Bazyliszek, czyli sztuka ojcostwa

Na scenie Białostockiego Teatru Lalek mały, nieokiełznany smok wykluwa się raz na sto lat z jaja, które znosi Kogut. Hipnotyzującym spojrzeniem wprowadza spory zamęt. Historia Bazyliszka zapowiada się zabawnie, ale familijny spektakl porusza także kilka ważnych i trudnych tematów: relacji rodzinnych, odwiecznej potrzeby miłości i akceptacji.

"Bazyliszek" - sztuka Marty Guśniowskiej sprawnie wyreżyserowana przez Petra Nosalka porusza zarówno widzów najmłodszych jak i tych nieco starszych.

Marta Guśniowska - nieoceniona dramaturg Białostockiego Teatru Lalek - przyzwyczaiła publiczność do uroczych, mądrych bajek z przestaniem, na których świetnie bawią się nie tylko ci najmłodsi, ale także nieco starsi widzowie. A taka umiejętność wbrew pozorom nie jest łatwa. Swój talent po raz kolejny pokazała w baśni "Bazyliszek", którą wyreżyserował ś.p. Petr Nosalek z Czech (zmarł kilka dni temu po ciężkiej chorobie).

To historia małego smoka, który przyszedł na świat w zwyczajnym kurniku. Wykluł się z jaja, które zniósł nadzwyczajny Kogut (genialny Ryszard Doliński). Nosi czarny, skórzany płaszcz, ciężkie buty, marzy o dalekich podróżach i wielkich przygodach. Jego świat wywraca się do góry nogami kiedy zostaje tatą. To mocno odbiega od jego oczekiwań wobec życia. Dlatego Kogut oddaje jajo Lisowi, by pozbyć się niespodzianki i problemu. Bazyliszek (w tej roli dobrze zbudowany i ubrany w zielony uniform Adam Zieleniecki) ma hipnotyzujące spojrzenie. Kiedy ktoś go rozzłości niechcący zamienia swojego rozmówcę w kamień. Tym samym niesforny syn wcale nie ułatwia tej trudnej relacji z ojcem.

W tej historii pojawia się także wścibski Robak (doskonały Krzysztof Bitdorf), sympatyczna Świnka, która nieustannie liczy kalorie i uprawia fitness (zabawna Iwona Szczęsna), przebiegły Lis i sprytny Czarny Kot (ciekawy Zbigniew Iitwińczuk), a także stado kur (fantazyjnie ucharakteryzowani Grażyna Kozłowska, Małgorzata Płońska, Mirosław Janczuk). Podwórkowi przyjaciele wspólnie wyruszają w daleką podróż, by znaleźć lekarstwo dla Bazyliszka i odczarować zwierzęta zaklęte w kamienie. Trafiają do chatki na kółkach, w której mieszka dość nietypowa czarownica (rewelacyjna Barbara Muszyńska-Piecka). To niebywała postać - wszechstronnie wykształcona Dr Wiedźma. Nie ma wątpliwości, że czarny kot czarownicy należy się z urzędu. Jakiego? Oczywiście z urzędu pracy. Podobnych pogawędek i zabaw słowem w całym spektaklu więcej (dorosłym widzom szczególnie polecamy dialog Robaka i Świnki).

W tej sztuce świat zwierząt to jednocześnie świat masek, lalek, różnych rekwizytów. Bazyliszkowi oczy świecą jak halogeny. Akcja rozgrywa się w ciekawej i tajemniczej, choć nieco mrocznej scenografii Słowaczki Evy Farkaśovej. Ogromny metalowy sześcian, który obraca się w każdą stronę zamienia się w kurnik, norkę Lisa czy wagon. Scenografię wzbogacają wizualizacje Adama Dziermy. A wszystkie sceniczne obrazki dobrze komponują się z melodyjną muzyką Krzysztofa Dziermy.

Sztuka Marty Guśniowskiej sprawnie wyreżyserowana przez Petra Nosalka porusza widzów najmłodszych i starszych. Wyprawa, w którą udają się zwierzęta to nie tylko podróż po lekarstwo dla smoka, ale przede wszystkim podróż do naszego wnętrza. Połączenie zabawy i mądrego przesłania wyjątkowo się udało. "Bazyliszek" to piękna bajka o wyzwaniu jakim jest ojcostwo. To także rzecz o akceptacji nawet tych najbrzydszych stworzeń, które także - a może przede wszystkim - zasługują na bezwarunkową miłość.



Anna Kopeć
Kurier Poranny
21 czerwca 2013
Spektakle
Bazyliszek