Ahoj Polacy

,,Czeski film" czyli sytuacja, w której nie wiadomo o co chodzi. To określenie pejoratywne, którego używamy w sytuacji, gdy nie rozumiemy, ale jako inteligentni ludzie, nie chcemy się do tego przyznać. Czy ta sama zasada funkcjonuje przy dyplomie wrocławskiej filii AST, w reżyserii Piotra Ratajczaka? Bo Český díplom sprawia raczej wrażenie, że wiadomo o co chodzi, ale nie wiadomo po co. Czy to materiał na nowe przysłowie, czy jednak naraziłem się na wyśmianie?

Wchodzącej publiczności ukazuje się klasa szkolna o socjalistycznym wystroju. Roślina doniczkowa, dwie ławki, portret wodza na ścianie i paskudne linoleum – znajomy krajobraz. Jest też projekcja zza kulis, na której widzimy aktorów przygotowujących się, stresujących, przekomarzających, ćwiczących pocałunki i głośno zastanawiających się, czy ktokolwiek przyjdzie, jeśli wszyscy prawdopobnie są na Chłopach – widzimy grę przed grą. Spektakl się rozpoczyna, wydają ostatni bojowy okrzyk i wchodzą na scenę w jednakowych uniformach. Zdają się trochę zakłopotani, nie wiedzą co robić, aż w końcu przypominają sobie o lalkach – wyciągają je i każda, po czesku, wita nas pociesznym ,,Ahoj". Coś nie wychodzi, i uciekają za kulisy, odrzucając po drodze lalki. Tak, to nie będzie klasyczny spektakl lalkowy.

Następnie oglądamy próbę odczarowania Czechów ze stereotypu wesołych krecików, poprzez rozpisanie na wiele prywatnych biografii postaci z tamtejszej najnowszej historii. Pojawia się m.in.: Jan Palach (Dokonał samospalenia w ramach protestu przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego), Lida Baarova (Aktorka znana z romansu z Josephem Goebbelsem) czy Jana z Kladna (Czechosłowacki symbol idei ,,Peace&Love"). Każda historia ma własną dramaturgie: miesza się tragizm z poetyką gagu. Aktorzy monologują, śpiewają, tańczą, rozbierają się, a co jakiś czas uciekają w kulisy, gdzie ostentacyjnie komentują ,,co nie wyszło".

Wszystko jest po to, by wybić widownie ze stereotypowego postrzegania, a jednocześnie wymusić na nas refleksje nad własnym narodem. Problem w tym, że tutaj technika niekonsekwentnie opiera się właśnie na stereotypach. Wszystkie postacie scenicznie istnieją, dzięki odbijaniu się od anonimowej czeskiej ,,klasycznej" społeczności. Towarzyszący albo zgodnie klaskają, piją piwo, wyrażają poparcie albo jednoznacznie potępiają i grążą spaleniem książek. Kulminacją tej tendencji jest podwojona scena misjonarskich odezw: za pierwszym razem Czesi do Polaków, i na odwrót. Stereotypowi ateistyczni Czesi proponują nam lepsze, wygodniejsze życie ,,bez Boga" (bo się da), a chwilę później te same zdania przechwytują stereotypowi Polacy ,,na klęczkach", groteskowo oburzeni na zepsucie pierwszych. Rozumiem intencję słusznej krytyki naszych narodowych przywar, ale nie wierzę w jej skuteczne działanie, gdy ujednolica się całe społeczeństwo, by wygodnie móc pokazać (wykreowany) kontrast. Ta strategia raczej mogłaby pomóc w ewentualnym pogłębianiu antagonizmów i uprzedzeń, zwłaszcza że jedna grupa pokazana jest jako zdecydowanie ,,fajniejsza" od drugiej.

Groźny temat poruszony, ale obniżając ton, jest też drugi nie mniej ważny, a mianowicie studenci wydziału lalkarskiego robiący dyplom. Przyzwyczajeni jesteśmy patrzeć na dyplom jak na gotowy efekt, po których wychodzimy zadowoleni lub wręcz odwrotnie. Oceniamy twórców, przez jego pryzmat, nie zastanawiając się nad procesem i siatką związanym z nim problematyk. To dla studentów dosyć niesprawiedliwy egzamin, który ma zadecydować o ich ,,być albo nie być" w teatralnym życiu, który nie baczy na przypadkowe niepomyślności, takie jak choroba aktora, zblazowana publiczność czy choćby recenzent z problemami żołądkowymi. Kończę tu odę, bo chcę raczej wskazać, że Český díplom w zabawny sposób tematyzuje tą sytuacje. „Ukryta" kulisowa kamera oraz momenty rozbicia akcji, uświadamiają obecność żywych osób na scenie, a nie postaci. Oczywiście wszystko to jest zagrane, a dodatkowo podane w autoironiczny sposób, przez co jednak jeszcze bardziej się wybija. Aktorzy świadomie przechwytują od Czechów role łatwych do zbagatelizowania krecików, ale dzięki temu zauważamy, że my już od dawna trochę ich tak postrzegamy. Dlaczego? Bo tak łatwiej. I tu zakreślamy koło, wracając do tematu stereotypów, jednak czy z refleksją?

Teraz muszę wybronić tezę z początku, która raczej nie była afirmująca. Tak, spektakl mnie nie zachwycił ani nie zmienił światopoglądu, ale jestem daleki od potępienia. Przez resztę recenzji starałem się złagodzić ton, odejść od binarnej opozycji pomiędzy złym, a dobrym dyplomem. Aktorzy się starają, mają momenty wzlotów i upadków, na korzyść tych pierwszych. Temat podany prosto, bez niepotrzebnej intelektualizacji i ze szczerymi intencjami. Problem, dla mnie, leży w tym, że z próby wyciągnięcia Czeskiej historii z otchłani upupienia, na wyciągnięciu się tylko kończy. Wiemy więcej, ale tylko o wyjątkowych jednostkach, cała reszta wciąż pije piwo, ze śmiesznym akcentem. Nie wychodzi też sprowokowanie nas do namysłu nad własną kulturą. My wciąż się oburzamy na wiele rzeczy, a teraz będziemy się też oburzać, że przedstawiono nas wszystkich jako jedną oburzającą się masę. Całość ratuje studencki wątek meta-teatralny, który niestety chowa się za pierwszym tematem. A szkoda, bo to temat, który mógłby wartościowo poszerzyć dzisiejszy dyskurs ujawniania struktur teatru w teatrze.



Miłosz Mieszkalski
Dziennik Teatralny Kraków
22 grudnia 2017
Spektakle
Český díplom
Portrety
Piotr Ratajczak