Amerykański blues

Przygaszone światło, bar, miejski, swingowy jazz. Po scenie krzątają się różni ludzie. Przystojny mężczyzna ze szklanką whisky wsłuchuje się w utwory z repertuaru Billie Holiday. Widownia wypełnia się.

Nowy Orlean - noc, deszcz, bar. Przy jednym ze stolików siedzi młody chłopak. Sprawia wrażenie osoby, która chce, by cały świat dał jej święty spokój. Pogrążony w swych myślach, zanurzony w samotności. W tę jego intymność bezczelnie wkrada się nastoletnia dziewczyna o imieniu Ashbee, notabene złodziejka. Ubrana na chłopczycę, w wyciągniętym swetrze, przykrótkich spodniach w paski i czapce z daszkiem dość zabawnie kontrastuje z zapiętym pod krawatem chłopakiem. Okazuje się, że koledzy zafundowali chłopakowi prezent na 18 urodziny - upojną noc z prostytutką. Jak teraz nie zhańbić się przed kumplami i nie stchórzyć? Jak udowodnić sobie, że jest się prawdziwym mężczyzną, a jednocześnie nie zrobić niczego przeciw sobie? Wbrew prowizorycznej przepaści dzielącej ich oboje, odnajdują w sobie to, do czego tak bardzo tęsknią, a o czym wstydzą się mówić. On tęskni za naturalnością, prostotą i szczerością. Nie znosi randek, na których dziewczyny zapytane o kukurydzę zawsze odmawiają, a potem “zżerają” całą jego porcję, kładą mu rękę na kolanie, w chwili gdy chce zaparkować, czy wychodzą z akademika tylko po to, aby pokazać się w nowych ciuchach. Do tego ojciec wpaja mu, że aby osiągnąć sukces życiowy powinien… uprawiać soję i myśleć ekonomicznie. Ona marzy o lepszym życiu. Chce poznać mężczyznę, który sprawi, że choć jednego wieczoru poczuje się czarującą kobietą. Fotel, fajka, zaczytany mężczyzna. Pojawia się piękna kobieta, w zwiewne letniej sukience, podkreślającej ciążę, której przez tyle miesięcy on .. nie zauważał! Już od pierwszych chwil widzimy, że para prowadzi dziwną, niebezpieczną grę. Czyżby znudzone sobą dojrzałe małżeństwo próbowało wyrafinowanych form rozrywki, by wnieść więcej emocji do rutyny dnia codziennego? Lekkie, zabawne, przewrotne dialogi i zwroty akcji. Jak po 10 latach małżeństwa wzbudzić namiętność i pożądanie? Do jakich posunięć zdolni są małżonkowie? Gdzie jest granica? Telewizyjne show. Zaproszeni do programu rodzice nastoletniego chłopaka wspominają dawne czasy, dumni ze swego idealnego rodzinnego życia. Wspaniała, katolicka rodzina, biały domek jednorodzinny w cichej i spokojnej dzielnicy w Lakepoint w New Jersey. Życzliwi i uśmiechnięci sąsiedzi. Sielankę zakłóca zaginięcie jednej z dziewczynek z sąsiedztwa. Po kilku dniach w piwnicy ich domu policja odnajduje zwłoki nastolatki. Dobrze ułożona, katolicka rodzina i taki skandal?! Czy po zapoznaniu się z dowodami bohaterowie show uwierzą, że ich syn mógł popełnić tak makabryczną zbrodnię? A może od początku wiedzą, że jest mordercą, ale miłość rodzicielska jest większa i każe im walczyć o syna? “Amerykański blues” obnaża zakłamanie w jakim żyje amerykańskie społeczeństwo. Zresztą, nie trzeba szukać tych postaw daleko w Ameryce. Dzieci realizujące niespełnione ambicje i pragnienia rodziców. Stłumione, zagubione, nie potrafiące odnaleźć swego miejsca. Nie mają odwagi by robić to, w czym czują się najlepiej. Za wszelką cenę próbują sprostać wymaganiom rodziców, czując wewnętrzną pustkę i wypalenie. Dzieci pozostawione same sobie. Nie otoczone ciepłem, nie kochane. Bez wsparcia i bez wzorców. Nie ma tu miejsca na indywidualność, inność, dialog. Jeśli dziecko nie dopasowuje się do obowiązujących kanonów, najwygodniej wysłać je gdzieś daleko do internatu, umyć rączki i po problemie. Na ile potrafimy być sobą a na ile przyjmujemy maski narzucane nam przez społeczeństwo, obyczaje i obowiązujące kanony kultury? Na ile potrafimy odczuwać emocje i widzieć piękno w tym, co naturalne, bez ciągłej gry i udawania? Oto spełnienie amerykańskiego snu wykreowanego przez media. Pamiętaj, że nie możesz zaburzyć tej harmonii, nie masz prawa tu nie pasować. Wszyscy wyznają te same wartości i wszyscy muszą być w tym amerykańskim śnie szczęśliwi. Forma.. forma.. forma.. Brak rzeczywistych relacji między ludźmi. Mieszkają pod wspólnym dachem, nie znają siebie, nie czują potrzeby bliskości (a może się jej boją?). Brak uczuć, miłości i troski o drugiego człowieka, zdeformowane relacje rodzinne - wszystko to rodzi poczucie obcości i wrogość. Człowiek ukrywa tu swą samotność i głód uczuć pod maską. Osiąga sukces zawodowy, dobrą pozycję w społeczeństwie, ale ponosi życiową porażkę. Na przedstawienie składają się trzy jednoaktówki dramaturgów amerykańskich: “Jestem smutny” (Am I Blue) Beth Henley, “Problem” (The Problem) A. R. Gurneya,“Szumy i zakłócenia” (Tone Clusters) Joyce'a Carol Oatesa. Rewelacyjne opracowanie muzyczne Stanisława Fijałkowskiego i piękny wokal utalentowanej Leny Frankiewicz. Ponadto ciekawe wykorzystanie przestrzeni scenicznej i dobra gra aktorska. Wyrazy uznania dla reżyserki spektaklu - pani Krystyny Meissner. Wrocławski Teatr Współczesny "Amerykański blues” przekład: Krystyna Meissner (Problem), Lech Jęczmyk (Jestem smutny, Szumy i zakłócenia) reżyseria: Krystyna Meissner scenografia: Andrzej Witkowski kierownictwo i opracowanie muzyczne: Stanisław Fiałkowski wokalistka: Lena Frankiewicz grupa wokalna/chórek: Natalia Janus, Katarzyna Piasecka, Magdalena Wójcik zespół muzyczny: Piotr Dziubek / Jerzy Kaczmarek (fortepian), Artur Lesicki / Maciej Czemplik (gitara), Adam Skrzypek / Jakub Olejnik (kontrabas). obsada: Katarzyna Bednarz, Irena Dudzińska, Renata Kościelniak, Irena Rybicka, Bolesław Abart, Krzysztof Boczkowski, Bartosz Woźny. Czas trwania: 2 godz. Premiera: 14 maja 2004

Aneta Mieszczyńska
Dziennik Teatralny Wrocław
15 listopada 2007