Błogosławiony, który idzie

Któż z Nas nie słyszał o Oldze Tokarczuk? Książki polskiej noblistki, mimo swojej trudności, są powszechnie cenione i sławne na tyle, że każdy zapytany umiałby wymienić kilka tytułów. Bez wątpienia jedną z najbardziej znanych powieści tej autorki są „Bieguni" – dzieło bardzo trudne do przeniesienia na scenę, ponieważ składa się z wielu pozornie niepowiązanych ze sobą historii dziejących się w różnych czasach. Nie zniechęciło to bynajmniej Michała Zadary i Barbary Wysockiej przed podjęciem się przygotowania teatralnej adaptacji.

Jak już wspomniałam „Bieguni" to zbiór bardzo wielu pozornie niepowiązanych ze sobą opowieści. Jedne są bardzo krótkie, inne dłuższe. Część dzieje się współcześnie, część w różnie odległej przeszłości. Wszystkie łączy z pewnością skupienie się na ruchu, podróży czy drodze lub na ich przeciwieństwie bierności, zastoju, stagnacji. W spektaklu wykorzystane są olbrzymie fragmenty prozy Olgi Tokarczuk – właściwie każde wypowiedziane na scenie słowo pochodzi z książki. Sprawia to, że wersja sceniczna jest bardzo wierna oryginałowi, co jest jednocześnie jej wadą i zaletą. Przede wszystkim jednak bardzo ciężko jest ocenić to przedstawienie bez odnoszenia się do książki.

Dlaczego? Wynika to z jej specyfiki. „Bieguni" to bardzo trudna książka i z jednej strony ustanowienie w spektaklu osoby, która jest w pewnym sensie narratorem wszystkich historii i która prowadzi przez nie widza ułatwia odbiór tekstu, który staje się przystępniejszy. Z drugiej jednak strony trudność tego tekstu wymaga czasami, by się zatrzymać – pomyśleć, zrobić przerwę. Spektakl z oczywistych przyczyn nam tej przestrzeni nie daje przez co mam wrażenie, że wiele mi umknęło – nie zdążyłam zastanowić się jeszcze nad jedną sceną, a już kończyła się kolejna, nad którą również chciałoby się chwilę pomyśleć.

Czy spektakl wymaga znajomości książki? Nie – zdecydowanie nie wymaga. Oczywiście osoba, która zna pierwowzór może z całości wynieść więcej, ale nawet bez znajomości książki jesteśmy w stanie mniej więcej zorientować się co dzieje się na scenie. Dla lepszego zrozumienia spektaklu polecałabym jednak przed wybraniem się do teatru dowiedzieć się czym była sekta biegunów i poczytać nieco o teorii konstelacji w twórczości Olgi Tokarczuk. Warto też zdawać sobie sprawę, że całość opiera się na kontraście między tym co jest w ruchu, zmienia się – ludzie w różnych formach podróży – oraz tym co stoi w czasie, szeroko rozumianą stagnacją – ludźmi, który próbują zatrzymać życie przez proces konserwowania ciał. Olga Tokarczuk wielokrotnie odnosi się też do powszechnie znanych motywów z greckiej literatury klasycznej, między innymi do Antygony, Odyseusza czy Orfeusza. Warto o tym wiedzieć, by w czasie spektaklu być otwartym na poszukiwania tej intertekstualności.

Najlepszą stroną „Biegunów" Zadary była dla mnie ich realizacja. Przed rozpoczęciem spektaklu scenografia wydawała się bardzo surowa – nieszczególnie ciekawa i dająca raczej małe możliwości. Szybko okazało się jednak, że bardzo dobre wykorzystanie światła oraz licznych materiałów wizualnych może sprawić, że to pierwotne surowe miejsce zmienia się w cokolwiek – lotnisko, statek czy XIX – wieczną rezydencję. Za ten niesamowity klimat gratulacje zdecydowanie należą się, odpowiedzialnym za reżyserię światła, Piotrowi Pieczyńskiemu i Michałowi Zadarze oraz, odpowiedzialnym za projekcje wideo, Arturowi Sienickiemu, Michałowi Zadarze i Barbarze Wysockiej. Chociaż przedstawienie oparte było głównie na słowie i przez to znalazło się w nim dość mało dynamicznych scen to warto zauważyć, że te dynamiczne, zwłaszcza te na statku, były naprawdę piękne pod względem plastyczności ruchu scenicznego i jego zgrania ze scenografią. Widać tu bardzo dobrą współpracę odpowiedzialnego za scenografię Roberta Rumasa z odpowiedzialnym za choreografię Tomaszem Wygodą. Jeśli chodzi o aktorstwo to nie można nie zwrócić uwagi na Barbarę Wysocką. Jej postać bardzo wyróżnia się na tle innych, a ona sama z pewnością wykonała gigantyczną pracę by opanować tekst Tokarczuk w tak dużym stopniu. Wśród aktorów i aktorek moją uwagę przykuła też Sylwia Achu – której monologi są moimi ulubionymi scenami z całego spektaklu – oraz Arkadiusz Brykalski, który w roli Kunickiego jest najbardziej charyzmatyczną postacią spektaklu.

Komu można by było polecić Biegunów? Z pewnością fanom książki – dzięki aktorom historie nabierają nieco innego wydźwięku, można w nich dostrzec więcej. Tym, którym ciężko przebrnąć przez książkę – Barbara Wysocka będąca narratorką sprawnie przeprowadza przez te historie. W końcu tym, którzy nie mają problemów ze skupieniem – spektakl jest bardzo długi, a sceny, mimo tego, że dużo się dzieje, mało dynamiczne. Bardzo łatwo się rozproszyć, zmęczyć formą, tym bardziej, że niestety z tylnych rzędów Teatru Powszechnego w Łodzi nie da się odczytać tłumaczeń fragmentów w obcych językach, a instalacje techniczne zasłaniają całkowicie napisy angielskie. Mimo tego wszystkiego da się wyciągnąć ze spektaklu kilka naprawdę ciekawych przemyśleń. Nie ma natomiast według mnie czasu na to by się nad nimi zatrzymać – zostają nam rzucone, by chwilę później mówić zupełnie o czymś innym. Nie jest to do końca wada spektaklu, a raczej specyfika przenoszenia takiej książki na scenę. Może jednak taki brak czasu na przemyślenie całości skłoni część widzów do przeczytania oryginału „Biegunów". Warto, bo zarówno książka jak i spektakl to pewnego rodzaju lustro, w którym zobaczymy tylko to co już gdzieś w nas jest.



Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
28 października 2021
Spektakle
Bieguni
Portrety
Michał Zadara