Awanse

W scenografii inspirowanej włoskim designem aktorzy - w kostiumach niczym od Versace - przyjmują pozy jak z filmów Felliniego, a dwugodzinny spektakl jest wyciągiem z czterotomowej kobiecej opowieści formacyjnej rozpoczynającej się w neapolitańskiej dzielnicy biedy.

U Ferrante narracja jest prowadzona zamaszyście, z oddechem, u Szczawińskiej rodzajowość ustępuje na rzecz formalizmu i kondensacji. Przez to zwłaszcza wątek feministyczny robi wrażenie katalogu "kobiecych" tematów: naturalna seksualność kontra normy, seks małżeński niemal jak gwałt, zakaz antykoncepcji i przymus macierzyństwa nawet w lewicowej i ateistycznej rodzinie, cena, jaką kobieta płaci za otwarte pisanie o emocjach i seksie itd. Mniej stereotypowo wypada temat awansu społecznego bohaterki, z dołu drabiny poprzez studia i małżeństwo z profesorem na jej szczyt.

Anna Kieca w głównej roli świetnie odgrywa opisaną przez Ferrante mieszankę determinacji, wstydu, zażenowania, potrzeby bycia "bardziej" ustępującej rosnącemu rozczarowaniu, że to tylko tyle, i tlącemu się buntowi. Z wszechobecnym strachem przed upadkiem i powrotem do punktu wyjścia, zmaterializowanym w postaci przyjaciółki Eleny, Liii. "Co to jest plebs?" - to natrętnie zadawane pytanie otwiera spektakl. "Plebs to ten, kto jest nikim i zrobi wszystko, żeby stać się kimś. Przez to staje się zupełnie niewiarygodny". Elita zaś to traktowanie spraw świata jak własnych. I na odwrót, dowodzą Ferrante i Szczawińska.



Aneta Kyzioł
Polityka
9 marca 2018