Bieguny tańca

Rekonstrukcja choreografii Balanchine'a oraz inscenizacja według pomysłu Przybyłowicza wypełniły pierwszy w tym sezonie wieczór premierowy na Scenie pod Pegazem. Zderzenie w jednym spektaklu baletowej tradycji ze współczesnym myśleniem o tańcu ukazało niewyczerpane możliwości ruchu, gestu, mowy ciała. Owe kontrastujące stylistyki, znajdujące się na dwóch biegunach sztuki baletowej, wyzwoliły poruszającą widzów energię, okazały się frapującą podróżą z tańcem - od jego przeszłości do teraźniejszości.

Po raz pierwszy w Poznaniu miłośnicy baletu mają okazję obejrzeć słynną, ułożoną do muzyki "Serenady C-dur" op. 48 Piotra Czajkowskiego, choreografię George'a Balanchine'a. Ten rosyjski tancerz i baletmistrz o korzeniach gruzińskich (właściwe nazwisko - Bałancziwadze), związany był początkowo z Teatrem Maryjskim w Petersburgu. Po opuszczeniu Rosji (1924) przez kilka lat tańczył w Ballets Russes Sergiusza Diagilewa, realizując także swoje pierwsze pomysły choreograficzne, w tym obraz "Apollo i Muzy" (1927) z muzyką Igora Strawińskiego. W 1934 roku w Nowym Jorku Balanchine założył School of American Ballet i dla tancerzy tej właśnie placówki zaprojektował choreografię do utworu Czajkowskiego, swojego ulubionego kompozytora.

Dźwięki "Serenady"

Serenada - wywodząca się z pieśni miłosnej śpiewanej nocą dla ukochanej - to cykliczna forma muzyki instrumentalnej nacechowana liryzmem, onirycznym rozmarzeniem, melancholią. Dla Czajkowskiego wzorem do stworzenia Opusu 48 była Mozartowska "Eine kleine Nachtmusik". Jednakże w odróżnieniu od tego klasycznego arcydzieła gatunku rosyjski twórca włączył do swojej "Serenady" - obok kantylenowych, zachwycających melodii w Elegii (cz. III) i odświętnych, pełnych majestatu pochodów dźwiękowych, spajających wszystkie części - także pełne wdzięku, rozkołysane walce w części II oraz energiczne, pulsujące rytmem tematy, np. w finałowych tańcach rosyjskich. Należy żałować, że wykonanie kompozycji Czajkowskiego przez orkiestrę smyczkową Teatru Wielkiego pod dyrekcją Grzegorza Wierusa, grane ostrym dźwiękiem, głośno i jednostajnie, zagubiło niemal wszystkie zakodowane w dziele niuanse i subtelności.

Dance in blue

Koncepcja "ucieleśnienia" tej muzyki dokonana przez Balanchine'a oparta jest na baletowej klasyce. Cały zespół - kilkanaście tancerek i kilku tancerzy - spowity w błękit jasnoniebieskich strojów, jest rozświetlony zimnym, księżycowym blaskiem sceny. Układ, tak jak w muzycznej partyturze, rozpisany na ruchowe sekwencje i zastygania w przepiękne przestrzenne rzeźby, pozwala smakować syntezę muzyki i tańca, objaśnia gestem serenadowy klimat niesiony przez dzieło Czajkowskiego. W gronie solistów na największe brawa zasłużyła niezwykle urodziwa i pełna wdzięku Karolina Sierant. Nad przekazem oryginalnej choreografii czuwał Paul Boss - amerykański tancerz, uczeń i współpracownik Balanchine'a, pedagog The George Balanchine Trust.

Muzyczna mikstura "Infolii"

W zupełnie odmienną poetykę wprowadza widzów "Infolia" według pomysłu choreograficznego Jacka Przybyłowicza, w latach 2009-2014 szefa baletu w poznańskim Teatrze Wielkim. Artysta ten współpracuje z polskimi i zagranicznymi zespołami baletowymi oraz operowymi. Należy do Rady Programowej Instytutu Muzyki i Tańca; jest także kuratorem Programu Tańca Europy Środkowej, organizowanego w Azji przez chińskie Ministerstwo Kultury. Na warstwę brzmieniową "Infolii" złożyły się trzy różne muzyczne światy: archaizowany fragment z "Trzech utworów w dawnym stylu" Henryka Mikołaja Góreckiego, Preludium z "I Koncertu fortepianowego" Wojciecha Kilara oraz "Infolia" Prasquala. Powstał osobliwy mix dźwiękowy zdominowany przez elektronikę Prasquala, która "przykrywa" zimnym, stalowym brzmieniem dostojne frazy Góreckiego i miękkie motywy Kilara. Muzyka jest realizowana z nagrania, co ów chłód jeszcze bardziej akcentuje.

Dance in black

Wedle słów choreografa słowo infolia jest neologizmem, oznaczającym czystą, niezapisaną kartę. Dla niego "to miejsce zetknięcia się twórcy i odtwórcy, to, co wydarza się na sali baletowej od momentu rozpoczęcia pierwszej próby do pierwszego spektaklu". Element improwizacji, współtworzenia jest zatem tutaj podstawowy w kreowaniu ostatecznego rezultatu i kształtu artystycznego. Ową płynność i zmienność podkreśla połączenie w organiczną całość rozmaitych stylów i technik współczesnego baletu. Ona (Viktoria Nowak), Ona i On (Agnieszka Wolna-Bartosik, John Svensson), One i On (Agnieszka Wolna-Bartosik, Gento Yoshimoto, Viktor Davydiuk), Oni i One (zespół baletowy) teatru) w zmieniających się interpersonalnych układach, spotkaniach, rozstaniach, powrotach - to zasadniczy, bliski każdemu z nas wątek emocjonalny "Infolii". Przybyłowicz, wierny swoim wcześniejszym realizacjom, wyznacza czerń jako jedyną barwę kostiumów i świetlistego tła, zwielokrotniającego sylwetki tancerzy. Przełamanie dla ascetycznego obrazu stanowi tylko krótka barwna sekwencja multimedialna autorstwa Piotra Rymera, która - dopełniając widowisko - bardzo wyraźnie zapisuje się w pamięci.

Na pewno warto zachęcić do obejrzenia spektaklu zarówno zwolenników "czystej" klasyki baletowej, jak i amatorów tańca współczesnego. Jest tylko jeden problem: po dwóch prezentacjach październikowych, przedstawienie zaprezentowane będzie dopiero w lutym 2016 i to tylko raz!



Teresa Dorożała-Brodniewicz
kultura.poznan.pl
29 października 2015