A Ty potrafisz się śmiać?

Podobno najbardziej lubimy te melodie, które już kiedyś słyszeliśmy, jednak czy na pewno? Aby odpowiedzieć sobie na to oraz jeszcze kilka innych pytań, warto zobaczyć spektakl Teatru Żelaznego pt.: „Kocham i nienawidzę" (dawniej: „Jeśli Polska nie zginęła, to my ją dobijemy").

Premiera „Jeśli Polska nie zginęła,to my ją dobijemy" miała miejsce w tamtym roku 30 lipca. Teksty piosenek stworzył Marek Koterski, zaś na scenie występuje młode małżeństwo: Marta Marzęcka – Wiśniewska oraz Piotr Wiśniewski.

Przedstawienie ma kształt koncertu kobiety i mężczyzny związanych węzłem małżeńskim, którzy śpiewają piosenki oparte na lirycznej twórczości Marka Koterskiego. Oboje nieprzypadkowo są ubrani w stroje przywołujące na myśl młodych obrońców polskości, czyli harcerzy. Jednak utwory jakie wykonują nie są pieśniami narodowymi, czy też hymnami pochwalnymi na cześć naszych polskich bohaterów i nie mają w sobie nic z patriotycznego ducha, pokazują natomiast to, z czym na co dzień muszą zmagać się Polacy; są tutaj wszystkie największe narodowe wady, smutki, a także niespełnione marzenia. Atmosferę beznadziei dopełnia rozwieszona w tylnej części sceny biało czerwona flaga z niedbale wykonanym napisem: Jeśli Polska nie zginęła, to my ją... Kiedy aktorzy występujący na deskach teatru zaczynają śpiewać wcale nie jest lepiej, w utworze Marka Koterskiego Polska to błądzący po morzu statek, na pokładzie którego toczy się nierówna gra. W innej kompozycji przedstawiona jest standardowa matka – Polka, obwieszona siatami niczym wielbłądzica marząca tylko o tym, aby dostać amnezji tak wielkiej, że zapomni jaka jest droga do jej domu, w którym czekają na nią rozkrzyczane dzieciaki i mąż – typowy Kowalski z wąsem, kiełbasą w jednej dłoni i kieliszkiem wódki w drugiej.

Pomimo iż całość na pierwszy rzut oka może wydawać się kolejnym zbiorem piosenek mających za zadanie uświadomić słuchaczowi w jak bardzo ponurym, szarym i pełnym ludzi wątpliwej moralności kraju żyjemy (nic, tylko uciekać jak najdalej), to jednak warto rozsiąść się w fotelu i wsłuchać się w tekst płynący ze sceny. Może wtedy okazać się, że są to zarzuty, które należy potraktować z przymrużeniem oka, a my, Polacy (świadomi, bądź nieświadomi naszych przywar) powinniśmy czasem odetchnąć, uśmiechnąć się do siebie i zacząć z nich żartować. I taki jest ten spektakl; pełen żartu i dobrego autobiograficznego humoru, wolny od wszechobecnej (i pożądanej w ostatnim czasie) martyrologii, wydumanej powagi, ale również pesymizmu, bo choć bohaterowie wykonują utwory naszprycowane karykaturalnymi i wyolbrzymionymi kreacjami Polski i ludzi w niej żyjących, to jednak nigdzie nie wyjeżdżają; nie emigrują do innych, wspaniałych krajów gdzie wszystko jest prostsze i słońce jaśniej świeci, tylko żyją i na w tej rzeczywistości, na ziemi pomiędzy morzem, a górami. I chyba mają się całkiem nieźle. Czyżby jednak kochali swój kraj pomimo jego ułomności na tyle, by go nie zostawiać?

Warto też zaznaczyć, że już na początku przedstawienia ze sceny pada pytanie skierowane do widzów: czy my, Polacy mamy poczucie humoru oraz czy nasz naród ma dystans do swoich wad? Tu po zakończeniu spektaklu – koncertu odpowiedź jest prosta i dobrze słyszalna, to brawa oraz szczery śmiech widzów na widowni.



Urszula Kosiór, ANS743193 Hasło: Uk743193
Dziennik Teatralny Katowice
23 kwietnia 2018