"Bo zawsze rani się osobę, którą się kocha"

Trwający od kilku dni Festiwal Wybrzeże Sztuki, to między innymi spotkanie z niesamowitymi artystami. I tym razem tak było. Danuta Szaflarska, Zbigniew Zapasiewicz, Ignacy Gogolewski w sztuce Sandora Marai wzniecili nie tylko tytułowy żar, ale rozpalili płomienie w sercach widzów.

Jest rok 1940 , po 41 latach i 43 dniach w pałacu emerytowanego generała Henrika (Zbigniew Zapasiewicz) zjawia się jego dawny przyjaciel Konrad (Ignacy Gogolewski). Mężczyźni chylą się ku zakończeniu swojego życia, a spotkanie ma stać się czymś w rodzaju wędrówki do lat sprzed nagłego zniknięcia jednego z nich. Odżywają dawne animozje, a odkrywane kolejne tajemnice pokazują jak bardzo przyjaźń może ranić, ale jednocześnie jaką ma ona moc. Doskonale obrazują to wypowiedziane przez Henrika słowa „zrujnowałeś może życie, zabiłeś coś we mnie, ale nadal jesteśmy przyjaciółmi, dzisiaj ja zabiję coś w tobie i nadal będziemy przyjaciółmi”. Boli jednak fakt, że zostało się zdradzonym przez dwie najważniejsze osoby w życiu - żonę i przyjaciela. Trudno bowiem przezwyciężyć noszony przez lata żal, zazdrość i pragnienie zemsty. Okazuje się również, że nie tylko miłość do jednej kobiety poróżniła mężczyzn. Początku należy upatrywać już we wczesnych latach młodości, gdzie zrodziła się zawiść wynikająca z różnych statusów społecznych rodzin, z których wywodzili się bohaterowie. 

Jednak nie sama historia jest w tej sztuce najważniejsza. „Żar” to przede wszystkim próba ukazania portretów psychologicznych postaci, którymi targają tak skrajne emocje - miłość, nienawiść, zdradzona przyjaźń, zbliżający się koniec życia, samotność i wielki żal, od którego aż kipi w spektaklu. A wszystko to za sprawą mistrzowsko przekazanego słowa, które w tej sztuce ma moc niezwykłą. Bo przede wszystkim na ten aspekt stawia się w tym przedstawieniu. Aktorzy nie używają zbędnych rekwizytów, nie ma muzyki, gry świateł. Obcujemy tylko z aktorem i przekazywanymi przez niego kwestiami. Trójka aktorów, która latami wypracowywała swój aktorki warsztat bez problemu poradziła sobie z takim zabiegiem. Trudno było oderwać się od scenicznej rzeczywistości. Zapasiewicz w bardzo naturalny sposób wypowiadał trwający prawie cały spektakl monolog, opowiadał o zamierzchłych czasach, które nadal są tak bardzo w nim obecne. Gogolewski przysłuchując się kierowanym do niego słowom idealnie ukazał nieumiejętność poradzenia sobie z przeszłością i odpowiadania na pytania przyjaciela. Natomiast Danuta Szaflarska wcielająca się w postać Nini - piastunki Henrika ukazała wielki ból i troskę o ukochanego podopiecznego, do którego odnosiła się z właściwą tylko matkom miłością i łagodnością.

Spektakl w niesamowity sposób wpisał się również w przestrzeń, w jakiej został wystawiony. Sala Kominkowa Ratusza Staromiejskiego idealnie oddawała klimat opowieści Henrika. Ustawione naokoło krzesła stanowiące widownię, skrzypiąca podłoga, piękno wnętrza i dające się słyszeć odgłosy zza okien nadały temu kameralnemu spektaklowi bardzo autentyczny wyraz. Aktorzy tak doskonale kreujący swoje role przenieśli wszystkich do swojego świata sprawiając, że nawet przez chwilę nie można było poczuć, że obcujemy tylko z teatralną fikcją. „Żar”, to spektakl, który na długo pozostaje w pamięci, może nawet dłużej niż 41 lat i 43 dni.



Kamila Golik
Dziennik Teatralny Łódź
11 lipca 2009
Spektakle
Żar