Bezkonkurencyjny repertuar w marcu

„Don Carlos” i „Falstaff” - Giuseppe Verdiego. „Zemsta nietoperza” - Johanna Straussa. „Awantura w Recco, czyli Drzewko wolności” - Macieja Małeckiego i Wojciecha Mynarskiego oraz balet „Zniewolony umysł” w choreografii oraz inscenizacji Roberta Bondary. Takiego repertuaru nie można przeoczyć. Bo tylko na bydgoskiej scenie można będzie obejrzeć arcydzieła operowe i baletowe tej miary.

Opera heroiczna z namiętnością, polityką i religią

Na początek grand opéra - „Don Carlos" Giuseppe Verdiego. Rzecz o miłości między infantem Don Carlosem a macochą Elżbietą, żoną ojca, króla Filipa II kończy się tragicznie. W tle dochodzi do głosu wielka polityka powiązana z religią i wpływ tych relacji na jednostkę oraz społeczeństwo. Niemal wszystkie dramatis personæ tej opery uwikłane są w miłości zakazane, nieodwzajemnione.

Inscenizacja bydgoskiego „Don Carlosa", w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego jest fenomenalna, a to dlatego, że uchwycił integralność sztuk, przypisaną operze heroicznej. Odwoływanie się do malarstwa Hieronima Boscha, zwłaszcza jego „Sądu Ostatecznego" jest ciekawym zabiegiem. Koszmarne potwory schodzą z obrazu niczym ucieleśnienie przeżywanych stanów psychicznych głównych bohaterów. Spersonifikowane w ciałach tancerek i tancerzy Baletu Opery Nova, potęgują stany emocjonalne postaci. Choreografia autorstwa Iwony Runowskiej, jak zawsze, daje szansę bydgoskiemu Baletowi na pokazanie swych nieograniczonych wprost technik i umiejętności tanecznych na najwyższym poziomie. Duet – Marta Kurkowska i Tomasz Siedlecki – uosabiający uczucia i przeżycia Elżbiety oraz Don Carlosa, to miniaturowa baletowa perełka.
A wszystko to dzieje się w monumentalnej scenografii Anny Sekuły. Ogromne, wysokie mury, oddzielają rządzących od poddanych, rozdzielają zakochanych, uniemożliwiają zrealizowanie marzeń. Są znakami samotności, izolacji. Szarość murów potęguje samotność i tragizm Don Carlosa, szukającego w nich oparcia i zrozumienia. Są to nieme, zimne ściany z kamienia, nieczułe na ludzkie cierpienie.
Warto zatem podziwiać piękno obrazu scenicznego oraz Piotra Wajraka cudownie panującego nad muzyką, idealnie prowadzącego i muzyków, i śpiewaków. Dyrygent wprost celebruje z orkiestrą i artystami dzieło Giuseppe Verdiego. Wystąpią przepięknie brzmiące głosy. W roli Filipa II podziwiać będzie można Jacka Gresztę i Wojciecha Śmiłka, jako Don Carlosa - Łukasza Załęskiego i Macieja Komanderę, w partii Elżbiety: Jolantę Wagner i Gabrielę Kamińską, a w roli Księżnej Eboli –Darinę Gapicz i Dorotę Sobczak .

Zemsta nietoperza

Warto wiedzieć, że w marcu br. zespół Opery Nova wykona „Zemstę nietoperza" już po raz 130-ty. I co jeszcze warto wiedzieć? Że operetka nie schodzi z afisza od 24 lat!
Operetka ta w pełni zasługuje na miano arcydzieła. A to z powodu muzyki oraz przepięknych, ale trudnych w wykonaniu arii. Walce i polki są bardzo rozpoznawalne. Z kolei arie wymagają bardzo dużej rozpiętości głosu. Uwertura, czardasz Rozalindy, czy aria ze śmiechem Adeli zawsze wywołują na widowni burzę oklasków. A do tego ciekawe, pełne intryg libretto wywołuje wśród widzów wspaniały nastrój. Tytułowy nietoperz dostarcza wielu emocji. W operetce wykorzystano bardzo popularny w czasach kompozytora motyw balu maskowego. Główni bohaterowie - Eisenstein przebiera się za motyla a Falke zakłada strój nietoperza. I chociaż widzowie znają już dalszy ciąg perypetii, chętnie oglądają jak Falke w biały dzień, przebrany za nietoperza wraca do domu. Zemsta na Eisensteinie jest postanowiona.
Warto wybrać się na ten spektakl, żeby podziwiać kunszt artystyczny Katarzyny Nowak-Stańczyk i Gabrieli Kamińskiej jako Rozalindy, Małgorzaty Ratajczak jako księcia Orlovskyego i Janusza Ratajczaka w roli Eisensteina. Martę Ustyniak-Babińską i Hannę Okońską jako Adelę, Szymona Ronę jako Alfreda oraz Ryszarda Smędę w roli Frosza.

Spektakl został przygotowany po mistrzowsku przez realizatorów. Kierownictwo muzyczne sprawuje Maciej Figas. Autorem inscenizacji i reżyserii jest Grzegorz Boniecki. Adaptację oryginalnej scenografii Mariana Stańczaka w roku 2010 dokonał Mariusz Napierała, a Teresa Kujawa opracowała choreografię.

Totalitaryzm i siła miłości

Kolejna pozycja to balet „Zniewolony umysł" w reżyserii Roberta Bondary, który po dłużej nieobecności powrócił do repertuaru dzięki programowi „Modernizacja Opery Nova", w ramach którego wymieniono scenę obrotową.
Robert Bondara stworzył inteligentną, ponadczasową, uniwersalną wizję totalitaryzmu. Jego przejawy i istotę transformuje poprzez własne postrzeganie i interpretację świata, poprzez przemyślenia i życiową filozofię. Konstruuje fabularną opowieść o tyranach i zniewolonych. Iskrą do niej stał się esej Czesława Miłosza „Zniewolony umysł". Jednak wizja Roberta Bondary sięga znacznie dalej i głębiej w ludzkie umysły. Słowa zastępuje zupełnie innymi materiami. Ruchem, światłem, barwą. Tancerki i tancerze baletu Opery Nova opowiadają ciałem historię świata przemocy i potrzeby dominacji, w którym Mi i Elpis bronią swej tożsamości i wolności. Robert Bondara tworzy poprzez wszystkie postaci dwa światy, które w spektaklu prowadzi z niesamowitą precyzją. Na skutek zdarzeń i postępowania oba wzajemnie się przenikają, łączą, konfrontują lub egzystują oddzielnie. Ta fabularna dwoistość wątków w bardzo jasny i zrozumiały sposób tworzy łańcuch przyczynowo-skutkowy tego niezwykłego spektaklu baletowego.
Wymowę układów choreograficznych wzmacnia scenografia Diany Marszałek z ogromnym kadłubem statku-widma. Wskazuje jak ogromną moc symboli można zawrzeć w jednej bryle, nadając jej w przedstawieniu wiele funkcji, znaczeń, alternatyw interpretacji. Bo w poetyckim duecie Mi i Elpis zamienia się w dach, na którym czują się bliżej nieba, bezpiecznie, ponad całym światem. Ileż jest tu Chagallowskiej metafizyki i romantyczności. W końcowych scenach spektaklu mur przeobraża się w wulkan wstrząsany potężną erupcją. Symbolizuje eksplozję zniewolonych spętanych do granic możliwości ludzi.
Fundamentem, na którym opiera się spektakl jest fenomenalna choreografia i perfekcja tańczących. Robert Bondara każdemu gestowi i ruchowi ciał przypisuje wartość fabularną. Sylwetki tańczących są narracją, opowiadającą o wydarzeniach, o osobach biorących w nich udział. Spektakl oparty jest na technikach współczesnej choreografii, które dosłownie się czyta. Jasne, zrozumiałe są wielkim osiągnięciem wyobraźni choreograficznej Roberta Bondary oraz umiejętności bydgoskich tancerek i tancerzy. Każdy ich gest, układ określa postać, nadaje jej cechy charakterologiczne, opowiada o ich konkretnych emocjach, uczuciach, myślach i zamierzeniach. Ten spektakl baletowy opowiada nie tyle o zdarzeniach będących konsekwencjami systemu totalitarnego, ile o wartościach, pojęciach, zjawiskach, postawach życiowych, o walce, konfrontacji, poniżeniu, o pragnieniu bycia wolnym. Niełatwo wyrazić to wszystko ciałem. Reżyser opracował również rozpoznawalny i charakterystyczny dla zniewolenia kod gestów.
A do tego jeszcze muzyka. Wybrane fragmenty z utworów Philipa Glassa określają świat wolny, towarzyszą lirycznym duetom, są harmonią dźwięku z ciałem. Z kolei fragmenty „Kościelca" Wojciecha Kilara, w jednej ze scen, ze swoim niepokojem, drapieżnością, zrywaniem muzycznych fraz, budowaniem napięcia i niepokojem określają świat, w którym żyje Tyrannos i jego podwładni. A podziwiać będzie można w głównych rolach jako Mi – Pawła Nowickiego i Tomasza Wojciechowskiego, jako Elpis – Olgę Karpowicz i Martę Kurkowską, a w roli okrutnego Tyrannosa – Piotra Kobierzyńskiego.

Zabawna awantura pod włoskim niebem

W zupełnie innym klimacie utrzymana jest opera komiczna w dwóch aktach „Awantura w Recto, czyli drzewko wolności" Macieja Małeckiego i Wojciecha Młynarskiego.
O jaką tu awanturę chodzi? I kto ją wywołuje? Kobiety, które mają dość rządów mężczyzn i biorą sprawy w swoje ręce? A może polski oficer z Legionów Dąbrowskiego, który staje na czele odważnych w każdym calu niewiast, zdecydowanych na odparcie okrutnych z wyglądu piratów-rozbójników z plemienia Barbaresków? Czy też nagłe pojawienie się wroga przerywającego przygotowania uroczystych obchodów urodzin burmistrza niesie ze sobą tak ogromne zamieszanie?
I co skłoniło Operę Nova w Bydgoszczy, żeby tym właśnie utworem uczcić stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości? Wszystko wskazuje na to, że libretto, fantastycznie napisane przez Wojciecha Młynarskiego. Okoliczności, w jakich znalazł się Polak, Tadeusz Mierzanowski, ranny w bitwie pod Trebbią , nawiązują do walk legionistów we Włoszech. A w tle zdarzeń pobrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego. Libretto jest pełne emocji, bo córka burmistrza Sylwia kocha się w Tadeuszu; jest dynamiczne, bo zdarzenia oraz intrygi następują w szybkim tempie. A nade wszystko, autora nie tyle interesuje błękit włoskiego nieba oraz zieleń rosnących wokół pinii, co ludzkie zachowania, głównie urzędnicze. Swą uwagę autor kieruje na motywacje postaci, z których wyprowadza wiele ponadczasowych refleksji nad ludzką moralnością. Bo jak się okazuje, nie tracą one nic ze swej wartości pomimo upływu czasu.

I chyba również dlatego wybrano to dzieło, bo w libretcie nie zabrakło akcentów miłości do ojczyzny, jej obrony, a podtytuł „drzewko wolności" prowadził widzów do przesłania spektaklu. Związanego z refleksjami na temat samej istoty wolności, jej roli w życiu pojedynczego człowieka i ludzkiej zbiorowości. A przede wszystkim jej wartości. I przyznać trzeba, że realizatorzy spektaklu uchwycili idealnie metaforę drzewa i wolności. A do tego, operując umownymi znakami, obnażają wady i małostkowości ludzkie, w tym przypadku reprezentowane przez mężczyzn. Przeciwstawili im kobiety, umiejące się porozumieć, zorganizować i co ważne mające tyle odwagi, by bronić swych praw. I wystąpić w obronie miasteczka! Pod wodzą Polaka oczywiście, który miał pomysł, jak wspólnie z nimi i z miejscowym rybakiem atak wroga odeprzeć.
Najpotężniejszym filarem tego przedstawienia są głosy! Jako Tadeusz wystąpią: Sławomir Kowalewski i Arkadiusz Anyszka. W roli Sylwii – Magdalena Polkowska i Julia Pruszak, Don Alberto: Damian Konieczek i Jacek Greszta, Don Domenico - Szymon Rona i Adam Zdunikowski, Rybak – Jakub Zarębski i Bartłomiej Kłos

Zarówno solistki, soliści, Chór jak i Balet zasługują na wyrazy uznania. Sceny zbiorowe dzięki nim nabierały tempa, tworzyły tło dla wydarzeń. Chór idealnie wybrzmiewał (ogromna w tym zasługa i Henryka Wierzchonia, który przygotował kierowany przez siebie zespół), Balet stwarzał pełne humoru sceny, szczególnie w rolach groźnych Barbaresków. Ich pojawienie się na widowni wywoływało salwy śmiechu. Choreografa i ruch sceniczny przygotowane przez Jarosława Stańka były porywające!

A wszystko to dzieje się w scenografii autorstwa Wojciecha Stefaniaka, wspomaganej przez kostiumy Wandy Kowalskiej. Obrazy oddawały realistycznie domowe pomieszczenia, antyczny ogród i placyk w miasteczku północnej Italii.
Główną bohaterką spektaklu jest muzyka skomponowana przez Macieja Małeckiego. I to z jak znakomitym efektem! Łagodna w brzmieniu, pełna liryzmu, ale i dynamiczna, porywająca, ale zawsze pełna pozytywnej energii. Świetnie puentująca wiele sytuacji i zdarzeń.
Ale duszę tego muzycznego dzieła wydobywa z partytury Anna Duczmal-Mróz, która poprowadziła orkiestrę Opery Nova. Z ogromnym znawstwem, wyczuciem, raz to kierując dźwięki prosto do serc widzów, innym znów razem wywołując nostalgię za tym, co minęło. Towarzyszyła rodzącemu się uczuciu pomiędzy Tadeuszem a Sylwią, to znów przepędzała z impetem z cichego miasteczka szalonych Barbaresków. I dwoje reżyserów: Maciej Wojtyszko, wspierany przez Magdalenę Małecką-Wippich, stworzyli koncertowe wręcz dzieło, w którym zawarli intencje kompozytora i librecisty.

Zupełnie inny Falstaff

Reżyser Maciej Prus w „Falstaffie" Giuseppe Verdiego złamał stereotypy kojarzące się z dotychczasowymi literackimi i scenicznymi wizjami Falstaffa. Zamiast wizerunku podstarzałego, otyłego zawadiaki i pijaka, stworzył pewnego siebie mężczyznę, atrakcyjnego fizycznie i ceniącego uroki życia, najchętniej w postaci pięknych kobiet, które to w jego męskiej zarozumiałości, są na tyle naiwne, słabe psychicznie i poddańcze, że bez trudu można je wykorzystać, a przy okazji zadrwić i zakpić. A przede wszystkim wyłudzić pieniądze, których to mu zawsze brakuje.

A wszystko to dzieje się w fenomenalnie zaprojektowanej scenografii przez Jagnę Janicką, która z mistrzowską dla siebie intuicją wykorzystała możliwości technicznej bydgoskiej sceny operowej. Podłoga sceniczna raz to opada, innym razem się unosi, w zależności od tego, gdzie dzieje się akcja. Karczma, w której Falstaff knuł swoją intrygę, zapada się w dół, dając miejsce bezkresnej zielonej łące, nad którą widnieje czyste lazurowe niebo. W ten sposób Jagna Janicka stworzyła ogromną przestrzeń dla miłości, wolności i odzyskanego poczucia godności. A całą tę przestrzeń wypełniło światło w reżyserii Macieja Igielskiego. W tym spektaklu idealnie ze scenografią współgrały stylizowane na czasy szekspirowskie kostiumy Hanny Wójcikowskiej-Szymczak.

Spektakl ten zauroczył widzów pięknymi głosami i znakomitą grą aktorską występujących w nim artystek i artystów operowych, którzy podczas premierowych spektakli stworzyli na scenie niezapomniane kreacje. Artyści wyrażali wiele odcieni przeżywanych emocji, urzekali świeżością głosów. Idealnie wypadali w partiach solowych, jak i scenach zbiorowych.
Zarówno soliści jak i chór oraz balet znakomicie odnaleźli się również w Odsłonie drugiej Aktu III, gdy napięcie akcji rosło z minuty na minutę, a w Parku w Windsorze spotkali się wszyscy bohaterowie. Scena zbiorowa z udziałem chóru i baletu była pełna ekspresji, napięć, zaskoczeń. I rozwiązań zmierzających do szczęśliwego końca.

To przepiękne wizualnie przedstawienie zaistniało dzięki muzyce. Za pulpitem dyrygenckim stanął Piotr Wajrak, który intuicyjnie i inteligentnie poprowadził orkiestrę. Można powiedzieć, że tego wieczoru to muzyka Giuseppe Verdiego kreowała sceniczną rzeczywistość.
Maciej Prus wyreżyserował na scenie Opery Nova nie tylko w znakomitym stylu operę komiczną, ale przede wszystkim dzieło, nie pozbawione filozoficznych przemyśleń.

A w marcu w „Falstaffie" w tytułowej roli zobaczymy Leszka Skrlę, jako Forda – Sławomira Kowalewskiego i Szymona Komasę, jako Alice Ford – Annę Wierzbicką, a w roli Pani Quickly - Małgorzatę Ratajczak.



Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
1 marca 2019