Apollo(nia) - (dzień szósty)

"III Furie" Libera to anty-"(A)pollonia" Krzysztofa Warlikowskiego. To właściwie "Apollo(nia)", w której Chyra-Herkules zmienia się w Cielucha-Apolla.

Obaj są tricksterami, obaj aranżują trybunał. Znaczenie tej metamorfozy objawi się w pełni, gdy Apollo zajmie rolę sędziego w procesie Herkulesa (Stefana-Heraklesa Markiewicza) i jego matki. Bo w "III Furiach" Apolonia Machczyńska, odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, zmieni się w profesorową Markiewicz wydającą na świat AK-owca kata.

Ale polemika Libera z Warlikowskim na tym się nie kończy. Matka Polka czekająca w "III Furiach" przed bramami Olimpu na decyzję greckich bogów, to czytelna kpina z uniwersalizującego koturnu "(A)polloni", gdzie problem ofiary rozważany jest w kosmicznej skali, a problem polski zostaje wciągnięty w rozległą orbitę antycznej tragedii. Tu problem Polski jest polskim problemem, nie urasta do rangi przypowieści, wręcz przeciwnie - zostaje strącony do ironicznego Hadesu, kolejowego dworca, gdzie Czarna Pani (z Częstochowy?) stara się przypudrować dwie szramy na policzku, a menel (później AK-owiec) poddaje się piłkarskiej euforii polskiego kibica. Nie ma tu więc szczególnych przebieranek czy mnożonych tożsamości - ogolona na łyso kobieta to polska kurwa, co Niemcom dawała, a wąsacz nie wprawiony w słowie to polski robotnik zabity w Stoczni. Nikt tu tuż przed śmiercią nie mówi o miłości delfinów, nikt nie tworzy wstrząsających metafor - nie ma tu metadyskursów czy klasyki światowej. Jeśli już, to swojski Reymont, co wymaga remontu (jak głosi graffiti na ścianie).

W "III Furiach" problemem nie jest obcy i nie on jest moralnym sprawdzianem. Tu w chłopskiej chałupie ukrywają się Polacy. Polacy każą polską "zdrajczynię", Polacy topią polską komunistkę, Polacy mordują polskiego księdza, Polacy strzelają do polskiego robotnika i polscy katolicy krzyżują dziecko w kościele. I robią to zawsze w imię Polski.

I w przeciwieństwie do Herkulesa Warlikowskiego, Apollo Marcina Libera nie odwraca bezustannie kota ogonem, zmieniając ofiarę w kata, i kata w ofiarę, tak by wyrok oddalić w nieskończoność. Gdy w finałowej scenie przyznaje pokrzywdzonym nagrody pocieszenia - wyśmiewając samą formułę narodowego trybunału - aranżuje pośpieszny happy end, chce tylko jednego: by ten koszmar polskich win i ofiar wreszcie dobiegł kresu.



Wichowska/Soszyński
dwutygodnik.com
2 kwietnia 2012
Spektakle
III Furie