Alicja bez libretta

Niezwykle rzadko mamy dziś do czynienia z sytuacją, gdy balet powstaje do nowo skomponowanej w tym celu muzyki. Po co to robić, skoro stoi przed nami biblioteka niemal dwudziestu wieków muzyki europejskiej, światowej, etnicznej. Minione stulecie przyniosło masowe korzystanie z dzieł muzycznych, od kameralistyki po dzieła symfoniczne i wokalne, do czego impuls dała zresztą Isadora Duncan, występując w choreografiach i improwizacjach do utworów Bacha, Beethovena lub Chopina, co przedtem było nie do pomyślenia.

Trzeba zatem docenić odwagę Opery na Zamku w Szczecinie, która wystawiła balet "Alicja w krainie czarów". Muzykę skomponował Przemysław Zych, wszystko dzięki środkom pozyskanym z programu "Kolekcje" - priorytet "Zamówienia kompozytorskie", realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. I to partytura okazała się najmocniejszą stroną szczecińskiego spektaklu. Muzyka "Alicji w krainie czarów" jest twórczym i świeżym konglomeratem muzyki musicalowej, filmowej, poważnej (momentami na wskroś współczesnej), odwołującej się w sekwencjach dźwięków i instrumentacji do wielkich mistrzów: Prokofiewa i Bernsteina.

W programie znalazłam streszczenie lub raczej scenopis autorstwa kompozytora zatytułowany "Zamiast libretta". To "zamiast" jest znamienne, bo najsłabszym punktem skądinąd udanego spektaklu jest brak warstwy dramaturgicznej. Nic zresztą dziwnego, bo połączenie treści "Alicji w krainie czarów" oraz "Alicji po drugiej stronie lustra" w zgrabną i co więcej dramatyczną opowieść (jak to się stało w filmie Tima Burtona, który był inspiracją dla twórców baletu) graniczy z cudem, zwłaszcza w balecie. Ograniczeni brakiem dowcipnych, powieściowych dialogów, autorzy postanowili przedstawić galerię postaci, jaką w czasie wędrówki napotyka bohaterka i barwne obrazy taneczno-plastyczne, które oddadzą klimat oraz fantastyczną stronę opowieści Lewisa Carolla.

Choreograf Jacek Tyski po mistrzowsku wybrnął z mielizn libretta i zadania stworzenia spektaklu przede wszystkim dla małego widza, zwłaszcza że miał do dyspozycji wciąż podnoszący poziom, ale skromny liczebnie zespół baletowy Opery na Zamku. Kilka postaci zarysowanych zostało wyrazistą, grubą kreską, co dodawało wigoru przedstawieniu: ujmująco delikatna i odpowiednio zagubiona Alicja, świetny Kot z Cheshire (niebieski!), Czerwona Królowa i Walet Kier, a nade wszystko Szalony Kapelusznik. W zbudowaniu postaci pomogły kostiumy zaprojektowane przez Martę Fiedler, pierwszą solistkę Polskiego Baletu Narodowego, i fryzury Marka Bryczyńskiego oraz pomysłowa scenografia oparta głównie na projekcjach.

Język tańca, jakim posłużył się Jacek Tyski, jest trudny do scharakteryzowania, bowiem choreograf ze względu na dziecięcą widownię musiał częściowo zrezygnować ze swego rozpoznawalnego stylu pełnego zawiłej, płynnej ruchowo ornamentyki. Kobiece bohaterki tańczą na pointach, co podkreśla delikatność (Biała Królowa), eteryczność (Motyl) albo siłę i zdecydowanie (Czerwona Królowa) z całym arsenałem elementów popisowych. Obok znajdziemy jednak dużo tańca inspirowanego musicalem, co zarówno ze względu na muzykę, jak i treść oraz widownię, dobrze pasuje do konwencji.



Katarzyna Gardzina-Kubała
Ruch Muzyczny
28 lipca 2015