Akademia ku czci Bułata

"Błękitny człowiek", spektakl Teatru Piosenki przygotowany w 10. rocznicę śmierci rosyjskiego barda, nie był wydarzeniem.

Bułat Okudżawa wielkim bardem był, o czym nie trzeba przekonywać. Dlatego przygotowywany w rocznicę jego śmierci spektakl wrocławskiego Teatru Piosenki "Błękitny człowiek" miał szansę stać się wydarzeniem, ale się nim nie stał. Nie wyszedł poza poetykę akademii. I usilne starania, by było inaczej, nie powiodły się. Na przedstawienie złożyły się trzy odrębne i dość słabo sklejone fragmenty: śpiewane bardzo pięknie po rosyjsku przez Ładę Gorpienko pieśni Okudżawy, te same w większości utwory odczytywane albo melorecytowane po polsku przez Romana Kołakowskiego i spinające całość rymowane wstawki wygłaszane przez Edwina Petrykata. O jeden element, jak na teatr mający w nazwie piosenkę, za dużo. I nie był to na pewno śpiew Łady Gorpienko. Pełniący rolę mistrza ceremonii Kołakowski powiedział na początku, że mimo nieustannych wysiłków wielu tłumaczy Okudżawa najpiękniej brzmi po rosyjsku, a potem uparcie starał się przekonać publiczność, że jego własne tłumaczenia zasługują na uwagę bardziej niż te Wojciecha Młynarskiego czy Agnieszki Osieckiej. Nie mówiąc już o tym, że sytuacja, w której dwóch dużych Polaków każe delikatnej Rosjance stać z boku w oczekiwaniu, kiedy zostanie wreszcie dopuszczona do głosu, nie mieści się w polskiej tradycji rycerskiej. 

A jeśli mierzyć jakość i temperaturę koncertu liczbą bisów, to "Błękitny człowiek" widzów nie rozpalił. Mimo wyraźnej gotowości Łady Gorpienko do dalszego śpiewania, publiczność poprosiła tylko o powtórzenie "Modlitwy", a potem, zanim artystka zdążyła wrócić na scenę, szybciutko wyszła.



Mariusz Urbanek
Gazeta Wyborcza Wrocław
14 czerwca 2007