"Oj Tomaszek, Tomaszek..."

Mały, biedny Tomaszek... To o niego cała sprawa się rozchodzi. Kotek zostaje brutalnie zamordowany, aby ściągnąć do Inishmore porucznika Padraica - idealistycznie nastawionego do świata terrorystę walczącego o wolność Irlandii Północnej

Komedia ma to do siebie, że powinna bawić. To w jaki sposób, jest na pozór kwestią drugorzędną. A jednak trudno powiedzieć, czy Porucznik z Inishmore byłby równie zabawny, gdyby dość ciekawemu tekstowi nie towarzyszyła dobra gra aktorska i konsekwentnie przeprowadzona myśl reżysera. Spektakl Teatru Współczesnego jest parodią cieszących się popularnością thrillerów, filmów akcji. Z drobiazgu, nie uwłaczając miłośnikom kotów, jakim jest śmierć Tomaszka, powstaje wielka intryga, główny bohater staje przeciw groźnym terrorystom, dookoła leje się krew, a raczej hektolitry krwi. Wszystko jest przerysowane. Wątek romantyczny również zostaje sparodiowany. Zakochana w poruczniku Mairead (w tej roli Agnieszka Suchora) nie ma w sobie nic z rozkosznego dziewczęcia, co więcej sama ma w sobie dość potencjału, by móc spokojnie zająć miejsce Padraica. Próbuje zaimponować swojemu mężczyźnie faktem, że świetnie strzela i tak jak on nie ma najmniejszego problemu z zabijaniem ludzi, marzy o wstąpieniu do INLA (Irlandzka Narodowa Armia Wyzwoleńcza, odłam IRA). Jest zatem miłość – ale miłość inna niż ta prezentowana w komediach romantycznych. Jest kobieta – ale w żaden sposób nie przypomina bogini seksu („- Urosłam? – Szkoda, że tylko wzwyż”). Jest mężczyzna – nie mający w sobie nic z amanta. Jest sprawa – walka o wolną Irlandię. Jest krew, zabijanie, odrąbane głowy, a jednak widz wie od początku do końca, że ta wizja „filmu” sensacyjnego jest jedną wielką kpiną.

Padraic ujmuje swoją miłością do zwierząt. Borys Szyc gra macho o gołębim sercu. Nie sposób odmówić mu charyzmy, która sprawia, że od chwili pojawienia się na scenie Szyc przyciąga uwagę widza. Jak przystało na głównego bohatera, postać Padraica skonstruowana jest w taki sposób, by widz mógł poczuć do niego sympatię, współodczuwać, pochylić się nad jego losem. I to się udaje, chociaż widzowi ani na chwilę nie wolno zapomnieć o tym, z kim ma do czynienia. Siedząc na widowni, nie pamięta się bowiem o tym, że przecież Padraic jest takim samym zbirem jak jego przeciwnicy, że to w gruncie rzeczy psychopata znany ze swego okrucieństwa, tłumaczący je idealistycznymi pobudkami, gotowy zabić każdego, kto stanie na jego drodze – nawet własnego ojca. Wszyscy się śmieją, zapominając o tym, że w tej historii życie człowieka jest mniej warte niż los kota. Tymczasem autor sztuki, urodzony w rodzinie irlandzkich emigrantów w Wielkiej Brytanii, James McDonagh krytykuje, wydaje surową ocenę działaniom Irlandzkiej Armii Republikańskiej i jej podobnym. Kontrowersyjny dramaturg uderza w spojrzenie na IRA jako na symbol wolności. Poprzez absurd i czarny humor obnaża, piętnuje terroryzm, pokazuje ludzi skorumpowanych (Christy – Janusz R. Nowicki), słabych (Joey – Jakub Kamieński), tak jak główny bohater wyzbytych moralności. Na scenie Teatru Współczesnego człowiek zostaje pokazany jako uosobienie gniewu, skierowanego właściwie niewiadomo w jaką stronę, i szaleństwa. Obserwując dochodzenie – kto zabił Tomaszka, nie sposób nie zauważyć rozpoczynającej się właśnie spirali zła. Tak samo okrutnej i bezsensownej w każdym konflikcie zbrojnym na terenie całego świata.

Równolegle, obok wątku Padarica i Mairead, toczy się historia Donny’ego (bardzo dobry Damian Damięcki, nagrodzony za tę rolę Feliksem warszawskim za sezon 2003/2004) oraz Davey’a. Donny opiekował się Tomaszkiem, a Davey miał po prostu pecha i znalazł rozjechane zwierzę na ulicy. Ich komiczne działania, nieudolne próby ukrycia śmierci kotka, paraliżujący strach przed przyjazdem porucznika i zburzeniem codzienności, w której nie ma miejsca na partyzantkę – bawią i pokazują, że nie trzeba walczyć, aby żyć. To jakby dwa światy – normalny i ten opętany żądzą mordu, które muszą się w pewnym momencie spotkać. IRA, INLA i inne organizacje terrorystyczne, istniejące na świecie, wcześniej czy później wyciągają swoje macki po prostego człowieka.

Reżyser Maciej Englert stworzył spektakl, który od dnia premiery wciąż bawi i ciekawi. Czarny humor, groteska, hiperbola jak nic innego pozwalają przyjrzeć się absurdom współczesności i bez zbytecznego patosu napiętnować zło. Przykre jest jedynie jest to, że nawet gdyby zabiło się Padraica, na jego miejsce przyjdzie nowy porucznik, mający swojego ukochanego kotka i zapominający o zwykłym człowieku. Padraików jest przecież bardzo wielu. Wystarczy usiąść wieczorem przed telewizorem. Patrząc na ludzkie cierpienie, zniszczenie i krew, każdy z nas stawia sobie pytanie – dlaczego?  Trudno znaleźć na nie odpowiedź. A może po prostu chodziło o Tomaszka?



Dorota Patrycja Sech
teatrakcje.pl
27 czerwca 2011