Bachus się rumieni

Jeżeli nie każdy kojarzy nazwisko Carla Orffa, czy też "Carmina Burana" nie mówi mu zbyt wiele, to pieśń "O Fortuna" znają wszyscy. Przynajmniej ze słyszenia. Ten pełen ekspresji utwór, wykorzystywany jest najczęściej przez kulturę masową jako podkład muzyczny przy scenach iście dantejskich. Chociaż eksploatowany bez ograniczeń, wciąż porusza do głębi. A przecież nie jest to jedyna pieśń pochodząca z kantaty scenicznej wystawianej przez artystów Opery Śląskiej w Bytomiu.

"Carmina Burana\' to zbiór średniowiecznych pieśni świeckich, z których Carl Orff stworzył swą niezwykłą kantatę sceniczną. Chociaż minęły stulecia, muzyka ta wciąż oddziałuje na nasze uczucia z ogromną siłą. „O Fortuna” przyprawia o dreszcze, pieśni kolejne wprowadzają nastrój beztroskiej swawoli, młodzieńczej miłości. Orkiestra Opery Śląskiej przenosi nas w czasie i przestrzeni w samo serce rozpasanych bachanaliów. 

Przedstawienie rozpoczyna się i kończy skargą wznoszoną ku kapryśnej fortunie i tańcem aktorów poruszających się niczym marionetki. Raz udaje im się ogromne koło fortuny popchnąć, tylko po to, by w następnej sekundzie zostać przez nie niemal przytłoczonym. Niektórzy są w stanie nawet wspiąć się na nie trochę, ale utrzymać się dłużej niepodobna. W dalszych scenach przenosimy się do rajskiej krainy, gdzie panuje wiosna przy wtórze miłości. Przed naszymi oczyma przesuwają się obrazy sielanki i swawoli. Jedną ze scen zobaczyć możemy również w odwróconej kolejności, co od aktorów wymaga niebywałej sprawności fizycznej. Mamy zakochane pary, mamy podróż statkiem, nie brakuje nawet hucznej biesiady. W finale powtarzają się motywy ze sceny pierwszej, ale na szczycie koła, na tronie zasiada błazen, który bezlitośnie wyśmiewa wszelkie nasze ambicje i starania. 

Rzadko w naszych realiach trafiają się inscenizacje zorganizowane z tak wielkim rozmachem. Scenografia zasługuje na uznanie, zwłaszcza koło fortuny, na którym statyści i aktorzy wykonują rozmaite ewolucje. Oświetlenie i efekty specjalne dobrano z pietyzmem i bynajmniej nie zostają one w tyle za muzyką i tym, co rozgrywa się na scenie. Nie można też zapomnieć o kostiumach inspirowanych modą średniowiecza i wieku XIX. Piękna kolorystyka i kroje intrygują, chociaż przyznać trzeba, że stroje nieraz więcej odsłaniają niż zasłaniają. Ale to całemu spektaklowi dodaje przecież pikanterii. 

Duży nacisk położono na widowiskowość. Z tej oto prostej przyczyny na scenie goszczą aktorzy Teatru Pantomimy z Wrocławia, alpiniści, tancerze break dance, chór chłopięcy, słowem – nudzić się niepodobna. Spektakl oszałamia ilością efektów i barw, nie daje chwili wytchnienia. Niezwykle ekspresyjna muzyka i porywająca inscenizacja sprawiają, że nad stereotypem średniowiecza jako epoki rozmodlonej i nudnej musimy się poważnie zastanowić. Zwłaszcza widząc mocno roznegliżowanych, pełnych życia aktorów pląsających po scenie.



Agnieszka Burek
Dziennik Teatralny Katowice
16 października 2009