31.08.2017, czwartek (... pozbyć się koturnów nieomylności ...)

Wczoraj, jakoś tak pod wieczór, w TOK FM-ie wysłuchałem rozmowy z Krystianem Lupą. Mówił przede wszystkim o „Procesie" Franza Kafki, swojej nowej premierze, zapowiadanej w warszawskim Teatrze Powszechnym, która pierwotnie miała odbyć się w Teatrze Polskim we Wrocławiu, ale – wiadomo – nieakceptowana nominacja dyrektorska przekreśliła realizację artystycznych planów twórczych, związanych z poprzednim szefem.

Złapałem się na tym, że miałem przed chwilą kłopot jak tamtą sytuację krótko, w jednym zdaniu, określić, żeby być obiektywnym. Zostałem wychowany w szacunku dla słowa i w poczuciu odpowiedzialności za jego właściwe użycie.

Ale wracam do wspomnianej rozmowy. Było też o sytuacji twórców i kultury w dzisiejszej Polsce. Sens tej części wypowiedzi Lupy można by streścić następująco: kultura, a co za tym idzie sztuka, musi wyprzedzać swoje czasy i dlatego powinna cieszyć się nieskrępowaną i nieograniczoną wolnością. Sztuka, która taka nie jest, która powstaje na doraźne zamówienie – staje się regresywna i przestaje być sztuką, a kultura umiera. Słowem, nie ma sztuki bez twórczej wolności.

Tak to mniej więcej brzmiało, tak utkwiło w mojej pamięci. Myślę sobie, że to była półprawda, przedstawiona tendencyjnie (nie chcę używać mocniejszych określeń). Słowa z pozoru głębokie, szczere i zatroskane, w gruncie rzeczy zestawione wybiórczo. Taki rodzaj intelektualnej „manipulacyjki". Bo uprawianie sztuki w dziejach świata (u nas też!) najczęściej wiązało się z poważnymi ograniczeniami, często z restrykcjami, Jednak powstawały dzieła wspaniałe i ponadczasowe, a kultura potrafiła przetrwać i nadal się rozwijać. Jerzy Duda-Gracz utrzymywał wręcz, że im większe ograniczenia, tym większa sztuka (pisałem o tym w moich felietonach). Wolność nie jest przyrodzona, nie jest przypisana artyście raz na zawsze. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w historii artystom udało się narzucić władzy swoje warunki uprawiania sztuki. W każdej epoce byli prawdziwi artyści, którzy za niezależność płacili często ogromną cenę. Był też artyści „salonowi", którzy czerpali profity za swoje „artystyczne" usługi. Tak jest i dzisiaj. Nie będę przywoływał gigantycznej listy przykładów. Po co? Krystian Lupa doskonale ją zna, jest twórcą wszechstronnie i głęboko wykształconym. Dlaczego więc mówi prawdy niedokończone?

Ale jak je mówi! Znam takich, których uwodzi fakt, że przemawia ON, i którzy na ogół nie zastanawiają się nad sensem jego słów. A przecież temu Wielkiemu Artyście przydałaby się czasami rzeczowa polemika, pozwalająca na chwilę pozbyć się koturnów nieomylności.



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
31 sierpnia 2017