Bezpieczny świat baśni

Lekka, wyestetyzowana wizja słynnej komedii, w której tancerze pokazują historię dobrze znaną z dzieła Szekspira. To wszystko w bajkowo-kosmicznej scenografii – czyli „Sen nocy letniej" w reżyserii Graya Veredona.

28 lutego 2020 roku na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku wystawiony został „Sen nocy letniej" w reżyserii i choreografii Graya Veredona. Jak możemy przeczytać w opisie organizatorów realizacja ta „inspirowana będzie łódzką wersją baletu z 1985 roku", którą w Teatrze Wielkim również reżyserował Brytyjczyk.

Gdański spektakl rozpoczyna się od ciekawej pod względem estetycznym sceny. Za półprzezroczystą kurtyną, na której wyświetlane są kolorowe animacje przedstawiające planety widać tancerzy, których ciała zdają się poruszać w swoistej harmonii z ciałami niebieskimi. Wszystko oczywiście dzieje się w tle falującej muzyki Felixa Mendelssohna-Bartholdy'ego granej przez Orkiestrę Opery Bałtyckiej pod batutą Anny Duczmal-Mróz. Gdy prześwitująca tkanina zostaje po dłuższej chwili podniesiona ukazuje się wielki księżyc wyświetlany w głębi sceny – symbol nocy, w czasie której dzieje się akcja komedii.

Ta pierwsza scena jest symptomatyczna dla całego spektaklu. Porusza się on bowiem w nieco przeestetyzowanej stylistyce oferując niewiele poza przyjemnym i ładnym widowiskiem. Brakuje w gdańskim „Śnie..." nieprzewidywalności, autorskiego błysku czy jakkolwiek tę twórczą inwencję nazwać. Całość wyreżyserowana jest dość zachowawczo, bez przekonującego pomysłu. Tancerze wcielają się w bohaterów komedii i przedstawiają ich koleje losu w dość schematyczny, chociaż sprawny sposób.

Jest to jednak spektakl spójny i dobrze skomponowany. Ma kilka świetnych i zabawnych momentów, jak choćby scena odgrywania przez prostych rzemieślników amatorskiego spektaklu na cześć nowożeńców znakomicie rozwiązana pod względem scenografii (jej autorką jest Katarzyna Zawistowska). Motyw theatrum mundi (tak ważny u Szekspira) zostaje przedstawiony w gdańskim spektaklu niby matrioszka. Na scenie przez chwilę odgrywania amatorskiego spektaklu widzimy dwa księżyce: jeden nieduży trzymany przez Roberta Kulanina, a drugi wyświetlany w głębi sceny święcący nad aktorami grającymi aktorów i aktorami grającymi ich publiczność. Jest jeszcze trzeci księżyc, niewidoczny w Operze, ale by go zobaczyć wystarczy wyjść na zewnątrz. Prosty, ale błyskotliwy zabieg.

„Sen nocy letniej" w Operze Bałtyckiej to spektakl, którego, pomimo pewnych braków, słucha się i ogląda (właśnie w tej kolejności) z przyjemnością. Jednak po opuszczeniu widowni niewiele zostaje z tego, co działo się w świetle reflektorów. Poza melodiami, które jeszcze długo cichną odbijając się echem wewnątrz dziwnej muzycznej pamięci.



Michał Cierzniak
Dziennik Teatralny Trójmiasto
11 marca 2020
Spektakle
Sen nocy letniej
Portrety
Gray Veredon