21.08.2017, poniedziałek (... kurtyna do muzeum? ...)

Przestraszyłem się, kiedy na pierwszej stronie krakowskiego „Dziennika Polskiego" przeczytałem, że „Słynna kurtyna zyska blask" i że „Wyjątkowa praca Henryka Siemiradzkiego (...) trafi w ręce konserwatorów".

Czegoś nie dopatrzyłem? Coś zaniedbałem? O czymś nie wiedziałem? Coś uległo zniszczeniu? Ale to były tylko tytuły i podtytuły artykułu powtórzonego na dalszych stronach gazety. Z jego treści nie wynikało żadne zagrożenie. Działająca w Teatrze im. Juliusza Słowackiego historyczna kurtyna jest w bardzo dobrym stanie, a jedynie uszczerbki bordiury (obramowanie) powinny stać się przedmiotem zainteresowania konserwatorów. Ale kiedy? To też nie zostało określone, bo pośpiechu nie ma. Rozgłos całej sprawie nadał niestrudzony redaktor Łukasz Gazur. Słowem z małej sprawy duży deszcz. Właśnie, deszcz!

Prawdziwy problem kurtyny nie polega na tym, że jest zaniedbana. Przez 17 lat mojego dyrektorowania poświęciłem jej (i całej infrastrukturze budynku) masę czasu i sił. Tyle że bez nadmiernego, medialnego rozgłosu, uważając, że jest to naturalna powinność gospodarza. Rzecz w tym, że z punktu widzenia bezpieczeństwa tego bezcennego płótna – ono w ogóle nie powinno tam wisieć! Bo jakiekolwiek zagrożenie pożarowe w teatrze uruchomi tzw. kurtynę wodną (żeby odciąć scenę od widowni) i „Siemiradzki" zostanie unicestwiony hektolitrami wody.

Zawsze był wybór: albo ochrona kurtyny, albo ochrona widzów. Udawaliśmy, że go nie ma, że nic się nie stanie, władze (w tym konserwatorskie) też przymykały oczy!

To dobrze, że dyr. Krzysztof Głuchowski poruszył tę sprawę. Mam nadzieję, że uda mu się załatwić ją na następne 100 lat. Może oryginał w specjalnym pawilonie muzealnym, a w teatrze kopia?!



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
24 sierpnia 2017