Bo jeśli Człowiek z Człowiekiem może tworzyć Jednię...

Zastanawialiście się kiedyś, Drodzy Nieznani Czytelnicy, kim byłby człowiek bez daru Wyobraźni? Jacy bylibyśmy, jak odczuwalibyśmy i odbierali świat, życie, ludzi dookoła? Jak bardzo Empatia i Antycypacja czynią nas wyjątkowymi, unikalnymi, jedynymi w swoim rodzaju? Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie świat bez tych trzech pojęć przestałby być sensu stricto; stałby się szarobury, płaski, bezwymiarowy, chwilowy... Znikły by przynajmniej dwie z najważniejszych ludzkich „sił napędowych": Miłość i Przyjaźń; wtedy nie da się już żyć – można tylko trwać lub wegetować!

Dlaczego o tym właściwie piszę? Wszystkie te wielkie pojęcia to pięć kluczy do pozornie błahego i przezabawnego tekstu Ingmara Villqista „Oskar i Ruth". Skąd wzięła mi się fascynacja tym tekstem, skoro wobec autora i pozostałych sztuk byłam konsekwentnie krytyczna i trzymałam gardę? Od roku 1998 (premiery „Nocy Helvera" w chorzowskim teatrze Kriket) nazwisko Ingmar Villqist było na ustach wszystkich, modne i „na topie". Im bardziej ktoś mnie do czegoś zachęca i coś poleca, tym bardziej robię voltę w tył i zwiewam, gdzie pieprz rośnie; tamtym razem było zupełnie tak samo! We wrześniu 2001 Maryna (moje warszawskie Alter Ego, maniaczka dobrego, mądrego i poruszającego serca i duszę teatru) zobaczyła w warszawskim Teatrze Powszechnym „Oskara i Ruth"*; no i się zaczęło...! Jeśli cokolwiek pamiętam z moich urodzin, to właśnie cudowną opowieść o tym spektaklu. Dwanaście lat później (tym razem w bożonarodzeniowe popołudnie) rozpływałam się nad wersją radiową, którą tak samo jak oryginał sceniczny, wyreżyserował dla radiowej „Jedynki" Jan Buchwald**. Niezrównany Andrzej Brzoska, wespół z Tomaszem Obertynem i Jarosławem Wójcikiem, przyczynili się swoim mistrzowskim kunsztem radio-akustycznym do tego, iż (piszę to z pełną premedytacją!) uzależniłam się w chwilach szarych i ciężkich od tego słuchowiska: najlepszy, najzdrowszy i najskuteczniejszy antydepresant, jaki znam! Właśnie Marynę ciągnęłam trzeciego dnia festiwalowego Słodko Gorzkiego (14 czerwca 2015 r.) do Sali Czarnej w Centrum Kultury; ironia Losu, zabrakło biletów... Radość Słonecznej z moich póżnowieczorno- niedzielnych telefonicznych zachwytów nad koncertem na Agnieszkę Matysiak, Arkadiusza Jakubika, Pasję Życia i Miłość: bezcenna! W końcu po co są przyjaciele? By zarażać nas Pięknem, które ich samych urzekło!

Oscar pracuje w kopalni, położonej gdzieś w małym Elmitt. Wychodzi rano, wraca wieczorem do domu, tęskniąc cały dzień do swej żony Ruth Hellster. Rutyna codzienności potrafi zabić każde uczucie, każdą namiętność; jeśli nie będzie się podsycać i podsycać żaru - ogień wygaśnie i koniec. Jak bronią się, walczą z czernią życia i szarością codzienności państwo Hellster? Wymyślają niesamowite historie, odgrywają je; ubarwiając szaroburą codzienność, chronią się w arkadach swojej wyobraźni. Tworzą sobie inną szczęśliwszą, bardziej szaloną rzeczywistość; to ich azyl, lekarstwo, odtrutka na bezsens, głupotę, rutynę, samotność! Nawet, jeśli dzieje się źle w ich świecie, też jest dobrze; bowiem oni chcą ze sobą być „na dobre i na złe, w szczęściu i nieszczęściu, ponad wszystko"! Skoro się już nawzajem znaleźli, tylko razem mają szansę przeżyć swoje życie pięknie, cennie i wartościowo... Rozmawiają ze sobą, pielęgnują swoje uczucia, podsycają emocje, wspierają się (czasem nawet spierając się o bardzo istotne sprawy!). Zależy im, wierzą w siebie i w swoją Jednię (którą stworzyli kiedyś tam mówiąc sobie TAK!). Wiedzą, że są dla siebie ważni, sobie nawzajem potrzebni, coś ich łączy, spaja, o coś im chodzi, gdzieś chcą razem tą swoją drożyną życiową dojść...! Właśnie to: oni mimo całego swojego długiego małżeńskiego stażu Wierzą i Ufają Sobie Nawzajem!

Żyjemy w czasach łatwych zdobyczy wszelakich, szybkich i płytkich relacji, bezstresowych rozstań, patchworkowych związków. Psuje się telefon – kupujemy drugi, albo daje go nam operator w ramach umowy. Wysłużył się samochód – do dealera marsz! Coś szwankuje w związku – tu opcji obfitość... Biegną nowi Europejczycy do sądu i biorą rozwód. Po czym zakładają konto na którymś z niezliczonych portali randkowych lub seksualnych i „zaczynają nowe życie, szukając nowej drogi...". Fundują sobie „rozrywkę na boku" czyli romansik albo odrobinkę ukojenia (teraz to się nazywa „rewitalizacja relacji w związku" wymądrzone i nowoczesne określenie na zwyczajną zdradę, prawda?!). O konsekwencjach już się nie myśli: żyje się szybko, efektywnie, fleszowo i ze stylem! Staliśmy się tak nowocześni, otwarci i wyzwoleni, że większości z nas pomieszały się: chuć z uczuciem, kaprys chwili z wiernością, moda z uczuciami! Czy naprawdę trudno żyć, być i współistnieć jak Oskar i Ruth: rozmawiać, dzielić ze sobą codzienność niezależnie od jej smaku i koloru, wciąż na nowo starać się wspierać, odkrywać i poznawać drugiego Człowieka? Skoro ostatnio tak nas necą ostatnio oldschool'owe trendy, to może by tak wrócić do tradycyjnych relacji, uczuć, rozmowy, kontaktu spłoszonych rzęs i nieśmiałego chodzenia za rękę...?

Pozornie banalny tekst, dwoje aktorów, dwa krzesła, kilka banalnych rekwizytów – a ile tam się przez te 90 minut dzieje, jak tu się kłębią emocje, uczucia, gagi?! Na przemian zwijałam się ze śmiechu (nie ja jedna bynajmniej!), kamieniałam z napięcia i kuliłam się w sobie współodczuwając chociażby stratę nigdy nieposiadanego Synka... Ingmar Villqist (może właściwie powinnam napisać – Jarosław Świerszcz...?) zafundował widzom takie tempo tekstu, że nijak nie da się wniknąć w świat Oskara i Ruth Hellster jak tylko na totalnym przydechu; takiego tempa nie powstydziłby się w swoich filmach John Badham! Uf-ff, owacja na stojąco dla Agnieszki Matysiak i Arkadiusza Jakubika była całkowicie zasłużona; kocham takie sceniczne tornada jak nic na świecie! Jeśli za tak karkołomny tekst bierze się małżeństwo aktorskie z wieloletnim stażem, to jest to co najmniej podwójna trudność. Oboje mieli zadanie nie do pozazdroszczenia. Wybrnęli na prostą szczerością, wspaniała dykcją, niesamowitym talentem komicznym (uwierzcie mi, te gagi pamięta się naprawdę długo i dokładnie, takie wybuchy śmiechu tym bardziej!), szacunkiem dla widza i niezwykłym warsztatem. Mała scena, widownia praktycznie na wyciągnięcie ręki, a oni dają z siebie „ostatnią kroplę potu i krwi"...! To jest najpiękniejsze, dla takich chwil się żyje, po to właśnie wraca się do teatru!

Przypisy:
*http://www.e-teatr.pl/pl/realizacje/17883,szczegoly.html, http://www.powszechny.com/spektakle/oskar-i-ruth,s25.html
**http://www.e-teatr.pl/pl/realizacje/48944,szczegoly.html, http://www.polskieradio.pl/7/15/Artykul/937247,Oskar-i-Ruth-wedlug-Villqista-premiera-sluchowiska



Anna Rzepa-Wertmann
dla Dzienika Teatralnego
16 lipca 2015
Spektakle
Oskar i Ruth