A gdyby tak podążać własną drogą?!

Odkąd pamiętam powtarzano mi „na Jandę trzeba iść". I wreszcie się wybrałam. Moje oczekiwania były ogromne, bowiem takie nazwisko zobowiązuje. Jednak szybko przekonałam się, że to czego wyczekiwałam, czyli „wielkiej gry", zostało zweryfikowane przez rodzaj historii, którą wysłuchałam. W tym przypadku „wielkie" oznaczało poruszające i nieprawdopodobnie szczere...

W ramach Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Teatrze Powszechnym w Łodzi miałam okazję zobaczyć monodram Krystyny Jandy „My Way". Spektakl o życiu. O doświadczeniach, słodko-gorzkich wspomnieniach i przewrotności losu. Janda z perspektywy dojrzałej kobiety opowiada o niewinnym dzieciństwie, buntowniczej młodości, macierzyństwie, drodze na szczyt i tworzeniu sceny teatralnej. Swoje wspomnienia wplata w pełne humoru anegdoty, które na długo pozostają w pamięci.

Przez niemal siedemdziesiąt lat uczyła się życia, a być może to ona wodziła je za nos?! Teraz przyszedł czas, by dać upust wszystkim zgromadzonym emocjom i podzielić się nimi z jej najwierniejszymi widzami, a właściwie przyjaciółmi... bo tak woli mówić o swoich odbiorcach.

To co ujęło mnie w sztuce „My Way" to niewymuszona prawdziwość. Taka, której na próżno szukać w teatrze i filmie. Prawdziwość, która zaciera granice pomiędzy aktorem i publicznością, zbliżając się do słusznie stworzonej intymności. Jako odbiorca stałam się uczestnikiem szczerego do bólu dialogu. Chłonęłam go zdanie po zdaniu, coraz bardziej zagłębiając się w szczegóły. Janda po jednej stronie ̶ ja i moje doznania po drugiej. Na zmianę ocierałam łzy wzruszenia i radości. A sądząc po ilości wydmuchanych chusteczek rzucanych do pobliskiego kosza, nie tylko ja stałam się uczestnikiem tak dotykającego dialogu. I nie chodzi tu o współczucie, ale o rodzaj utożsamienia się z problemami, pewnego rodzaju zrozumienie często zawarte w ciszy albo kolejnym dowcipie. Często to, co rozbawiało do łez, dotykało do żywego, gdy tylko sens wypowiedzi dotarł do moich uszu ponownie. I tak do ostatnich słów, gdzie stosownie wybrzmiało „My Way".

Janda decyduje się na prostotę. Scena otoczona połyskliwymi kotarami z frędzli, wzbogacona o ekspresyjne światło to maksimum dekoracji. Sama aktorka ubrana w piękną powłóczystą suknię dopełnia scenografię. Zdecydowanie prym wiedzie tu słowo. Dopiero przepięknie wykonany utwór „My way" zagrany na trąbce przez Jerzego Małka zrywa z dotychczas przyjętą konwencją. Muzyka wypełnia salę i łagodzi zmysły, a sama Janda wymownie odśpiewuje swój hymn.

Aktorka wie, czego potrzebują współcześni widzowie ̶ prawdy i humoru. I dokładnie to otrzymują. Ta transakcja owocuje, bowiem bilety na kolejne spektakle są już dawno wyprzedane. Janda łączy swoją charyzmę i lekkość opowieści. Sprytnie wciąga nas w kolejne historie, dzięki którym dowiadujemy się, że droga na szczyt wymaga poświęceń. Śmierć męża, rodziców, gosposi i bliskich przyjaciół zostaje zestawiona z dowcipnymi historiami o przebudowie Teatru Polonia i brakiem umiejętności kulinarnych. Artystka wie jak żonglować słowami i emocjami i znajduje tak potrzebny balans. „My Way" to nie tylko sztuka o dojrzałości, to również sprawdzian z dojrzałości formy i słowa, za które z całą pewnością bierze odpowiedzialność.

Krystyna Janda całe swoje życie poświęciła sztuce. Setki zagranych spektakli, kilkadziesiąt wyreżyserowanych filmów i dramatów, stworzenie własnej sceny, ukształtowały ją jako kobietę, ale i często sprowadzały na ziemię. Z całą pewnością aktorka nie zawsze tego chciała, jednak życie często weryfikowało jej plany i zamiary. Spektakl „My Way" to pewnego rodzaju hołd oddany samej sobie, lecz nie z próżności a chęci zatrzymania się, by móc przyjrzeć się życiu z pewnej perspektywy.

Być może wszyscy powinniśmy brać z niej przykład i w pewnym momencie spojrzeć w przeszłość z dystansem, by spokojnie podążać naszą własną drogą...



Anna Grzelak
Dziennik Teatralny Łódź
14 marca 2023
Spektakle
My Way