, czasami wręcz XIX-wiecznie. Efekty tej polityki są widoczne. O Teatrze Słowackiego nie pisze się w mediach ogólnopolskich. Na premierach trudno spotkać liczących się krytyków. "Słowak" - ostoja tradycji w mieszczańskim Krakowie, nie jest dzisiaj miejscem modnym. Ale, z drugiej strony, właśnie tutaj można zobaczyć dobry, klasyczny teatr, w którym liczy się aktorstwo, rzemiosło teatralne, literatura.

Sezon był urozmaicony. Spektakle znakomite, jak "Udręka życia" według Levina, sąsiadowały z żenującymi hucpami - to przykład widowiska "Himmelweg" albo siermiężnymi akademiami muzyczno-poetyckimi w rodzaju "Przyjaciół". W "Słowackim" wyprodukowano także jeden z najlepszych spektakli dla dzieci w ostatnich latach w Polsce. "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" [na zdjęciu] w reżyserii Jarosława Kiliana z muzyką Grzegorza Turnaua, jest cudowną odtrutką dla familijnej tandety. Niezła była także "Ziemia obiecana", musical Wojciecha Kościelniaka według powieści Reymonta.

TEATR LUDOWY- BRAK STYLU

Największym problemem "Ludowego" jest brak stylu. Zwłaszcza na Dużej Scenie, w Nowej Hucie, powstają spektakle przypadkowe. Pierwotny, robotniczy charakter sceny przejęła "Łaźnia". W tej sytuacji "Ludowy" sięga po mniej lub bardziej przypadkowy zestaw reżyserów i dramatów. Czasami tragedia, czasami komedia. To się nie sprawdza. Lepiej radzi sobie kameralna "Scena pod Ratuszem". Tutaj powstają najciekawsze spektakle.

Na Dużej Scenie więcej było minusów niż plusów. Kompletną klapą okazała się "Mechaniczna pomarańcza", niewiele lepiej wypadła rosyjska sztuka "Udając ofiarę". Ciekawiej było "Pod Ratuszem". W sztuce "Hotel Babylon" aktorskim fajerwerkiem był komediowy popis Aldony Jankowskiej, czystym liryzmem zachwyciły mnie "Ptaki" wg prozy Vesaasa. Kiepsko wypadło natomiast odkurzanie kontrowersyjnej niegdyś sztuki Davida Mameta "Oleanna".

TEATR BAGATELA - SPORO SIĘ UDAŁO

Większość krakowian kojarzy "Bagatelę" z "Maydayem", spektaklami komediowymi i farsami. I dobrze - rozrywkowy teatr jest w Krakowie potrzebny. Tym bardziej trzeba jednak docenić próby rozszerzenia artystycznej oferty. W ostatnich kilku latach na mapie teatralnego Krakowa wyraźnie zaznaczyła swoją obecność studyjna "Scena na Sarego". Teatr organizuje także aktorskie festiwale, zaprasza do współpracy młodych reżyserów i dramaturgów. Efekty są różne, ale inicjatywa godna pochwały.

W tym roku kilka przedstawień z pewnością się udało. Na "Scenie na Sarego" podobała mi się zwłaszcza sztuka "Oblężenie" oraz ascetyczna "Noc Helvera". Słabiej wypadły: "Tango" Mrożka i "Między nami dobrze jest" na podstawie sztuki Doroty Masłowskiej. Atutem "Bagateli" jest wypracowanie międzypokoleniowego zespołu, w którym prawdziwe talenty (Wojciech Leonowicz, Urszula Grabowska, Magdalena Walach) mają szansę grać dużo, w urozmaiconym repertuarze.

ŁAŹNIA NOWA - WEJŚCIE SMOKA

Nowohucka "Łaźnia" to scena młoda i modna. "Wejście smoka" z Janem i Błażejem Peszkami było jedynym spektaklem z Krakowa, o którym w ubiegłym roku pisano w całej Polsce. Ciekawym eksperymentem był także festiwal Mrożka oraz kolejna edycja wymyślonego przez Szydłowskiego festiwalu "Boska Komedia".

Najciekawsze były koprodukcje z innymi teatrami - choćby głośne "W imię Jakuba S." duetu Monika Strzępka i Paweł Demirski, przez wielu obserwatorów uznane za teatralne wydarzenie roku. Spektakl "Wejście smoka. Trailer" stał się sukcesem komercyjnym, ale przy okazji był także niegłu-pią próbą dyskusji z mitem idoli pop. Niestety, kolejne adaptacje sztuk Mrożka dowiodły jedynie, że twórczość pisarza, poza nielicznymi wyjątkami, niemiłosiernie się zestarzała. I żadne unowocześnienia niewiele tutaj pomogą.

OPERA KRAKOWSKA - DNO

Zaczęło się średnio. Po krytyce wyglądu nowego budynku Opery, przyszła dyskusja z artystycznym poziomem przedstawień. Jednak patrząc z perspektywy czasu na inaugurujące działalność Opery, średniej jakości widowiska w rodzaju "Diabłów z Loudun", wydaje się, że były perłami w kontekście tego, co dzieje się obecnie. Operze brakuje wszystkiego. Świeżości, pomysłów, dobrych reżyserów i scenografów, wreszcie konsekwentnej polityki repertuarowej. Plusów nie znajduję. Przeciętna była co najwyżej "Traviata" w reżyserii Krzysztofa Nazara, wszystkie pozostałe produkcje Opery -choćby koszmarna "Halka" albo kuriozalny "Oniegin" - są synonimem bezguścia, intelektualnej niefrasobliwości oraz głosowej niedyspozycji części zespołu. Jeżeli dodamy do tego pachnący naftaliną anachronizm produkcji dziecięcych ("Mały lord"), wychodzi na to, że w krakowskiej Operze jest już tak kiepsko, że dalej może być jedynie lepiej. Zawsze to jakaś pociecha.

SCENA STU - KOMERCJA

Teatr ze wspaniałymi tradycjami. Przez wiele lat kuźnia aktorskich talentów i teatralnej nowoczesności. Dzisiaj "STU" na mapie teatralnej Krakowa jest ostoją teatralnych konwencji. Nie liczmy zatem na żadne szaleństwa. W "STU" dominuje komercja (często w dobrym guście) oraz gwiazdorskie widowiska teatralne.

GROTESKA - STRAZNIK SENSU

W dobie szaleństwa 3D, efektów specjalnych i coraz ostrzejszych gier komputerowych adresowanych do coraz młodszych odbiorców, "Groteska" stoi na straży sensu. To teatr dziecięcy, który nie łasi się atrakcjami specjalnymi. Proponuje natomiast przyzwoite aktorstwo, dobrą muzykę i piękną literaturę. Nie zawsze tak receptura sprawdza się w praktyce. Coraz trudniej namówić dzieci na założony oldskul, ale mimo wszystko większość produkcji "Groteski" cieszy się sympatią widzów i przez wiele lat utrzymuje na afiszu. Oryginalnym kwiatkiem do dziecięcego kożucha są produkcje dla dorosłych oraz eventy wrodzaju "Reality Szopka Show".

Kiedy dyrektor sceny Adolf Weltschek sam reżyseruje, lipy nie będzie, ale gdy za spektakle dziecięce zabierają się twórcy pozbawieni poczucia humoru, wychodzą buble. To przykład nudnego i topornego "Wilekomiluda". Moim ulubionym spektaklem "Groteski" był natomiast "Aksamitny królik".

Artykuł polemiczny do "W obronie krakowskiego teatru" Krzysztofa Orzechowskiego dr Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
7 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...