A przecież człowiek nie rodzi się zły

"Królowa ciast" to historia nieszczęśliwych, niespełnionych ludzi. Narastające w nich uczucie frustracji potęguje się do tego stopnia, że rodzi przemoc. Najgorzej dzieje się za ścianą, kiedy drzwi się zamkną. Przestrzeń "Królowej ciast" stanowi zamknięte w czterech ścianach wnętrze zła. Nawet wkraczająca do niej osoba z zewnątrz, która wydaje się, że chce pomóc, okazuje się cynicznym oszustem.

A przecież nikt nie rodzi się zły. Dziedziczymy cechy wyglądu zewnętrznego, charakteru, skłonność do chorób itp., natomiast nasze zachowania wobec innych ludzi są w dużej mierze efektem naśladowania wzorców z najbliższego otoczenia.

"Królowa ciast" wydaje się być sztuką dysonansów, w której przemoc przeplata się z humorystyczną grą słowną, toteż widz nie pogrąża się całkowicie w rodzinnym dramacie dzięki dialogom, które zwyczajnie śmieszą.

Charakterystyczne postaci to z jednej strony uwodzicielska Anikó (Ewa Paluska), sfrustrowana swoim losem jako matki dwóch synów. Z drugiej strony Olga (Wiesława Niemaszek-Szymańska) wyczerpana, zniszczona żona tyrana, ma zamiar popełnić samobójstwo. Stefan (Grzegorz Jurkiewicz) domowy terrorysta, siejący przemoc, strach, sfrustrowany brakiem współżycia z kobietą. Jego postać ukazuje skutek przejmowanych wzorców zachowań od rodziców.

A dzieci? Uczą się brutalnego życia przejmując od najbliższych te najgorsze wzorce, bo skąd mieliby wziąć dobre? Jak żyć, aby przetrwać w tym koszmarze? Między braćmi: Tibim (Marcin Kiszluk) a Zolim (Marcin Tyrlik) już widać symptomy przemocy, także wobec małej kuzynki Eriki (Milena Gauer). Kiedy ona stanie się podobna do nich? Kwestia czasu? Czy można przełamać błędne koło pokoleniowych wypaczeń i złych wzorców?

Spektakl porusza aktualne i ponadczasowe problemy z życia wzięte. Połączenie przewrotności z trudną tematyką czyni go atrakcyjnym dla widza. Brawa należą się aktorom, którzy bardzo dobrze odtwarzają powierzone im role.



Anna Meger
www.olsztyntown.pl
17 października 2012
Spektakle
Królowa ciast