Czy lubi pani Schuberta?

gatunek:
komediodramat
liczba postaci:
3
opis:
Crista jest nauczycielką muzyki, lekcje od blisko 30 lat pobiera u niej mało zdolna wiolonczelistka Mati. Ich lekcje w gruncie rzeczy mają je chronić przed samotnością. Crista nie ma już innych uczniów, Mati jest samotną czterdziestolatką. Między kobietami nawiązuje się więź – trudnej – ale przyjaźni. W dniu urodzin Cristy zjawia się nieoczekiwany gość - Adela - żebraczka, która słuchała muzyki dobiegającej z okien. Jest zimno, więc okna zostały zamknięte, nic nie słychać. Adela uważa możliwość słuchania muzyki za swoje niezbywalne prawo i żąda otwarcia okna. Między Cristą i Adelą zawiązuje się nić porozumienia. Mati zaczyna się czuć zagrożona i z zazdrości popełnia błąd, którego może sobie nie wybaczyć do końca życia.
fragment tekstu:
OSOBY:
Crista – nauczycielka gry na pianinie, ok. 60 lat. Elegancka. Chodzi opierającsię na lasce. Widać, że jest chora.
Mati – uczennica Cristy. 40 lat. Gra na wiolonczeli. Z przyjaźni wciążprzychodzina lekcje. Ma słaby charakter, jest odrobinę zaburzona.
Adela – żebraczka. Mieszka na ulicy.

Akcja dzieje się w Madrycie. Jest jesień.

SCENA PIERWSZA

MATI: (wchodząc z ulicy) Crista! Crista! (wchodzi do salonu)
CRISTA: ( z offu) Chwileczkę.
Mati niesie futerał na wiolonczelę, który opiera o sofę. Crista wchodzi do salonu. Podpiera się laską z gałką z kości słoniowej.
CRISTA: Spóźniłaś się pięć minut.
MATI: Moja matka jest niemożliwa. Siedzi z zarządcą od ósmej rano. Podatki doprowadzają ją do szału.
CRISTA: I to dowodzi tezy, że najlepiej mieć tylko tyle, ile się potrzebuje. Gdyby twoja matka nie była taka bogata, miałaby o połowę zmartwień mniej.
MATI: Problem w tym, że jesteśmy razem opodatkowane, a ona narzeka, że nie pomagam jej płacić rachunków. A ja nie nienawidzę cyfr, nie znoszę pieniędzy, oczywiście miło jest je mieć i móc sobie pozwolić na jakiś kaprys.
CRISTA: Odpowiedź rozpieszczonego bachora.
MATI: (poważnie) Myli się pani, to odpowiedź kobiety obojętnej na banały tego świata.
CRISTA: Ta obojętność obejmuje francuskie perfumy?
MATI: To właśnie ten kaprys, o którym mówiłam. A jeśli próbuje mnie pani obrazić, to i tak się to pani nie uda. Jest piękny dzień, a to wprawia mnie w świetny nastrój.
CRISTA: A ja wręcz odwrotnie, wolę deszcz. To chyba wpływ moich przodków z północy. Jak się teraz mówi? „Być zdołowanym”? No to ja taka jestem, kiedy długo utrzymuje się ładna pogoda. Muszę patrzeć w niebo i czuć jak woda spływa mi po twarzy, mimo że wiem, że wilgoć rozwala mi kości.
MATI: Przepraszam, nie zapytałam, jak się pani dzisiaj czuje.
CRISTA: Tu nie chodzi o jeden dzień. Mój napęd zaczyna szwankować dzień w dzień, przez cały rok.
MATI: Może chce pani przełożyć lekcję na jutro?
CRISTA: Najpierw obowiązek, potem ból. A tak się miło składa, że lubię spędzać czas w twoim towarzystwie.
MATI: I wzajemnie. Te chwile, które spędzamy razem, rekompensują mi kłótnie z matką i całą resztę dnia. Pani dom to mój mały azyl.
CRISTA: Gdyby było inaczej, codzienne spotkania nie miałyby większego sensu. A nie myślałaś o tym, że za kłótnie z matką częściowo ponosisz winę ty sama?
MATI: Cała wina leży po mojej stronie, ale ona nie ma prawa się na mnie wyżywać. Gdybym jej nie pyskowała, mój dom byłby oazą spokoju, ale czułabym się jak bezbronna owca, a nie mam zamiaru dawać jej takiej satysfakcji. Wie pani, że odkąd pamiętam, moja matka nie poszła ze mną nawet na spacer? Od tego była niania. Chodzenie ze mną do kina scedowała na wuja Alberta. Umarł, kiedy miałam siedem lat i już nigdy więcej nikt nie wziął mnie do kina. Jedyny obrazek z dzieciństwa, jaki mam przed oczami, to widok matki siedzącej przy stole z kartami w ręku, grającej z przyjaciółkami. Ona jest chora na te karty.
CRISTA: I ma sporo szczęścia. Ludzie pokroju twojej matki, których znałam, zazwyczaj kończyli jako bankruci.
MATI: Myślę, że kantuje.
CRISTA: Mati!
MATI: Mówię poważnie. Ma lusterka rozmieszczone strategicznie na podłodze i na ścianach.
CRISTA: Jej przyjaciółki są durne?
MATI: Są takie same, jak ona, więc pewnie też kombinują. Poza tym poważne partie rozgrywa tylko z facetami. Z takimi, co to zna ich od pięćdziesięciu lat. A dżentelmenowi nie wypada zwracać uwagi damie, przynajmniej tak twierdzi moja matka. Dzięki temu przez połowę dni w tygodniu mój dom wygląda jak oddział geriatryczny. Już czterech wykończyła.
CRISTA: Mati, na miłość boską, miejże odrobinę rozsądku!
MATI: (obrażona) Jutro przyniosę pani nekrologi. No, kserokopie, bo oryginały trzyma z kartami. Twierdzi, że przynoszą jej szczęście.
CRISTA: To znaczy, że do tego jest przesądna. Jak umarli ci panowie?
MATI: Wszyscy czterej na zawał serca. Oczywiście najmłodszy miał osiemdziesiąt pięć lat.

(...)

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia