Balet - Futbol 1:0

I co ja wiem o piłce nożnej? W życiu nie byłem na żadnym meczu, żadnego też w całości nawet nie obejrzałem (o aktywnej grze nie wspomnę), kibiców unikam jak ognia, a każdą wrzawę medialną na temat kolejnych rozgrywek, wyjść z grupy, transferów międzyklubowych i futbolowych skandali korupcyjnych omijam łukiem przynajmniej tak wielkim jak przekątna wymiarowego boiska. I co to jest ten "spalony"???

Spektakl "A Dance Tribute to the Art of Football" Jo Strmgren Kompani, pokazywany gościnnie w Teatrze IMKA, praktycznie ugruntował moją wiedzę temat piłki nożnej sprowadzoną do bacznych obserwacji zachowań piłkarzy i kibiców, jakże silnie wyznaczających tę dziedzinę sportu i granice z jednej strony jej porywająco-emocjonującej potęgi, z drugiej strony groteskowości i dziecinady w połączeniu z mitem "męskiego sportu". Satyry na demona testosteronu w teatrze i w balecie współczesnym było dość sporo, ale mało która tak celnie trafiała w samo sedno zjawiska i z równie dowcipnym dystansem prezentowała to, co w futbolu urasta do rangi socjologicznego zjawiska - syndromu samca na polowaniu, gdzie zwierzynę zastąpiono nadmuchanym balonikiem obszytym kilkoma kawałkami skóry.

Znajdziemy w "A Dance Tribute to the Art of Football" pełen wachlarz piłkarskiej rzeczywistości: rozgrzewkę przed meczem, klasyczne już obrzędy przedmeczowe, puszenie się i prezentację oręża przed walką (coraz rzadziej) sportową, manipulowanie emocjami, znakowanie terenu pola bitwy, adrenalinę podsycaną krzykiem tłumów, ryk rozwścieczonych bestii zanim padnie komenda - ring wolny - pierwsze starcie (tak, tak, wiem to nie ta dziedzina, a jednak); także krew, pot i łzy, źdźbła murawy między zębami, faule i czerwone kartki, zapach "prawdziwych mężczyzn", wstydliwe w swoim homoerotyzmie oznaki radości, euforyczne gesty wymiany koszulek i rytualny wspólny prysznic garstki facetów tak skupionych na tym, by ani przez moment nie przestać być "męskim", ani na chwilę nie zapomnieć o wizerunku strong-mana, nawet przez ułamek sekundy nie pozwolić sobie na prawdziwe odruchy, jakże urągające standardom macho. Co ciekawe, sama właściwa rozgrywka w czasie meczu sprowadza się w tym spektaklu do kilkunastu odsłon na zasadzie stop-klatki, czy zdjęć jakie doskonale znamy z kolumn sportowych - piłkarzy uchwyconych w tych pantomimicznie sugestywnych pozach. Nie chodzi przecież w przedstawieniu o prezentację dokumentalną, ale światła reflektorów w czterech narożnikach sceny, będącej boiskiem, oświetlają tu wyraźnie tę całą otoczkę piłki nożnej, wyławiając co ciekawsze kąski i smaczki tego fenomenu. Jeśli dodamy do tego jeszcze, że sceny kulminacyjne toczą się w tym tanecznym widowisku do muzyki klasycznej i arii operowych, to uzyskujemy dość ciekawy artystyczny mecz: "piłka nożna klasy pracującej" kontra "balet klasy wyższej".

I choć wychodząc z teatru wciąż nie wiem, co to jest ten "spalony", ciągle wydaje mi się, że gonienie za skórzaną piłką to jednak dziecinada; ani trochę mi bliżej do fanów futbolu, a wynik tej rozgrywki balet-futbol to dla mnie niepodważalne 1:0. Jedno wiem na pewno: nie ma rozrywek lepszych lub gorszych, to co bawi i emocjonuje jednych, nie musi być atrakcyjne dla innych, w końcu obie te dziedziny wywodzą się z jednego korzenia, z igrzysk, i jako takie mogą spokojnie koegzystować mniej lub bardziej świadomie czerpiąc z siebie i przecinając swoje ścieżki. A od czasu do czasu, po wymianie koszulek, mogą spokojnie spotkać się pod wspólnym prysznicem.



Marek Kubiak
Teatr dla Was
6 września 2013