7.11.2017, wtorek (... sposób na życie ...)

Pole gry, właściwie pola gry, czyli miejsca, w których urzeczywistnia się teatr, albo powstają przestrzenie jego aktywności. „Lagertheater" - taką nazwę nosi ciekawa wystawa, którą dyrektor Maria Anna (Masza) Potocka zaproponowała nam w MOCAK-u, z początkiem sezonu.

Teatr w obozach jenieckich i koncentracyjnych podczas II wojny światowej - dobrze, że ta wystawa powstała, bo mimo wielu opisów i prób monograficznych zjawisko to wciąż czeka na dokumentację z prawdziwego zdarzenia. A przecież teatr rzadko kiedy był tak potrzebny artystom i widzom, jak wówczas. Rzadko kiedy potrafił tak udowodnić swą moc oczyszczającą i uzdrawiającą (choćby na moment), jak podczas ponurej obozowej rzeczywistości. Pół biedy w stalagach, czy oflagach, tam inne panowały obyczaje, inne relacje z okupantem i uprawianie teatru było dozwolone (aczkolwiek podlegało cenzurze), a co za tym idzie przedstawienia miały znacznie bogatszą wystawę scenograficzną i kostiumową, większe możliwości techniczne. Gorzej było w obozach koncentracyjnych. W nich widowiska teatralne i muzyczne były w zasadzie zabronione, poza nielicznymi wyjątkami. Wtedy odbywały się na wolnej przestrzeni lub w większych salach. Normalnie, z duszą na ramieniu, organizowano je konspiracyjnie w barakach, między pryczami. Inny też był sens widowisk: w jenieckich starano się przywołać świat znany z wolności, w koncentracyjnych karykaturalnie pokazywano przejawy życia obozowego, grozę próbowano zamienić w śmiech.

Ryzykowano, bo teatr był dla widzów lekarstwem oczyszczającym zatrute niewolą dusze. A dla artystów? Możliwość twórczej wypowiedzi pomagała im zachować człowieczeństwo. Dla jednych i drugich obozowy teatr był ważnym elementem heroicznej walki o przetrwanie. Stawał się prawdziwą, a nie udawaną lub deklarowaną syntezą wszystkich sztuk. Nawiązywał do tradycji i korzeni. Z przyczyn oczywistych w obozach jenieckich role damskie grali mężczyźni, a nieliczni pozostali przy życiu świadkowie mówili, że osiągano niezwykłe artystyczne (i pozaartystyczne) efekty. W mniejszym stopniu, choć i tak się zdarzało, dotyczyło to obozów koncentracyjnych, w których przebywali zarówno mężczyźni, jak i kobiety (Auschwitz-Birkenau). Ale przecież były takie jak Ravensbruck, tam z kolei w męskie role wcielały się więźniarki.

Przez jenieckie i koncentracyjne obozy przeszło wielu wybitnych, znanych przed i po wojnie artystów, jak m.in. Bolesław Płotnicki, Leon Schiller, Stefan Jaracz, Sławomir Lindner, Zbyszko Sawan, Kazimierz Rudzki, Maja Berezowska, Zofia Rysiówna, Roman Niewiarowicz, Józef Słotwiński. Poznajemy ich losy dzięki nagranym relacjom oraz dzięki pamiątkom zgromadzonym w specjalnie przygotowanej konstrukcji. Wystawa wprowadza nas w głąb piekła. Eksponowane zdjęcia nie są powiększone, co nie ułatwia oglądania, ale sprzyja autentycznemu przeżyciu.

Jakiś czas temu Katedra Scenografii na Wydziale Malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych przygotowała w siedzibie Opery drugą już wystawę prac studentów i dyplomantów pod nazwą „Pole gry". Ci młodzi ludzie, dla których wojna jest prehistorią, odczuwają teatr podobnie jak ich dziadkowie w więziennych pasiakach. Najwyraźniej jest im potrzebny nie tyle jako miejsce pracy, ale jako sposób na życie lub przeżycie. Pasja i pomysły emanują z ich projektów. Ale o ileż mają większe możliwości twórczej ekspresji, nie muszą robić "czegoś z niczego". Uczą się jak projektować scenografię na teatralnych scenach, dla telewizji i filmu (w studiach i z wykorzystaniem obiektów naturalnych), jak kształtować inne przestrzenie dla potrzeb teatru. Różne są dzisiaj pola gry. I wszystko można, nie ma żadnych ograniczeń. Przynajmniej na etapie pomysłów, bo później często wkracza bezlitosny księgowy. Uczą się też projektowania kostiumów. I tu również ich fantazja nie jest niczym skrępowana. Szczęśliwe pokolenie! I niech już tak zostanie ...

A ja mogę tylko ukłonić się ich nauczycielom, z którymi niejednokrotnie krzyżowały się moje teatralne ścieżki: Ryśkowi Melliwie, Andrzejowi Witkowskiemu, Zosi de Inez i wielu innym.



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
7 listopada 2017