Barysznikow tylko dla Łodzi

Michaił Barysznikow, ikona współczesnego tańca, w środę i czwartek wystąpi w Łodzi. Artystę będzie można zobaczyć na Łódzkich Spotkaniach Baletowych w jedynym polskim koncercie na europejskiej trasie. Tylko "Gazecie" udało się porozmawiać z tancerzem przed występem.

Barysznikow, stawiany w jednym rzędzie z Wacławem Niżyńskim i Rudolfem Nuriejewem, jest dziś najbardziej uznanym na świecie tancerzem pochodzenia rosyjskiego. A także gwiazdą mediów - można go np. zobaczyć w kilku odcinkach "Seksu w wielkim mieście", gdzie gra Aleksandra Petrowskiego, partnera głównej bohaterki. Za rolę w "Punkcie zwrotnym" Herberta Rossa dostał nominację do Oscara i Złotego Globu. Zagrał też w innych filmach, np. w "Białych nocach" częściowo inspirowanych jego biografią i kilku spektaklach.

Barysznikow mieszka w Stanach Zjednoczonych, dokąd uciekł w latach 70. Chociaż przychylność radzieckich władz gwarantowała mu rozwój kariery, solista słynnego Baletu Kirowa wybrał wolność. Po jednym z przedstawień granych w Kanadzie, wymknął się tylnymi drzwiami i przepadł. Miesiąc później tańczył już w Nowym Jorku. Wtedy zaczęła się jego fascynacja nowoczesnymi formami tańca. Po blisko 20 latach doskonalenia klasycznego stylu, odważył się na radykalną zmianę. Przeniósł się do New York City Ballet George\'a Balanchine\'a i rozwinął kontakty z "modernistami", a na początku lat 90. założył własny zespół White Oak Dance Project. Współpracowały z mim legendy nowoczesnego tańca - Martha Graham, José Limón, Merce Cunningham, Hanya Holm, Paul Taylor, Twyla Tharp czy Jerome Robbins. Od ośmiu lat tancerz prowadzi w Nowym Jorku Baryshnikov Arts Center, promując sztukę eksperymentalną.

Artysta pierwszy raz odwiedził Polskę w 1990 r. Przyjechał wtedy prywatnie, ale obiecał, że wkrótce wróci i wystąpi. Słowa mógł dotrzymać dopiero 11 lat później, zaproszony przez Jacka Łumińskiego, dyrektora Śląskiego Teatru Tańca. Teraz jest gwiazdą 20. edycji Łódzkich Spotkań Baletowych. Pokaże tu kompozycję etiud, w których wystąpi razem z Aną Laguną, hiszpańską tancerką przez lata związaną z głośnym Cullberg Balletem.

Monika Wasilewska

Baryshnikov Arts Center - Michaił Barysznikow, Ana Laguna: "Three Solos and a Duet" (chor. Mats Ek, Alexei Ratmansky, Benjamin Millepied), środa i czwartek o godz. 19 w Teatrze Wielkim (pl. Dąbrowskiego)

Rozmowa z Michaiłem Barysznikowem

Monika Wasilewska: Czy ma Pan nadal płaszcz, o którym Josif Brodski pisze w "Znaku wodnym" - płaszcz kupiony w Wenecji i oddany "najlepszemu tancerzowi Rosji"?

Michaił Barysznikow: - Nosiłem go przez wiele lat, ale w końcu podarowałem naszemu wspólnemu przyjacielowi. Dla mnie to był po prostu płaszcz, podczas gdy dla niego miał szczególne znaczenie. Traktował go jak rodzaj relikwii, bo był prezentem od Josifa.

Czy jest Pan świadomy, jaką estymą cieszy się Pan w Polsce i jak ciepłymi uczuciami darzy Pana polska publiczność?

- Schlebia mi i wzrusza taka uwaga. Z wielu powodów od dziecka kochałem Polskę i polską kulturę.
Czy może Pan opowiedzieć o swoich doświadczeniach i spotkaniach z Polakami?

- Pierwszy raz przyjechałem do Polski z moim serdecznym przyjacielem Romanem Polańskim. Mam wiele wspaniałych wspomnień z tamtej wizyty. Bardzo mnie cieszy każda sposobność zatańczenia dla polskiej widowni.

Co takiego ma w sobie taniec współczesny, że zerwał Pan dla niego z klasyką?

- Nigdy nie porzuciłem klasyki. To było raczej płynne przejście z jednego stylu do drugiego.

Dzisiaj taniec to także szansa na szybką medialną karierę. Mnożą się programy telewizyjne dla amatorów i profesjonalistów, powstaje coraz więcej szkół, gatunków. Czy to dobrze dla tańca, że się popularyzuje, czy byłoby lepiej, gdyby pozostał sztuką elitarną?

- Myślę, że taniec zawsze był - i nadal jest - sztuką równie demokratyczną jak teatr i tak cenioną jak opera. Czyli nie powinniśmy się zbytnio martwić przyszłością tańca.

Co zobaczymy w Łodzi? O czym opowiadają etiudy, które przywiezie Pan na Łódzkie Spotkania Baletowe?

- Program zawiera jeden duet, czyli "Place", który Mats Ek stworzył dla mnie i swojej żony, Any Laguny w 2007 roku. Pokażę też "Valse Fantasie", nowe dzieło Alexeia Ratmansky\'ego i wznowienie "Years Later", czyli solówki przygotowanej dla mnie przez Benjamina Millipieda. Czwartą etiudą będzie "Solo for Two", w którym tańczy Ana w choreografii Matsa Eka. Pomyślałem, że te cztery taneczne utwory można skomponować w interesującą całość, która będzie współgrać z programem festiwalu teatralnego.

Jak doszło do współpracy z Aną Laguną? 

- Pomysł ułożenia utworu dla mnie i Any wyszedł od Matsa Eka. Znałem ich wcześniej i ogromnie podziwiałem ich pracę - zarówno jako tancerz, jak i choreograf. Pewnego dnia zadzwonił Mats z propozycją wspólnego przedsięwzięcia. Z radością ją przyjąłem. Przez kilka tygodni ćwiczyliśmy razem, po czym wróciłem do Stanów i dokończyłem utwór. Wystawiliśmy go w ubiegłym roku.

Tańczy Pan od dziecka ,a wciąż zachowuje doskonałą sceniczną kondycję. Proszę zdradzić sekret - jak udaje się osiągać taką sprawność?

- Bywa to trochę bolesne, ale przyzwyczajam się. Zmagam się z tym każdego dnia. Liczy się dla mnie prowadzenie dialogu z ciałem. To bardzo ważne.

Co by Pan poradził ludziom, którzy poważnie myślą o tańcu: w jaki sposób powinni trenować ciała? W których momentach tancerz powinien walczyć z ciałem, a w których "odpuścić"?

- Ja pracuję nad ciałem od dzieciństwa przez całe życie, ponieważ ono nigdy nie było idealnie stworzone do tańczenia. Rada jaką mógłbym dać? Ciało jest twoim instrumentem. I zawsze powinieneś o tym pamiętać. Musisz znać swoje słabości i atuty. Pracuj nad słabościami i zarazem nie popadaj w zachwyt nad tym, co jest twoją mocną stroną. To chyba najprostsza recepta, która sprawdza się w każdym przypadku.

Pana biografia - zarówno prywatna jak i artystyczna - to historia odważnych, bezkompromisowych decyzji, zaczynania wszystkiego od nowa. Czy Pana zdaniem to droga osiągania szczęścia i życiowej satysfakcji? Czy kiedy spogląda Pan wstecz, czegokolwiek Pan żałuje?

- Staram się nie rozpamiętywać i niczego nie żałować. Jak każdemu zdarzają mi się potknięcia, ale ich roztrząsanie uważam za bezproduktywne. Najważniejsze to starać się nie powielać błędów. To dopiero jest wyzwanie.
(mb)



Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
21 maja 2009