Bezwzględna walka o kobietę

​Wypreparowanie z "Idioty" Dostojewskiego wątku miłosnego księcia Myszkina i intryg oplatających Nastazję Filipowną poskutkowało bardzo precyzyjną, przemyślaną inscenizacją relacji międzyludzkich. Teatr Miejski w Gdyni, wystawiając premierę "Nastazja wychodzi za mąż", udanie zainaugurował powrót do grania przed publicznością po przymusowej, prawie trzymiesięcznej przerwie. Młodzi aktorzy Miejskiego pokazali się z bardzo dobrej strony.

Teatr Miejski w Gdyni jako jeden z pierwszych w Polsce otworzył się dla widzów najszybciej jak to tylko możliwe - 6 czerwca, czyli w pierwszym dniu gdy teatry, kina czy filharmonie mogą grać dla publiczności decyzją polskiego rządu w ramach IV etapu "odmrażania" gospodarki i znoszenia obostrzeń związanych z COVID-19. Jednak w całym kraju żaden inny teatr poza gdyńskim Miejskim nie był gotowy wznowić sezonu premierą nowego tytułu.

Oczywiście nie obyło się bez nadzwyczajnych środków ostrożności. W teatrze wszyscy widzowie na foyer teatru siedzieli z zachowaniem odstępów i w maseczkach na twarzy, a przy wejściu do teatru musieli zdezynfekować ręce. Niedostępne są też szatnie, zaś na widowni usiąść może maksymalnie połowa widzów.

Nadzwyczajne okoliczności nie przeszkodziły jednak aktorom, którzy na przygotowania do premiery spektaklu "Nastazja wychodzi za mąż" mieli bardzo dużo czasu. Próby w teatrze rozpoczęły się w połowie lutego i kontynuowane były online w czasie zamknięcia teatrów. Szybko też zostały wznowione w teatrze, gdy było to już możliwe. W efekcie spektakl wyreżyserowany przez Krzysztofa Babickiego miał czas by dojrzeć, co przy konstrukcji przedstawienia okazało się bardzo pomocne.

Scenografia Marka Brauna zbudowana jest z oszczędnych środków - w oczy rzuca się przede wszystkim drewniany parkiet ułożony na podłodze, dwa drewniane stołki oraz skromne łóżko na kółkach podkreślające surowość uniwersalnej przestrzeni, w której znajdują się bohaterowie. W tle dostrzeżemy piecyk i stolik z trunkami, którymi raczą się bohaterowie. Nad bohaterami znajduje się też umiejętnie oświetlane przez Marka Perkowskiego lustro. To raczej pustelnia przypominająca skromy pokój gościnny Myszkina niż wytworny salon w jakim zwykła bywać Nastazja Filiopwna.

Nastrojowa muzyka Marka Kuczyńskiego, do czego ten kompozytor przyzwyczaił publiczność Miejskiego z poprzednich spektakli Krzysztofa Babickiego, współgra z napięciem między bohaterami, podkreślając przeciągłym dźwiękiem gwałtowne zmiany nastroju lub wybuchy emocji. W kostiumach Jolanty Łagowskiej-Braun widoczna jest gra między współczesnym strojem a dworskością bohaterów, z wyraźną przewagą tego pierwszego.

Krzysztof Babicki ustawia bohaterów jak pionki na szachownicy. Już w kilku pierwszych minutach nakreślone zostają precyzyjnie profile każdego z nich. Władcza, okrutna Nastazja nieświadomie poniża Myszkina, biorąc go za lokaja. Sam książę to posłuszny, naiwny poczciwina, który w momentach stresu jąka się i kuli na łóżku w pozycji embrionalnej. Nieszczęśliwy desperat Rogożyn chełpi się bogactwem, jawnie drwiąc i bezceremonialnie wyśmiewając swojego konkurenta o Nastazję - Ganię. Ten nie kryje się z tym, że zamierza poślubić Nastazję żeby zyskać jej pokaźny posag, który dać jej zamierza opiekun i kochanek Nastazji Tocki.

Oczywiście, przeczuwamy, że obraz Nastazji w pierwszych scenach jest przejaskrawiony i faktycznie grająca ją Weronika Nawieśniak z czasem swoją bohaterkę wyposaży w inne cechy, pozwalające nieco inaczej spojrzeć na tę postać. Nastazja zdając sobie sprawę z tego, że jest towarem, o który targują się kandydaci do jej ręki, drwi z nich, gardząc nimi, a jednocześnie nie może się od nich uwolnić. Aktorka sytuuje tę postać gdzieś między wyuzdaną femme fatale bawiącą się mężczyznami ze swojego otoczenia, ale przyjmującą ich reguły gry, stając się jednocześnie zabawką w ich rękach a bezbronną wrażliwą kobietą, która czuje, że jest ofiarą traktujących ją jak trofeum mężczyzn, ale nie potrafi (a może nie chce?) wydostać się z zależności, w jakich tkwi.

Z wizerunkiem Nastazji jako kobiety fatalnej stara się walczyć książę Myszkin, bardzo ciekawie odgrywany przez Krzysztofa Berendta. Myszkin niesie ze sobą rozbrajającą naiwność i niespodziewaną szczerość, które w brudnym świecie niskich pobudek budzą jednocześnie wstręt i podziw pozostałych. To światło, do którego w przedziwny sposób lgną wszyscy. Dlatego każda z kobiet (oprócz Nastazji, to również jej rywalka Agłaja i jej matka Lizawieta) ulegają czarowi księcia.

Świetny epizod Lizawiety gra Olga Barbara Długońska, pozująca na troskliwą matkę, która chętnie sprzątnie księcia córce i jej rywalce Nastazji sprzed nosa. Agłaja Martyny Matoliniec nie ma w sobie drapieżności Nastazji. To raczej świadoma reguł, którymi kierują się mężczyźni, wściekła za rolę "drugiej po Nastazji" dumna kobieta. Ciekawym pomysłem jest obsadzenie "przeciw warunkom" Szymona Sędrowskiego jako zahukanego Gani i Macieja Wiznera w roli despotycznego Rogożyna. Traci na tym głównie ten drugi. Wizner choć gra bez zarzutu, nie przekonuje w roli porywczego, ogarniętego chorobliwym pożądaniem despoty. Lepiej w roli lubieżnika i materialisty rojącego o szacunku kupionym pieniędzmi wypada Szymon Sędrowski, choć obaj znajdują się w cieniu pozostałych.

Bardzo dokładna, pełna detali i subtelności adaptacja prozy Fiodora Dostojewskiego, pozbawiona szerszego kontekstu i dziesiątków bohaterów "Idioty", stanowi interesującą wiwisekcję motywacji i konfliktu charakterów szóstki bohaterów. Babicki tę półtoragodzinną, ponurą w swoim wydźwięku opowieść o ciemnych zakamarkach ludzkiej duszy i niskich pobudkach kierujących życiowymi wyborami, konsekwentnie buduje na kilku postaciach, tworząc właściwie dwa równoległe plany - walkę mężczyzn o Nastazję oraz kobiecą, podszytą rywalizacją fascynację Myszkinem. Jednak w centrum uwagi przez cały czas znajduje się książę Myszkin. To jemu towarzyszymy i na naszych oczach staje się on bohaterem nie mniej tragicznym niż Nastazja Filipowna. Dlatego jego los przejmuje bardziej niż tytułowej bohaterki.

Teatr Miejski po blisko trzymiesięcznej przerwie wznawia więc sezon ciekawym, wielowymiarowym, bardzo dobrym spektaklem. To kolejna po "Dziadach", udana inscenizacja wielkiej literatury na deskach Miejskiego. Tym razem jednak w głównych rolach podziwiać mogliśmy nowych aktorów Miejskiego i każdy z nich wypadł obiecująco.



Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
9 czerwca 2020