Bez emocji pod Grunwaldem
Jak zwykle u Fiedora skończyło się na ciekawym pomyśle. Szkoda, bo Studio z nowym dyrektorem miało przyciągać widzów spragnionych interesującego, wchodzącego w dialog z odbiorcą, teatru.Widzowie siadają po dwóch przeciwległych stronach sceny. Ta z kolei jest zabudowana wysokim ogrodzeniem, siatką; imitacją zasieków. Obóz przejściowy w Niemczech, już po zakończeniu wojny, ale skojarzenia z obozami nazistowskimi są nieuchronne. Zwłaszcza, że elementy scenografii wskazują, że znajdujemy się w jakimś pomieszczeniu, które całkiem niedawno było siedzibą nazistów. Marek Fiedor sięgnął po opowiadanie Tadeusza Borowskiego, aby zadać po latach istotne pytania, spróbować rozprawić się z nierozstrzygniętymi do końca sporami, z meandrami historii. Jej niesprawiedliwościami. Niestety, na tych intencjach się skończyło. Reżyser nie zdołał zbudować jakiegoś istotnego napięcia między widownią a sceną, ani zbudować całościowego obrazu tamtych czasów. Jeśli nie takie przyświecały mu cele, to tak czy owak nie potrafił zainteresować widzów przeżyciami bohaterów tej historii; nie zadał nam żadnych ważkich pytań, nie pozostawił z jakimkolwiek niedomówieniem. Na pewno zaś nie rozstrzygnął żadnych kontrowersji. Pokazuje Fiedor los Polaków w kontekście niesprawiedliwości tak wojennej, jak i powojennej. Oto Niemcy żyją we własnym kraju, pod pozorną i tymczasową okupacją Amerykanów ("Okeyów" - jak mówią bohaterowie sztuki). Tymczasem Polacy - ofiary wojny i jej, jakby na to nie spoglądać, zwycięzcy, żyją w zamkniętym obozie, strzeżonym przez amerykańskich żołnierzy. Na poprawienie nastrojów kapelan i zaangażowani żołnierze przygotowują uroczystość w rocznicę tytułowej bitwy. Atrakcją, głównym punktem obchodów ma być nie msza polowa, lecz palenie kukieł Niemców. Rodzaj terapii czy nagrody dla sfrustrowanych ex-żołnierzy? Tadeusz pozostaje z boku tych wydarzeń; jest osobny, ale jego charakter jest słabo tu zarysowany. Trzeba go wyławiać, jak poboczną - a istotną przecież - historię miłosną, w którą angażuje się bohater. Tu pojawia się dylemat. Wracać do Polski, czy na zachód? Poszukiwać swoich korzeni, czy zaczynać, w oderwaniu od przeszłości, od nowa? Wojna się skończyła, ale marzenie o wolności, zabija wojna. Okupację zastąpiono nowym podziałem. Zdaje się, ze Marek Fiedor, poza ciekawymi pomysłami na inscenizację, nie potrafi przyciągnąć niczym widza. Nie buduje napięć, ani klarownej historii. Brak w jego spektaklach tempa, rytmu, jakiegokolwiek zaskoczenia. Niektóre sceny "Bitwy pod Grunwaldem" ocierają się o banał, sprawdzone po wielokroć chwyty i mogą budzić zażenowanie. Teatr Studio w Warszawie, Mała Scena "Bitwa pod Grunwaldem" wg opowiadania T. Borowskiego reżyseria: Marek Fiedor scenografia: Nika Jaworowska muzyka: Tomasz Hynek światło: Wojciech Puś Obsada: Monika Obara, Piotr Bajor (gościnnie), Krzysztof Konieczny, Jacek Król, Krzysztof Strużycki, Janusz Stolarski, Dominik Bąk, Stanisław Brudny, Mirosław Zbrojewicz, Karol Wróblewski, Robert Majewski Premiera 12.01.2008 r.
Krzysztof Ratnicyn
Dziennik Teatralny Warszawa
28 stycznia 2008