30.09.2017, sobota (…czyżbyśmy aż tak skarleli?...)

Związki Zamościa z teatrem są silne i wielowiekowe. Uwerturą był niewątpliwie ślub wielkiego hetmana i kanclerza koronnego Jana Zamoyskiego z Krystyną Radziwiłłówną w roku 1578. Z tej okazji w Jazdowie pod Warszawą odbyła się prapremiera „Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego (w obecności pary królewskiej: Stefana Batorego i Anny Jagiellonki).

Tenże sam Zamoyski dwa lata później założył Zamość, podpisując przywilej lokacyjny dla miasta, a w 1589 roku ustanowił na tamtych terenach Ordynację Zamojską. Architektura wielonarodowego Zamościa, zwanego perłą renesansu, do dziś urzeka pięknem, budzi podziw i uznanie. Oprócz okazałego pałacu ordynata, pięknego wczesnobarokowego ratusza i licznych arkadowych kamienic, wybudowano tam wiele kościołów (z katedrą p.w. Zmartwychwstania Pańskiego na czele), powstał też budynek Akademii Zamojskiej. Od początku swojego istnienia miasto Zamość promieniało sztuką i nauką. Akademię z wydziałami filozoficznym, prawniczym i medycznym założył w 1594 roku Ordynat Jan. Potem ją utrzymywał, bo jak mawiał: „takie będą rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie..." A było się czym pochwalić: poziom nauczania, dzięki sprowadzanym tu wybitnym profesorom, był europejski!

W pałacu odbywały się liczne spektakle teatralne, do czego w czasach współczesnych mógł nawiązać Jan Machulski, inicjując Zamojskie Lato Teatralne. Odbywający się rokrocznie przegląd widowisk, głównie plenerowych (ach, ta sceneria Rynku i tło ratuszowych schodów!), organizowany jest głównie przez Dom Kultury, który mimo kłopotów stara się działać prężnie, czego dowodem był pomysł, żeby otworzyć w nim filię Krakowskiego Salonu Poezji. Dokonaliśmy tego z Anią Dymną jakiś czas temu, jak zawsze poezją ks. Jana Twardowskiego.

Dzisiaj Zamość ma problem, podobnie jak wiele miast o przebogatej historii, które nie bardzo potrafią znaleźć się we współczesnej rzeczywistości. Wiąże się on z ucieczką młodych mieszkańców do wielkich ośrodków akademickich i niechętnymi powrotami. W ten sposób miasta ich dzieciństwa pustoszeją i umierają, a zaludniają je jedynie turyści. Tylko młoda krew jest w stanie je ożywić, nadać im pęd, wyzwolić inicjatywy. Kiedyś zwiedzałem Richelieu, małe francuskie miasteczko, związane z kardynałem. Podobnie jak Zamość jest perłą architektury i też żyje wyłącznie z turystów, a gdy ich nie ma – pustoszeje i usypia. Z nieco inną, ale podobną sytuacją spotkałem się na Węgrzech, gdzie autostrada Budapeszt – Szeged skutecznie odebrała perspektywy rozwoju licznym miejscowościom, przez które kiedyś wiodła droga tranzytowa. Umarły np. liczne wspaniałe csardy, moje kulinarne wspomnienia z lat młodości.

Cóż, takie jest prawo rozwoju cywilizacyjnego, związane z bezwzględnymi zasadami konkurencyjnej gospodarki rynkowej. Do Zamościa trudno dziś dojechać, drogi są w opłakanym stanie, pociągi kursują Bóg wie jak długo. Powstaje kwadratura koła: nie inwestuje się w rozwój komunikacji, bo na Zamość nie ma pomysłu. Nie ma pomysłu, bo trudno się tam dostać. Właśnie, brakuje pomysłu! Takie miasta wymagają strategicznych inicjatyw, nie tylko dbałości o wygląd Starówki (imponujący!), chociaż – leżący już trochę na uboczu – Dom Kultury wydal mi się nieco zaniedbany i niedofinansowany. To zresztą dzisiaj symptomatyczne.

Kiedy zagłębiam się w historię (niektórych!) wielkich rodów magnackich, niepodzielnie władających swoimi „państwami w państwie", nie mogę wyjść z podziwu jak wiele zrobiły dla dobra wspólnego, dla rozwoju kulturalnego i naukowego całej Polski. Bezwarunkowo i bezinteresownie. Porównuję z dzisiejszymi właścicielami fortun i ich hojnością uwarunkowaną politycznie, fiskalnie, PR-owo, reklamowo i licho wie jak jeszcze. Czyżbyśmy aż tak skarleli?



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
30 września 2017