Austriaccy dramaturdzy
Biorąc do ręki nowy tom z austriackimi dramatami wydany właśnie przez ADiT, zastanawiałem się, czy rzeczywiście istnieją narodowe specjalizacje literackie? - pisze Łukasz Drewniak w Aktiwiście.Czy można opowiadać o Austriakach en masse? Przecież światową dramaturgię trzeba jakoś porządkować i wiedzieć, jaką lukę tematyczną może nam zapełnić. Austriaccy dramatopisarze mają w odbiorze czytelniczym (a także w polskim teatrze) mocną pozycję. Poza ADiT-em (cztery tomy poświęcone Taboriemu, Mittererowi, Bauerowi i Turriniemu), Austriaków wydaje krakowska Panga Pank (Schwab, Jonke, Franzobel, Jelinek) i Wydawnictwo Literackie (dramaty Thomasa Bernharda). Twórczość Bernharda była przez wiele lat fundamentem repertuarowym teatru Krystiana Lupy, z młodszych reżyserów po teksty Jelinek, Bernharda i Schwaba sięgali Augustynowicz, Brzoza, Wiśniewski, Miśkiewicz, Chotkowski. Częściej od ich utworów gra się i wydaje tylko sztuki autorów niemieckich i rosyjskich. Generalizując - od Niemców bierzemy dramat polityczny, teksty opisujące zagrożenie nowoczesnością. Rosjanie kuszą polskiego odbiorcę stylem, w którym miesza się najczystsza duchowość i najokrutniejsza przemoc, podnoszą po raz kolejny osławione "przeklęte pytania". Co byłoby specjalnością Austriaków? Gadałem kiedyś z Peterem Turrinim. Przyjechał do Warszawy na polską prapremierę swojej "Pasji". Opowiadał ze swadą o innych gigantach - o Bernhardzie, Jelinek, Schwabie. O wspólnych wrogach, podobieństwach i różnicach w ich i jego myśleniu o teatrze. Dziwiłem się: "Opisujecie wasz kraj jako najgorsze miejsce na ziemi. Naprawdę jest tak źle?" Turrini warknął w odpowiedzi: "Nienawiść do Austrii jest naszym obowiązkiem jako artystów." Bernhard w testamencie zakazał drukowania swoich utworów w Austrii, Jelinek nie dopuszcza do premier jej sztuk w ojczyźnie. Przed laty Schwab i Turrini byli oskarżani o wszystko, co najgorsze, protestowano przeciwko inscenizacjom ich tekstów. Spór na linii austriackie społeczeństwo - artyści zrodził się z fundamentalnie innego rozpoznania rzeczywistości. Powojenny porządek polityczny i społeczny, akceptowany przez zadowolone z dobrobytu drobnomieszczaństwo, artyści zaklasyfikowali jako fałszywy, trujący mit. W utworach Bernharda i innych austriackich autorów ich kraj z pierwszej ofiary Hitlera zmienił się w zamrażarkę faszyzmu: nikt tu nie rozliczył się z nazistowskiej przeszłości, z pamięci wyparto zło. Kolejne wcielenie idei "Felix Austria" miało tylko przykrywać wizję najbardziej ksenofobicznego i dwulicowego społeczeństwa w Europie. Odkrycie wojennej przeszłości prezydenta Kurta Waldheima, podwójna tożsamość prawicowego lidera Jórga Haidera, sprawa Nataschy Kampusch powoli potwierdzały hipotezy artystów. Pod tym kątem dziś czyta się tamte dramaty Bernharda i Turriniego - nie tyle jak ponure proroctwa, co bezwzględne wiwisekcje narodowej obłudy. Polskiego odbiorcę zaskakuje chyba najbardziej u Austriaków niespotykana skala złości na społeczeństwo, państwo, historię. Zdumiewał nas też sposób, w jaki dokonywali tych rozliczeń: nie doraźny i publicystyczny, lecz głęboki, moralny, estetyczny i lingwistyczny. Siedem "nowych sztuk" austriackich można podzielić na dwie grupy. Na teksty autorów młodych i starych, prawie debiutantów na polskim rynku i tych, którzy mają u nas znacząca pozycję. Wśród "starych" nie dziwi obecność Wernera Schwaba, nieżyjącego od 18 lat skandalisty. Bo nigdy za wiele jego prekursorskich tekstów! Im bardziej nieżywy jest Schwab, tym bardziej żyje, wierci się, niepokoi i porusza język, jaki stworzył. Schwab odkrył, że to nie konwenans społeczny czyni ludzi więźniami, ale język, jaki zostaje w nich wyprodukowany: "Jesteśmy mitologicznie skrzepniętym
błędem!". Fałszywy, zmieniający sens słów akcent, pomylone pojęcia, kalekie frazy, kalki językowe - tyle tylko mamy do opisu świata. I nie ocali nas ani sztuka ani kultura. Turrini w swoim "Sylwestrze" demaskuje starość: w jego sztuce wiek nie uwalnia od popędów i grzechu, lecz od poczucia winy i strachu przed karą. Stary homoseksualista i emerytowana śpiewaczka za przyzwoleniem opieki społecznej molestują seksualnie upośledzonego chłopca. Kolejna metafora austriackiego porządku? "Księżniczkę Eisenherz" Franzobela można by w Polsce grać jako duplikat "Niemców" Kruczkowskiego, jest w końcu groteskowym, surrealnym ukazaniem "austriackiego, antyfaszystowskiego ruchu oporu". Franzobel drwi z zarażonego nazizmem społeczeństwa, które tłumaczy teraz, że hitlerowcy byli jak szarańcza, obsiedli ich i zeżarli wszystko łącznie z etyką i wiarą. A potem to samo społeczeństwo "dobrych nazistów" w jedną noc po wyzwoleniu zrzuciło czarne mundury i zaczęło wierzyć w demokrację. Ciekawe, że młode pokolenie austriackich dramatopisarzy także drąży temat kłamstwa, tylko, że szuka go już gdzie indziej i inaczej definiuje. Elisabeth Vera Rathenbóck, Catherine Aigner i Silke Hassler piszą w epoce po rozpadzie wartości, w której dokonała się erozja społeczna. Nie ma już rodziny, jest pustynia, cmentarz emocji. Ludzie są wystraszeni sobą nawzajem, nie chcą kontaktu, chowają się za swoje wyobrażenia. Uczucia i więzi już nie umierają, tylko chcą nieudolnie zmartwychwstać. W takim duchu wybrzmiewa monolog nastoletniej bulimiczki ("Głodne dziecko), stąd bierze się próba narodzin miłości dwojga singli ("Totalnie szczęśliwi"), to dlatego dorosłe dzieci nie mają szansy zrozumieć dziwactw starej matki ("Zamknięty świat"). Jedyną próbą wyjścia poza te intymne kręgi staje się w omawianym zbiorze wściekle antysystemowy tekst Roberta Woelfla "Sercu pracę, dłoniom miłość". Z jednej strony mamy w nim przedsiębiorców, którzy planują otwarcie największej galerii handlowej w mieście, w której można kupić wszystko i z której nikt nie wyjdzie bez swojej dawki szczęścia i miłości ofiarowanych mu przez towary i sprzedawców - z drugiej dwie zdesperowane bezrobotne i dorywczo się prostytuujące kobiety. Sonia i Erika marzą o aniele zemsty, który skarci posiadaczy i zadośćuczyni wyzyskiwanym: "Umarli już nie potrzebują miejsc pracy. Umarli mają swoją śmierć. Co mają bezrobotni? Bezrobotni nie mają nic. Leżą w zamrażarce". Woelfl stosuje właściwie tę samą antyaustriacką strategię, co kiedyś Turrini i Bernhard, tyle że w jego słowniku nienawiść do faszystowskiej przeszłości zmieniła się w nienawiść do kapitalizmu. Znowu jest jakieś wielkie kłamstwo, z którym trzeba walczyć. Każdą inwektywą, wszelką bronią. Czytam "nowe sztuki austriackich autorów" i nie widzę w nich w istocie nic nowego. Znów Austriacy chcą spalić swój kraj, system, ludzi, literaturę i sztukę na popiół, wierząc, że może z tych popiołów coś się odrodzi.
W tomie pomieszczono: Elisabeth Vera Rathenbóck "Głodne dziecko" przeł. Karolina Bikont; Silke Hassler "Totalnie szczęśliwi" przeł. Aleksander Berlin; Robert Woelfl "Sercu pracę, dłoniom miłość" przeł. Jacek Kaduczak; Catherine Aigner "Zamknięty świat" przeł. Karolina Bikont; Peter Turrini "Sylwester" przeł. Marek Szalsza; Franzobel "Księżniczka Eisenherz" przeł. Marek Szalsza; Werner Schwab "Wysoki Schwab: żywe jest nieżywym i muzyką" przeł. Jerzy Kałążny.
Łukasz Drewniak
Aktivist
13 listopada 2012