Aktorzy dwoją się i troją (dosłownie), ale pozostaje niedosyt

W sobotę w Teatrze Kochanowskiego odbyła się premiera "Rozkładów jazdy" w reżyserii Agaty Puszcz. Największym atutem przedstawienia jest brawurowa gra Cecylii Caban.

Najciekawsza w tej farsowo-refleksyjnej historii jest opowieść o teatrze od kulis. Ten motyw zawsze dobrze się sprzedaje, a tym bardziej w wydaniu najlepszego twórcy fars Michaela Frayna.

Jego "Chińczyków" wystawiają aktorzy - problem w tym, że z sześcioosobowej obsady zostało ich tylko dwoje. Do sukcesu takiego przedsięwzięcia potrzeba niesamowicie sprawnych wykonawców - którzy sceniczny czas umieją liczyć nawet nie w sekundach, ale ich ułamkach - oraz drzwi. Tu drzwi mamy więcej, niż aktorów i trzeba przyznać, że ten młynek - otwierania, zamykania, rzucania tekstu we właściwą przestrzeń - kręci się bardzo dynamicznie, a wypowiadane z szybkością karabinu maszynowego kwestie napędzają komediową maszynkę.

Cecylia Caban jest stworzona do tej roli i w kuliminacyjnym momencie dostaje zasłużone brawa przy otwartej kurtynie. Rafał Kronenberger dotrzymuje jej kroku. Ale choć aktorzy dwoją się i troją - dosłownie - bo każde gra trzy role, to jednak pozostaje niedosyt. Gorzko-refleksyjna część przynależna Piotrowi Zelence, który fragment farsy Frayna wpisał do własnej sztuki rozczarowuje.

"Rozkłady jazdy" okazują się historią związku, w którym między nią a nim znika chemia, oboje jednak próbują podnieść jego temperaturę. Agata Puszcz z jakiegoś powodu umieściła swych bohaterów w apokaliptycznej śnieżno-mroźnej rzeczywistości. Jeśli po to, by pokazać, jak trudno w tych warunkach rozniecić na nowo ogień miłości, to aż zęby bolą od tego banału.

Na plus: finał jednak zaskakuje, a kostiumowy dowcip autorstwa Małgorzaty Iwaniuk sprawia, że mimo wszystko nie wychodzimy ze skwaszoną miną.



Iwona Kłopocka
Nowa Trybuna Opolska
24 stycznia 2018
Spektakle
Rozkłady jazdy